Część 6

69 3 1
                                    

Siadamy obydwoje, ściągając wcześniej plecaki z barków.
Mężczyzna został wybrany niedawno na dyrektora ogromnej szkoły przez uczniów oraz rodziców. Jest młody, bo zaledwie skończył 30 lat.Spokojnie mógłby być moim bratem, gdyby tylko mama był ciut starsza, a zaledwie ma 44 lata. Wracając do niego. Jest świetnie wysportowany, ma bardzo dobry kontakt z młodzieżą, a nie licząc, że jest przystojny, aczkolwiek większość dziewczyn z tej szkoły tak uważa i można rzec, że wyglądem się sugerowały przy głosowaniu.
-Więc, co się stało?-pyta brunet, siedzący za biurkiem.
-Nic- odpowiadamy równocześnie, a następnie wybuchamy śmiechem.
-Spoko, ja też go nie znoszę- oznajmia rozbawiony, rozluźniając czarny krawat oraz odpina marynarkę.- Ale to zostaje pomiędzy nami- ostrzega.
-Naturalnie-wypowiada brunet, który mi towarzyszy i robi gest obronny z dłoni.
-Ale tak bez powodu tu was przyprowadził?-dopytuje się zaciekawiony.
-No, ktoś mu podrzucił jakąś kartką z groźbą i mnie o to oskarżył, a potem, to co zawsze-odpowiadam.
-Jakie groźby?
-Ja już nie pamiętam.Niech się pan dopyta pana Argenta.
-Zrobię tak- twierdzi. A wy ile jeszcze macie lekcji?
-No jeszcze jedną, ja matematykę, a Nathan biologię-wypowiadam z uśmiechem.
-Dobra- wymachuje ręką.- Idźcie do domu, zwalniam was. Jak macie jeszcze raz przyjść, to już wolę, żebyście coś broili poza szkołą, niż tylko tu siedzieli- oznajmia, wyciągając telefon z marynarki.
-Wiedziałem, że z pana jest porządny i mądry człowiek- dodaje z udawaną powagą mój przyjaciel.
-Dobra, dobra. Już was nie widzę. Nie będę nikogo niańczył. Zmykać, albo cofnę moje słowa
-Tak, tak- przytakujemy głową, wstając i spoglądamy na siebie. Zakładamy plecaki i wychodzimy.
Niby jesteśmy różni, a jednak tacy sami.Ja bardziej ułożony, a z niego wieczna ciamajda, nie licząc footballu, bo najwyraźniej jest lepszy ode mnie, ponieważ jest kapitanem, a ja tylko marnym zastępcą.
-To co robimy?- pyta Natan, kiedy zmierzamy do wyjścia.Pcha drzwi i wychodzimy. Po oczach razi mnie australijskie słońce, więc biorę do ręki moje Ray Ban'y, które były włożone do kieszonki od koszmarnego czerwonego swetra w czarne pasy.
-Nienawidzę tych mundurków- mruczę pod nosem, zakładając okulary przeciwsłoneczne, kiedy idziemy w stronę naszych domów.
-Ale zobacz. Jest kwiecień, jeszcze, maj,czerwiec, lipiec, i kilka miesięcy, no i w grudniu matura- oznajmia.
-Zaczęliśmy naukę w styczniu.Jesteśmy dopiero na początku, idioto- odpowiadam drętwo.
-Trzeba wykorzystać jakoś ten czas, a nie siedzieć drętwo, idioto- odgryza się.
-Jeśli chcę się dostać na uczelnię w Sydney, to muszę przyłożyć się do matematyki, a jej kompletnie nie ogarniam.
-Też myślę nad tym, żeby tam studiować, ale z drugiej strony nie chce opuszczać Perth.
-A co cię tu trzyma?- pytam, wkładając ręce do czarnych jeansowych spodni.- Dziewczyna? Praca? Szkołę skończysz, a...
-Wiem..- przerywa mi.- Ale boję się zostawić tutaj rodzinę.
-Ty?- parskam śmiechem.- Pilnuj Brook, żeby ktoś jej do majtek nie zaglądnął- dodaję

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz