#20

39 3 0
                                    

Boli mnie głowa. Powoli otworzyłem oczy.Co ja robię u siebie w domu,przecież byłem w parku. Osiadłem i rozejrzałem się po pokoju.Czemu mam na sobie dresy i jakąś koszulkę. Powoli wstałem z boląca głowa. Słyszałem jakieś glosy na dole. Złapałem się ściany by się nie wywalić. Zszedłem ze schodów i poszedłem do salonu,gdzie było słychać głosy.Policjant na mnie popatrzał i wszyscy poszli w jego ślady.

-Mateusz,powinieneś leżeć w łóżku-powiedział smutny tata.

-Co ja robię w domu?-mój głos był tak słaby,że nie wiem czy coś usłyszeli.

-Policja cie przyniosła-dzięki Blanka.

-Co ty tam robiłeś Mateuszku?-powiedziała zmartwionym głosem mama.Ale moje nogi nie wytrzymały i upadłem na kolana.Wtedy tata do mnie podbiegli i jeden z policjantów. Położyli mnie na kanapie koło mamy.

-Ma...teu...szku-zaczęła płakać. Chciałem coś powiedzieć,ale nie mogłem. Tylko zacząłem kaszleć.

-Tato przynieś mu leki!-krzyknęła Blanka.

-Dobrze-już go nie było.

-Gdzie go panowie znaleźli?

-Spał na ławce. Myśleliśmy,że coś brał-w tym momencie przybiegł ojciec.Dał mi leki i przykrył kocem.

-Ale wyglądał na chorego-dopowiedział drugi.

Policjanci poszli do radiowozu.Tata i Michał(którego trzeba było obudzić)zanieśli mnie do mojego pokoju,gdzie położyli mnie na łóżku. Szybko zasnąłem.

Następnego dnia siedziałem cały czas w domu. Nudziłem się jak Filip proszący o koniec zakupów z Blanka. Napisałem do Kamila,że wszystko okej.Jeszcze do Reka,że jestem chory.Potem oglądałem coś na laptopie,jadłem i spałem. Tak zleciał mi dzień chorego Mateuszka.

W piątek poszedłem do szkoły,bo lepiej się czułem. Szedłem szybko do klasy,bo ojciec chciał mnie odwieźć. Gdy znalazłem się przed nią zapukałem i wszedłem.

-Dzień dobry.Przepraszam za spóźnienie-kaszlnąłem. A pan od fizyki dziwnie na mnie spojrzał.

-Siadaj Mateusz.

-Dobrze.

Nauczyciel dalej mówił coś o elektrowniach.A ja przywitałem się z Remkiem. Po kilku lekcjach udaliśmy się na stołówkę.

-Remek-spojrzałem na niego.

-Mhm-mruknął.

-Co jest tak mało ludzi?

-Niektórzy chorzy,a inni uciekają sobie z zajęć.

-Aha.

Zajęliśmy stolik ten przy którym ostatnio siedziałem. Po lekcjach wróciłem do domu.Gdzie przebrałem się na wyścigi. Śniegu jeszcze nie było to można jeździć na motorze.Szybko wyszedłem przez balkon zęby rodzice nie pytali mnie gdzie idę. Dotarłem na miejsce w kilka minut.Przed wejściem stał zgred,który gadał z wyższym od niego gościem. Podjechałem do niego i puknąłem go w ramie. Przestraszył się mnie.

-Sorry gościu. Czekam na kogoś.-serio.

Zdjąłem okulary i popatrzał na moje oczy,ale nie skapnął się.

-Adi. Czy to nie jest King?-no co zszokowany gościu bardziej myśli od ciebie.

-No to on-uśmiechnął się.

-Milo mi poznać-podałem mu rękę.-Jak to zrobiłeś,że wygrałeś z Czarnym?-popatrzałem na zgreda i kiwnąłem głową,żeby za mną poszedł.

Jak oddaliliśmy się od typka,zapytał się tego,czego nie chciałem usłyszeć.

-Czemu mu nie powiedziałeś?

-Nie chce żeby ludzie mnie poznali-wzruszyłem ramionami.

-Aha.

Poszedł mnie zapisać do kilku wyścigów. Po 2 godzinach jazdy.Powiem jedno,ci ludzie są słabi. Po zakończonych zawodach zabrałem Adam do klubu. Ricki nas wpuścił tak na luzie.W środku było tyle ludzie jakby był weekend. Podeszliśmy do  do baru. Zamówiliśmy sobie coś. Aż nagle mignęła mi sylwetka znajomego gościa. Usiadł przy barze z jakimiś ludźmi,którzy się z niego śmiali.

-Adam-szturchnąłem go w ramie.

-Co?

-Czy nie siedzi tam Maciek?

-Poczekaj-wystrzelił oczy jak małpa.-Tak to on. Myślałem,że zawsze chodzi ze swoimi kumplami.

-Czy to nie jest dziwne?

-Nie wiem.

Wtedy usłyszałem jak ktoś kazał komos zdjąć ciuchy.Idiota by się na to zgodził. Spojrzałem w stronę pianego Maćka.

-Kurwa.To on ma to wykonać-wstałem i ruszyłem do niego-Adam. Chodź.

-Co?Gdzie mam iść?-usłyszałem jak wstaje.-Wiesz nie musimy mu pomagać.

-Wiem,ale moje ciało chce mu pomoc.

-Okej.

Ledwo żywy maczo wstał i próbował zdjąć spodenki.Nagle wpadł na mnie. Przytrzymałem go,żeby nie upadł.

-Królewicz,przyszedł się ze mną zabawić.-szczerzył się jak mała dziewczynka.

-Nie bawimy się-westchnąłem-Tylko jedziemy do domu.

-Nie ja zostaje ze znajomymi.-wyszarpał się z mojego uścisku.

-No posłuchaj się swojej mamusi Maciuś-powiedział jakiś typek.

-Adam złap go-w tym momencie maczo się wywalił i w ostatniej chwili go złapał. A ja podszedłem do baru.

-Nie zabieraj naszej zabawki-złapał mnie za ramie.

-Ludzie nie są zabawkami-wziąłem rzeczy Maćka i obrałem mu kurtkę.

Zapytałem się Ricka czy może zabrać motor do siebie. Zgodził się. Podszedłem do Adama,który prawie upada od ciężaru Maćka.

-Daj ja go wezmę-podał mi go.

-Zadzwoniłeś po taksówkę?

-Tak.Za kilka minut będzie.

Po jakimś czasie przyjechała taksówka. Uzgodniliśmy,że jedziemy do mnie,bo moich rodziców nie ma.Chcieli pojechać do babci,a mnie zostawili,bo jestem jeszcze chory. Zapłaciliśmy kierowcy. Wzięliśmy Maćka pod pachy. Otworzyłem dom i Łapa nas przywitał.

-Ale masz super psa.

-Dzięki-rzuciliśmy maczo na kanapę i spadł z niej.

-A jak ma na imię!?-krzyknął.

-Łapa!-przyleciał do mnie-Sorry,stary-pogłaskałem go za uchem.

-Matti.Gdzie masz alko?-krzyknął.

-W piwnicy!-po co mu alkohol-Dobra.Wstawaj maczo.

-Nie mów tak do mnie-wybełkotał.

-Ta,ta-pomogłem mu usiąść na kanapie.

-Mam-przybiegł zgred.

-Po co ci alkohol-zapytałem się z ciekawości.-Daj mi jedno.

-Obleje go-wskazał na Maćka.

-Powiem ci jedno-napiłem się łyka-Wino jest robione we Włoszech to nie możesz go wylać. Bo jest pyszne.

-Serio-kiwnąłem głową-To sie napije.

-Nasze zdrowie koleżko!

Po wypiciu 4 winów zaczęliśmy grac na PlayStation w Fifę 17.Maciek spal jak kamień. Z gry mieliśmy niezłą bekę. Po skończonej poszedłem po koce dla nas. Położyliśmy spać na kanapie. 

Od autorek:

Best FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz