Część 60

25 2 0
                                    

-Więc, co lubisz robić?- pytam, biorąc do ust kawałek marchewki.
-Czytać- odpowiada, popijając wodę z butelki.
-A coś jeszcze?- dopytuję. Może nie jesteśmy razem na serio, ale chcę się czegoś dowiedzieć.
-Lubię pomagać.
-To znaczy?- unoszę do góry brew i spoglądam na nią.Siedzimy przy dużym oknie, na samym końcu sali.
-Pomagam w sierocińcu- oznajmia, a kąciki ust same do góry się unoszą.- A poza tym...
-Cześć- przerywa nam znajomy dla mnie głos. Spoglądam w prawo i zauważam, jak koło mnie dosiada się Susan.- Czemu nie siedzisz z nami?- pyta, a mój wzrok wędruje w stronę stolika, gdzie zazwyczaj siedzę.Widzę jak Nathan razem z Brook i Malią patrzy się w naszą stronę. Prycham pod nosem i wracam wzrokiem do dziewczyny, która siedzi na przeciwko mnie.Ewidentnie jest zmieszana obecnością drugiej blondynki.
-Nie mam ochoty- odpowiadam w końcu.- A po co tu przyszłaś? Chyba tam masz swoje towarzystwo- docinam.
-Po pierwsze, nie musisz być chamski, a po drugie, to ona jest tą twoją nową dziewczyna?- wypowiada zaskoczona i wskazuje na Victorię.
-Taak...
-Ha- śmieje się szyderczo.- Mogłeś chociaż ładną znaleźć.To nawet wyglądu nie mam.
-Możesz przestać obrażać?- wytrącam się.- Victoria ma imię. Mogłabyś się chyba zwracać do niej, a nie przez osobę trzecią.
-Jej imię brzmi przezroczystość- uśmiecha się sztucznie.Spoglądam ponownie na blondynkę i zauważam na jej twarzy smutek. Po chwili wstaje bez słowa, zabierając plecak i wychodzi.
-Zadowolona jesteś?- drwię z niej i również podnoszę się.
-Tak!- odpowiada radośnie, kiedy wychodzę, a ja czuję, jak we mnie się gotuje.
-Victoria!- wołam. Widzę jak idzie korytarzem.- Ej!- krzyczę i podbiegam do niej.- Zaczekaj, no.
-Daj mi spokój- zbywa mnie.
-Nie obrażaj się.Susan czasem jest wredna.Ona ciągle coś do mnie czuje, a teraz stwierdziła, że jesteś konkurencją dla niej.
-I co z tego? Nie chce mieć więcej problemów- oznajmia, obracając się do mnie twarzą.- Wystarczająco ich mam. Nie potrzeba mi więcej.
-Będę trzymał ją na dystans, serio.
-No i co z tego? Myślisz, że odczepi się ode mnie?- drwi.
-Jak będziesz ze mną, to nic ci nie grozi- twierdzę.
-A gdy ciebie przy mnie nie będzie?- uśmiecha się do mnie sztucznie.- Od samego początku wiedziałam, że to zły pomysł- chwyta się za głowę.- Mogłam się słuchać Michela, ale ja jak zwykle naiwna jestem...
-Czekaj, czekaj- oznajmiam rozbawiony.- Czyli nawet jeśli nie znałbym rozwiązania zagadki, to tak byś się zgodziła?- przymrużam oczy.
-Niee- wypowiada. Sądząc po tym, jak na jej policzki wkradł się wielki rumieniec, to kłamie.
-Oj ty, oj ty- śmieję się z niej i obejmuje ramieniem. Nie wiem co się ze mną dzieje, że robię takie ruchy. Nie znam dziewczyny, a obejmuje ją w taki sposób, na dodatek w szkole i na środku korytarza.- Wiesz co?
-Co?- dopytuje się. Jest cała spięta.
-Przekonujesz mnie do siebie i myślę, że cię polubię- twierdzę, spoglądając na jej splecione dłonie, ale szybko za nie chwytam, wcześniej odsuwając się od niej. Podwijam jej rękawy.
-Co to jest do cholery?!

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz