-104-

539 52 24
                                    

-W tym samym czasie w ich domu-

Pikselowooki właśnie kończył sprzątać kuchnie. Kiedy wyprostował się, gdyż mył kuchenkę a bardziej piekarnik, rozejrzał się dookoła. Westchnął na myśl, iż już wszystko zrobił.

-A dalej co..- powiedział sam do siebie młody. Wysprzątał cały dom. Młody nie był przyzwyczajony do takiego wolnego czasu. Jeśli można to nazwać wolnym czasem. Pikselowooki nie wiedział jak może pożytecznie ten czas dla siebie przeznaczyć. Z taką myślą zaczął kierować się w stronę salonu. Jednak w drodze do salonu, kiedy mijał frontowe drzwi usłyszał pukanie do nich. Zdziwił się, gdyż meżczyźni, którzy wzięli jego dzieci mają klucze. Podszedł pod drzwi i nie pewnie je otworzył. Młody patrzył w dół, więc najpierw widział czarne sportowe buty przybysza, później ciemne dżinsy, zaś wyżej czerwony golf. Spojrzał w końcu młody na twarz. Zdziwił się, ale i ucieszył. Nie mógł powstrzymać swej radości, że aż rzucił się na szyję przybysza, krzycząc przy tym:

-Paul! - powiedział młody tuląc się do brewego. Paul odwzajemnił uścisk, jednak szybko odepchnął młodego od siebie. Patrząc mu w oczy i trzymając za ramiona młodego.

-Nie mam zbyt dużo czasu.. Musisz mnie wysłuchać..- powiedział brewy, gdzie młody odrazu przestał się uśmiechać. Jednak pokiwał głową, iż zrozumiał.- Chciałbym, abyś coś wiedział. Jest to bardzo ważne.. Ale jak ci powiem musisz obiecać, że nie powiesz tego Tord'owi.- powiedział brewy, cały czas patrząc w oczy młodego, który nic nie rozumiał.

-Dobrze, obiecuję.- odpowiedział młody. Paul zaczął tłumaczyć młodemu, po co przyszedł. Wszystko mu powiedział, gdzie młody tylko stał i słuchał. Po skończeniu brewy chciał już iść jednak na trzecim schodku zatrzymał się i obrócił się do stojącego jeszcze w progu drzwi młodego.

-Wiem, że powinienem powiedzieć ci to już dawno.. ale..- spuścił głowę brewy.

-Rozumiem, ale teraz idź. Tord może wrócić w każdej chwili.- powiedział młody, na co Paul kiwnął głową i znikł w otchłani ciemnego lasu. Zaś młody szybko zamknął drzwi i poszedł do salonu. Siadając na kanapie, zaczął myśleć nad tym co powiedział Paul, oraz nad tym co wcześniej dowiedział się z tajnych akt. Powoli wszystko układało się mu w całość.

-W tym czasie na  środku lasu-

Jednooki, kiedy usłyszał imię dziewczynki uśmiechnął się i wstał. Rozejrzał się znowu dookoła, gdyż wiedział, iż tak małe dziecko nie powinno być same. W końcu spojrzał na dół, na uśmiechniętą dziewczynkę i znów kucnął przed nią.

-A gdzie są twoi rodzice, Valentina?- zapytał się rogacz, patrząc na dziewczynkę.

-Nie ma ich..- odpowiedziała smutno dziewczynka.

-A wiesz, gdzie są?- dopytywał się rogacz, gdzie Susan cały czas bawiła się z psem.

-Tam.. -wskazała na niebo dziewczynka. Rogacz już wiedział, iż jej rodzice muszą nie żyć.

-A Babcia? Dziadek?- pytał rogacz, lecz dziewczynka tylko zaprzeczała głową- Wujek? Ciocia?- Dalej po tych pytaniach dziewczynka nie przestawała zaprzeczać. W końcu rogacz podniósł się na równe nogi, przy czym westchnął- Ktoś się tobą w ogóle zajmuje?- zapytał się rogacz, jednak nagle usłyszał głos za sobą.

-Ja się nią opiekuje..

Rogacz obrócił się szybko i zobaczył starego mężczyznę. Zmierzył jednooki starca. Począwszy od jego sandałów, przy tak zimnej pogodzie, a kończywszy na jego płaszczu, który leżał swobodnie na starca plecach, jak i kaptur, który leżał na plecach. Starzec miał długą brodę, jak i włosy, jednak miał je upięte delikatne z tyłu. Starzec podtrzymywał się laski, która tylko z nazwy taka była, gdyż to był zwykły kij, zebrany pewnie w trakcie wędrówki po lesie.  Dziewczynka, kiedy zobaczyła starca odrazu się uśmiechnęła i podbiegła do niego tuląc się.

- Ojciec Simone!- krzyknęła dziewczynka, kiedy tylko zaczęła się tulić do starca.

-Zaraz Ojciec?- zapytał się rogacz, gdyż teraz nic nie rozumiał.

-Ja dla wszystkich jestem ojcem, synu..- odpowiedział starzec, gdzie wtedy odsłonił bardziej płaszcz z szyi, gdzie ukazywała się koloratka. Wtedy rogacz zrozumiał.

-Aa.. Klecha..- odpowiedział rogacz, po czym szedł po Susan. Schylając się po nią czuł cały czas wzrok księdza na sobie, podniósł małą i popatrzył się na starca.- Czy coś się stało proszę.. Księdza?- zapytał się lekceważąco rogacz, gdzie nie chciał czekać na odpowiedź i chciał wyminąć starca, jednak ten się odezwał.

-Valentina to sierota..- powiedział szybko ksiądz, kiedy minął go jednooki. Rogacz stanął, aby wysłuchać do końca- Tak jak reszta innych moich dzieci..- mówił ksiądz i  w tym momencie się obrócił do rogacza- One wszystkie są pod naszą opieką.

-Waszą?- zapytał się rogacz, trzymając Susan na rękach.

-Moją i Boga..-odpowiedział ksiądz, na co rogacz wywrócił oczami, gdyż wierzący to on nie był. Znów chciał iść, jednak starzec nie skończył rozmowy.

-Te wszystkie dzieci straciły rodziców..- mówił ksiądz, gdzie rogacz znowu stanął- Po wojnie jaka się rozpętała, zabrała to co najcenniejsze dla tych dzieci.. -mówił ksiądz trzymając przy sobie dziewczynkę, która tuliła się cały czas do niego, jednak patrzyła też na rogacza. Jednooki obrócił się i spojrzał na nich.

-Czyli co..- zapytał się rogacz.

-Miłość.. Miłość matki do dziecka, miłość ojca do dziecka i miłość dziecka do obojga- mówił ksiądz patrząc już na dziewczynkę, jednak po chwili znowu spojrzał na rogacza- Wojnę w końcu wygrywają przywódcy, a przegrywają rodziny. Chyba dobrze wiesz o czym mówię, synu..- powiedział ksiądz, na co rogacz nie wiedział co odpowiedzieć. Jednooki obrócił się i szybko zaczął iść w stronę skąd przyszedł. Jednak ksiądz jeszcze krzyknął za nim- Dla pokoju trzeba ryzykować tak samo jak w trakcie wojny, jeśli boisz się postawić sprawę na ostrzu noża, już przegrałeś, Red Leaderze!

Jednooki wybiegł z lasu z małą na rekach. Zaczął szukać oczami, gdzie jest rudy, jednak nie było go w pobliżu. Ucieszył się z tego rogacz, gdyż nie chciał aby widział go w takim stanie. Jak mógł pozwolić, aby zwykły klecha tak do niego mówił, kiedyś by go bez problemu zabił, a teraz? Spojrzał na małą wtedy, która usypiała mu na rękach. Uśmiechnął się rogacz. Jednak i zaniepokoił. Nie powinno tu być ani żywej duszy. Co robiła ta dziewczynka i ten klecha. Rogacz osobiście prosił Paula, aby sprawdził teren. Wtedy coś do niego dotarło. Spojrzał przed siebie jednooki i szybko ruszył w stronę domu, gdyż miał nadzieje, iż dogoni rudego.

-962 słów-

Proszę, nie.. (TomTord) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz