81

25 2 0
                                    

-Idziesz też zagrać?- pyta James.
-Niee- odpowiadam, chwytając się za głowę. Chyba dziś trochę przesadziłem i będzie trzeba udać się za ten parawan, który znajduje się w ogrodzie.
-Zaraz będę rzygał tym piwem- oznajmia roześmiany.
-Weź przestań- jęczę niezadowolony. Jest po 23, a ja czuję, że powoli zgonuję.
-Ej, a tak w ogóle gdzie jest ten twój Nathan?- pyta blondyn o brązowych oczach i imieniu Ben.
-Nie wiem- odpowiadam, opierając się o oparcie krzesła. Już wokół nas nie ma takiego tłumu jak przedtem, gdy były te zawody. Większość poszła pograć albo popatrzyć na grę w butelkę lub potańczyć.- Nie widziałem go nigdzie, a miał być...
-Wooah! Całuj, całuj, całuj!- krzyczy tłum.
-Chyba na całowanie jest- oznajmia Benjamin, który usiadł na stole.
-No chyba- drwię.- Idziemy zapalić?
-Fajkę?- pyta blondyn.
-A masz coś lepszego?- rzucam w jego stronę uśmiech.
-A mam- odpowiada i wyciąga z kieszeni jointa.
-Trzeba było od razu- wypowiadam, wstając.
-Trzymaj już- podaje mi jednego, a ja chowam go do kieszeni.
-Całuj, całuj, całuj!- krzyczą. Nie wiem dlaczego, ale nie znoszę grać w tą grę. Idąc z chłopaki, z ciekawości wychylam się i zauważam jak Nathan.. - on to zawsze musi kogoś przelecieć- nachyla się nad jakaś blondynką.
Stop.
-Kurwa mać!- wykrzykuję i szybko odrywam go, od Victorii. Niewiele brakowało, a by ją pocałował.- Co ty robisz!- krzyczę a niego, a on wstaje.
-O co ci chodzi?- syczy. Widać, że jest nawalony. Jednak ja niestety jestem bardziej.
-Jeszcze raz zobaczę- wypowiadam przez zaciśnięte zęby i chwytam go za koszulkę oraz przygniatam do ściany- że ją dotykasz, a powiesz cię za jaja!
-Uspokój się!- odpycha mnie od siebie.- Co ci się dzieje?
-No nie zabiję cię zaraz!- wykrzykuję i znów go chwytam za kołnierz, ale ktoś zaczyna mnie odpychać od niego.
-Sam uspokój się!- krzyczy Victoria.
-Ty też mi zejdź z oczu!- syczę jej prosto w oczy.
-Weź się ogarnij!- uderza mnie w ramie.
-Ty też będziesz całować z kim popadnie i będziesz szmatą? Widzę, że dążysz do tego.
-Samuel, nic się nie stało- oznajmia Nat, a moja pięść automatycznie się zaciska i zmierza w stronę twarzy chłopaka, jednak ktoś przetrzymał moje ramie i odsunął.
-Zostaw mnie!- Wyrywam się.- Idioci. Wszędzie są idioci!- wypowiadam, cofając się. W końcu obracam się i biorę do ręki jakąś butelkę alkoholu i wychodzę. Impreza się nie zatrzymała. W sumie nikt nie zwracał na nas uwagi.
Chcą się całować, a niech to robią. Mam to w dupie.
***
-Oj, oj, oj, pieprzyć to- wykrzykuje, idąc środkiem ulicy i pijąc z butelki alkohol.- Wszyscy są popierdoleni!- wykrzykuję, zatrzymując się w końcu i spoglądam w gwiazdy.
-Black do cholery!- słyszę za sobą.
-Tak mam na nazwisko!- śmieję się i przykładam do ust butelkę, z której pije bursztynowy napój.
-Zostaw to!- wyrywa mi, a ja oblewam się.
-Ej!- besztam ją i wyszarpuje z jej dłoni.- To moje- przytulam szklaną rzecz do serca, a następnie całuję.
-Jesteś pijany- oznajmia.
-No i co?- robię dzióbek i siadam na środku ulicy.- Robię co mogę. Zabronisz mi?

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz