103

19 1 0
                                    

W odpowiedzi słyszę jeszcze głośniejszy płacz. Co się dzieje do cholery? Czy żadna dziewczyna nie może przyjąć tego z radością?
Victoria chce wstać, ale jej na to nie pozwalam.
-Victoria, siadaj.
-Nie mogę... Musze wyjść.
-Nigdzie nie idziesz. Nie pozwolę ci uciec.
-Boisz się, że postąpię tak jak Brook?- pyta, spoglądając na mnie.Jej oczy są spuchnięte i czerwone. Włosy w nieładzie, a klatka unosi się niespokojnie.
-Co?- pytam niezrozumiale.
-W parku byłeś z Brook. Kłóciliście się. W końcu wykrzyczałeś jej, że ją kochasz, a ona miała to gdzieś. Boisz się, że historia się powtórzy- odpowiada, wstając w końcu. Zaczynam łączyć fakty... Jasna cholera! Jak oparzony wstaję na przeciwko mnie.
-To ty jesteś tą Tajemniczą Zmorą!
-No i dlaczego krzyczysz?!- tym razem ona unosi ton głosu.
-Bo mnie oszukałaś!
-Nie oszukałam cię!- odkrzykuje.
-Zwierzałem ci się, a ty udawałaś, że o niczym nie wiedziałaś? Komu odpowiadałaś o tym, jak bardzo jestem naiwny, głupi i niezdecydowany?
-Nikomu, przysięgam. To co mi mówiłeś, zachowywałam dla siebie i tylko dla siebie.
-Zapewne miałaś przy tym ubaw, co?
-Przestań tak mówić! To co ty mówiłeś pozostało między nami i pozostanie.
-Po co była ta szopka? Jesteś z siebie zadowolona?
-Teraz w taki sposób będziemy rozmawiać?- pyta opryskliwie.
-Najwyraźniej są do tego powody!
-Wyjdź...- zamyka oczy.
-Nie skończyliśmy.
-Wyjdź ,do cholery jasnej! To wszystko nie ma sensu.
-Masz racje. Nie me sensu- odpowiadam, biorąc głęboki wdech, a następnie odwracam się i wychodzę z pomieszczenia, powstrzymując się, aby czegoś nie rozwalić.
***
Kolejny wieczór spędzam samotnie. Wróć, tym razem z butelką whisky w ręce. Matki nie ma, rodzeństwa też nie, cała chata na mnie. Postanowiłem pogadać sobie z gwiazdami.Wyszedłem na balkon, który graniczy z moim pokojem, a następnie wszedłem na betonową, pomalowaną na biało balustradę. Usiadłszy, złączyłem dzióbek butelki z moimi ustami i wypiłem spory łyk, po którym wykrzywiłem twarz w grymas.
-Witajcie przyjaciele!- wypowiadam i zaczynam machać.- Co u was słychać?- chichoczę.- U mnie beznadziejnie. Powiem wam, że miłość do ścierwo. Nie warto się angażować, bo ten kto się bardziej zaangażuje, zawsze dostanie po dupie. Najlepiej być dupkiem!- unoszę butelkę do góry.- Wasze zdrowie! Zdrowie za tych, którzy nie dali się tej pieprzonej miłość. Za dupków i suki!- oznajmiam i ponownie zaczynam pić trunek. Zauważyłem, że w alkoholu można znaleźć pocieszenie. I to nawet lepsze jest od biegania czy palenia.Przynajmniej, jeśli chcesz się zabić, to można połączać jedno z drugim pożytecznym. Picie sprawia ci przyjemność, tylko trzeba wypić wystarczająco dużą ilość tego napoju, aby zejść.W końcu pustą butelkę wyrzucam, a ona rozbija się na asfalcie.- Ale ten świat jest popierdolony- wypowiadam rozbawiony, kręcąc głową na boki i śmiejąc się pod nosem.- Nie dajcie się nikomu! Pamiętajcie, wierzyć tylko sobie.Ludzie to ścierwo!
-Samuel, co ty robisz?!- słyszę. Spoglądam przed siebie i zauważam Brook.
-Cześć kochanie.

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz