25

34 4 0
                                    


Tom w końcu dotarł na miejsce. Zaparkował pod wiezowcem.
- poczekać ?- zapytał
- tak. Wezmę tylko swoją zgubę i wracam.
- oczywiście
- dzięki Tom - uśmiechnęła się i wyskoczyła z samochodu. Lucy weszła do budynku i szybkim krokiem poszła do windy. Miała nadzieję, że jej teczka będzie leżała na miejscu w nienaruszonym stanie. Serce biło jej jak szalone, kiedy winda pokonywała kolejne piętra.  "No szybciej " powtarzała w myślach. W duchu przeklinała fakt, że biuro Valerii znajduje się akurat na ostatnim piętrze tego drapacza chmur. W końcu Lucy wyszla na korytarz. Usłyszała dziwny gwar. Bardzo ją to zdziwiło, ponieważ zazwyczaj w tej części budynku panowała cisza i spokój. Dziewczyna szybkim krokiem podeszła do szklanych drzwi. Nie otwierając ich zobaczyła, że po biurze kręcą się policjanci.

- Cholera...- powiedziała sama do siebie.

- nie zamierzasz wejść ? - Usłyszała głos zza pleców. Odwróciła się i zobaczyła sekretarkę. "Oczywiście" pomyślała. Jej uśmiech na twarzy wcale nie dziwił Lucy.

Sofia była nową sekretarka w firmie. Ona i Lucy były w podobnym wieku, ale to niczego nie ułatwiło. Od początku sie nie lubiły. Lucy była pewna, że to właśnie Sofia znalazła różową teczkę, przejrzała ją dokładnie, po czym wezwała policję, gdy znalazła narkotyki.

Lucy w końcu wyrwała się z zamyślenia i otworzyła duże szklane drzwi. Dość niepewnie weszła do środka. Zobaczyła swojego ojca, który rozmawiał z jednym z policjantów. Wtedy była w totalnym szoku. Spodziewała się chyba wszystkiego, ale nie tego, że zobaczy tutaj swojego ojca. Momentalnie przeszedł ją dreszcz. Nie była już pewna, czy bardziej wystraszyła się policji buszującej po biurze, czy widoku swojego ojca który patrzył na nią wściekłym wzrokiem. Valeria także była w biurze, biegała za policjantami i błagała ich by przestali wyrzucać wszystkie dokumenty z segregatorów.  Lucy rozejrzala sie po pomieszczeniu. "Bingo" zobaczyła swoją teczkę. Oczywiście na biurku sekretarki. Lucy podeszła i chciała po prostu zabrać swoją własność. Wzięła teczkę do rąk.

- proszę tego nie ruszać !- wrzasnął jeden z policjantów. Lucy tak się wystraszyla , że aż podskoczyla.

- czy to należy do Pani ? - zapytał policjant, który jeszcze przed chwilą pogrążony był w rozmowie z ojcem dziewczyny. Lucy czula jak robi jej sie gorąco. Wiedziała, że musi za wszelką cene wybrnąć z tej sytuacji. Miała zbyt wiele do stracenia.

- tak. To moja teczka. Mam w niej bardzo ważne dokumenty.  - powiedziała. Chciała przy tym brzmieć jak najbardziej poważnie i wiarygodnie.

- w takim razie musi pojechać pani z nami na komisariat.

- ja ? Niby dlaczego ? - Lucy udawała zdziwioną i zszokowaną.

- w teczce, która jak pani twierdzi należy do Pani, znaleziono narkotyki.

- co?! To niemozliwe. - Zapewniała Lucy.

- zapytam jeszcze raz.  Czy to należy do Pani ? -policjant pokazał woreczek z białym proszkiem.  Lucy spojrzała na niego.

- nie proszę Pana. To nie należy do mnie. - powiedziała spokojnym głosem patrząc policjantowi prosto w oczy. Miała nadzieję, że policjant jej uwierzy, choć było go z jej strony bardzo naiwne. Do Lucy podeszło dwóch policjantów, Valeria oraz Simon.

- Pojedzie Pani z nami na komisariat. Musi pani złożyć wyjaśnienia w tej sprawie.

- Ale ja nie mam z tą sprawą nic wspólnego -Lucy była coraz bardziej zdenerwowana, widocznie zauważył to jej ojciec, ponieważ poddszedł do niej i do rozmawiającego z nią policjanta.

- O co tutaj chodzi?

- Pan jest..?- zapytał policjant

- Jestem jej ojcem- odpowiedział Simon

-Czy córka jest pełnoletnia?

-Tak. Oczywiście .

-W takim razie nie potrzebujemy zgody rodzica żeby ją przesłuchać. Pojedzie Pani z nami- Policjant już wyciągnął rękę w stronę kajdanek.

Lucy spojrzała tylko na ojca przerażonym wzrokiem. Nie chciała być wyprowadzona z budynku na ulicę jak przestępca. Co pomyśleliby ludzie gdyby ją tak zobaczyli.

- Przepraszam pana bardzo możemy zamienić parę słów na osobnosci? - zapytał ojciec Lucy odciągając na chwilę policjanta na bok.- Widzi pan, jest taka sprawa zarówno ja, jak i moja córka jesteśmy w pewien sposób znani i rozpoznawalni zwłaszcza w tym środowisku, dlatego nie ukrywam, że bardzo zależy mi na zachowaniu dobrej opinii.

- Rozumiem, że martwi się pan o opinie innych ludzi, ale procedury to procedury. U pana córki znaleziono dość sporą ilość narkotyków. Jest z tego powodu zatrzymana do wyjaśnienia całej sprawy.

-Chcecie ją aresztować?!

- To co my chcemy Nie ma tutaj żadnego znaczenia. Takie jest prawo. Musimy ją zatrzymać.- Policjant chciał wrócić z powrotem do Lucy.

- Niech pan poczeka- powiedział Simon- Mnie tak samo jak panu bardzo zależy na szybkim wyjaśnieniu całej sprawy. Dopilnuję żeby córka zgłosiła się na przesłuchanie.

- Pan mnie nie rozumie- powiedział policjant- To nie są żarty tylko poważna sprawa i ona pojedzie z nami

- Zdaję sobie pan sprawę z tego, co dla tej dziewczyny znaczy jazda w radiowozie. Jeszcze może zakujecie ją w kajdanki jak jakiegoś zbrodniarza ?!

- Czy do pana nie dociera, że ona może być tym przestępcą.

- Niech pan nie żartuje znam moją córkę bardzo dobrze. Wiem, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. - Lucy stała kawałek dalej i przysłuchiwała się całej rozmowie ojca z policjantem. Dotarło do niej, że ojciec naprawdę wierzy w jej niewinność. Miała nadzieję, że w jakiś sposób wyciągnie ją z tych tarapatów.

- Mogę panu zaświadczyć, że osobiście dowiozę córkę na komisariat.

- Absolutnie nie ma takiej opcji- policjant nadal upierał się przy swoim.

- W takim razie jedźmy od razu, ale moim samochodem. Może pan jechać z nami, ale jedźmy moim nieoznakowanym samochodem, a kajdanki nie wchodzą w grę.

- Jest oskarżona o posiadanie narkotyków to poważna sprawa nie możemy tego bagatelizować w ten sposób.

- Przecież to tylko dziewczyna. Niska i niezbyt silna, po co panu te kajdanki przecież nie udusi pana na tylnym siedzeniu samochodu.

- Niech pan już nie robi tutaj awantury.

- Nie zgadzam się na inny transport córki na komisariat.

- Chyba nadal się nie rozumiemy- policjant nadal przestawał przy swoim. Lucy modliła się żeby ojcu udało się go jakoś przekonać. Nie słyszała dalszego przebiegu rozmowy, ponieważ jej ojciec zabrał policjanta do osobnego pomieszczenia i  zamknął za nimi drzwi. Do Lucy podbiegła Valeria.

- nie obchodzi mnie czy ćpiesz, jesteś zwolniona.

- ale ja...- Lucy chciała jakoś przekonać Valerie, żeby jej nie zwalniała.

- idź do diabła ! - Krzyknęła tylko wściekła kobieta.

Zanim wzejdzie słońce/ W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz