83

22 2 0
                                    

Robię kilka kroków w tył, obracam się na następnie kucam i cała zawartość żołądka idzie w trawę. Nienawidzę tego stanu.
-Masz nauczkę- wypowiada zła Brook, która podaje mi chusteczkę. Z grymasem biorę i ocieram usta oraz siadam na ziemi, chowając twarz w dłonie.
-Chcę do Vicky...- bełkoczę.
-Co?- pyta zaskoczona.
-Chcę do Victorii- powtarzam. Czuję się wyczerpany. Chcę mi się spać.
-Z tobą na serio jest już źle- oznajmia.- Do psychiatryka nie chcesz znowu przypadkiem iść?- pyta takim tonem, który aż kipi pogardą.- Chcesz, żeby kolejna dziewczyna przez ciebie się zabiła? Tego chcesz? Po co ty się z nimi zadajesz w ogóle? Ta cała sytuacja ciebie niczego nie nauczyła? Znowu kogoś zranisz, bo przez chwilę się zabawisz, a ona się tobą zauroczy. Stwierdzi, jak tamta, że nie będzie potrafiła bez ciebie żyć i co wtedy? Znowu będziesz chciał zabić się.
-Przestań...- mówię cicho. Nie chcę tego słuchać. Ona mnie niszczy. Ja nie chcę tego. Nie chcę być niszczony. Chcę wszystko odbudować. Żyć na nowo.
-Zastanów się nad sobą. Latasz za mną, to za Moore. Co w ciebie wstąpiło. Nie umiesz się zdecydować? Uciekasz od czegoś?
-Przestań- powtarzam trochę głośniej.
-Boisz się, że któraś z nas cię zostawi?
-Przestań!- krzyczę w końcu i spoglądam na nią. Stoi nade mną i bacznie mi się przygląda.- Nie chcę tego słuchać!- wstaję i zatykam sobie uszy dłońmi. Zaczynam iść w nieznanym mi kierunku. A może znam tą drogę, tylko jej nie pamiętam? Teraz zbytnio mnie to nie obchodzi.
-Sam?- słyszę kolejny kobiecy głos. Tym razem spokojny i aksamitny. Obracam się i widzę, jak w moją stronę biegnie jakaś postać. Jest ciemno, więc trudno mi rozpoznać kto to jest.
-Victo-to-ria?- bełkoczę trochę niezrozumiale.
-Boże, Samuel, gdzie ty się podziewasz?- pyta i odgarnia moje blond kosmyki z czoła.- Śmierdzisz alkoholem, fajkami i nie wiem czy jeszcze.
-Nie opuszczaj mnie- wypowiadam szybko, patrząc na nią.
-Słucham?- pyta zaskoczona.
-Nie zostawiaj mnie, nigdy, proszę.
-Sam, jesteś pijany.
-Samuel, pora chyba wracać!- słyszę za sobą głos Brook.
-Obiecaj, że mnie nie zostawisz. A gdy ja ciebie zranię, odejdę. Ale obiecaj, że nic sobie nie zrobisz.
-Wszystko z tobą w porządku?- pyta ponownie, tym razem przykładając swoją dłoń do mojego czoła. Bez pytania biorę ją w objęcia i mocno przytulam.- Udusisz mnie.
-Nie puszczę cię..
-Brooklyn, pomóż mi, co?
-On ma na mnie wywalone. Ja na ciebie, więc teraz sobie radź sama.
-Zawsze jesteś taką suką?- pyta opryskliwie.
-Dla nielicznych tak. Ty znajdujesz się w tym gronie. Niby taka niepozorna, a w środku to zołza z ciebie i tyle.
-Kto to mówi...- prycha pod nosem.- Black, puść mnie do cholery- zwraca się tym razem do mnie.
-Nie- odpowiadam cicho.- Nie chcę cię puszczać. Stałaś się dla mnie ważna..
-Uważaj, bo tobie też wyzna miłość, a potem kopnie gdzie pieprz rośnie. Każdej tak mówi, że jest wyjątkowa, a tak naprawdę za jakiś czas znajduje sobie nową, a obecną zostawia. To człowiek z przeszłością. Pamiętaj, tacy się nie zmieniają.

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz