Rozdział 37

1.7K 191 50
                                    

***kilka minut wcześniej

-Proszę o wybaczenie, Tsunade-sama, ale on nie da się pani zbadać nie ważne jak bardzo będzie Pani naciskać i krzyczeć-powiedział Kakashi. 

-Ale...!-zaczęła jednak niebieskowłosy mężczyzna wtrącił się kładąc dłoń na ramieniu kobiety lekko ją uspokajając.

-Dlaczego nie chciał naszej pomocy?-zapytał się.

-Kato-san....-Hatake chwilę się zastanowił, jednak po chwili ubrał słowa tak by jak najdelikatniej im to przekazać.- Jest wiele powodów dlaczego Naruto nie pozwoli wam się do niego zbliżyć....jednym z nich jest to, że was nie zna....

-Nie zna? Na pewno pamięta nas! Ja i tamta dwójka często odwiedzaliśmy go i jego rodzeństwo w dzieciństwie. Wiem, że ten mały bachor ma swoje za uszami i dobrze pamiętam jak często musiałam go ganić za okropne zachowanie....

Blondynka przerwała gdy zobaczyła złowrogi wzrok szarowłosego oraz zwinięcie przez niego dłoni w pięści.

-...A to drugi powód...-powiedział i wyszedł nawet nie oglądając się za siebie. 

Szedł przez korytarz w środku tłumiąc gniew. Czuł wijącą się wokół swojego ucznia niesprawiedliwość. Od jak dawna i jak wiele osób omotał Hokage wizją złego starszego syna. Jak długo dzieciak jeszcze będzie musiał chodzić w cieniu i kluczyć między uliczkami Wioski, by nie zostać zaatakowanym?

"Czy nie łatwiej byłby go oddać Zabuzie? Może miałby szczęśliwsze życie..." Po chwili zganił się w myślach. Obiecał sobie, że będzie pilnował dzieciaka i mu pomoże, ale jak tu wybrnąć z bagna stworzonego wokół niego przez lata? 

Nagle jounin stanął. Zobaczył jak Namikaze, jego uczeń, wychodzi z jednej z sal i zmierza do wyjścia, już chciał iść za nim i zawrócić go, ale tuż przed nim w białym dymie zjawił się ANBU.

-Hokage-sama wzywa Pana do gabinetu-powiedział i czekał chwilę schylony.

Hatake przeklął w myślach, mimo wszystko nadal był shinobi, podwładnym Hokage, nie miał prawa odmówić. 

-Przekaż, że zaraz się wstawię-powiedział zimnym tonem. W białej chmurze mężczyzna z kataną na plecach zniknął....tak jak Naruto ze szpitala. 

Białowłosy westchnął zirytowany stał chwilę w miejscu, aż poczuł dłoń na ramieniu. Sanin wraz z ukochanym stała zaraz za nim.

-Co masz na myśli?-zapytała się odrobinę spokojnie uważnie lustrując każdy ruch ninja.

Kopiujący Ninja mentalnie szczęknął zębami. Nie miał ochoty na rozmowę, która i tak najpewniej nic nie wniesie, bo wszyscy są owinięci wokół małego palca Minato Namikaze. Jednak bardzo chciał uświadomić tych ludzi jak bardzo mylą się co do rodziny Namikaze-Uzumaki.

-Czy widzieliście kiedykolwiek, by Naruto podniósł na kogoś rękę, czy głos?....Wyprzedzę twoją odpowiedź nie, tak jak nikt w całej Wiosce, oprócz Menmy.....za to wielu widziało jak złote rodzeństwo łamało prawo i znęcało się nad starszym bratem, który mało co na nich reaguje....-warknął. Szarowłosy odwrócił się plecami do dwójki kochanków i tylko przez ramię dodał.- Mój ninken nawet zauważył jak Hokage podnosi rękę na starszego....-Oko Hatake niebezpiecznie błysło.- Nie ufa ci, bo ty nigdy nie zaufałaś jemu...

Odszedł pozostawiając zszokowanych medyków na korytarzu. Musiał się spotkać z przywódcą i czuł w głębi duszy, że nie będzie to przyjemna rozmowa.

***

W Konohagakure tuż przy Lesie Śmierci znajduje się osłonięta arena ze skrzydłem szpitalnym. Wybudowano ją, bo prawie co roku zbyt wielu uczestników przechodziło do następnej rundy, dlatego ze względów bezpieczeństwa, właśnie tam utworzono punkt medyczny, gdzie pierwsze najpoważniejsze rany były leczone, a potem przenoszono dzieciaki do szpitala znajdującego się na drugim końcu Liścia...

Było ciepłe popołudnie. Uzumaki szedł kryjąc się w cieniu, starając się nie zwracać niczyjej uwagi, ale jego stan, niestety nie pozwalał mu na to. Cywile i shinobi oglądali się za nim. Niektórzy wydawali się przerażeni i zakrywali dzieciom oczy, inni wlepiali w niego wzrok pełen odrazy, a jednocześnie satysfakcji. Jednak on szedł dalej nie zważając na szepty wokół siebie czy to, że wiele rozmów cichło i zamieniało się plotki szeptane z ucha do ucha. 

Dopiero po pół godzinie dzieciak stanął przed miejscem do którego zmierzał. Od dawna...może nawet od pół roku go tutaj nie było. Z jednej strony nie dziwił się wiele wydarzyło się ostatnimi czasy, ale zastanawiało go to, że do tej pory to był jego jedyny bastion....miejsce gdzie szedł z problemami do kogoś...po pomoc do tej jednej osoby.

Westchnął cicho patrząc na ogromny budynek szpitalny. Jako dziecko zawsze przychodził tutaj, gdy na prawdę czuł się źle lub ból nie dawał mu odpoczywać. Spokojnie wszedł głównym wejściem i rozejrzał się. Przy biurku, gdzie zazwyczaj przyjmowano pacjentów siedziała tylko jedna pielęgniarka i popijała kawę z przyjemnością czytając sobie. 

Naruto nie chciał podchodzić do lady, raczej rozejrzał się po rozległym przedsionku i spojrzał na jeden z głównych korytarzy. Jeśli dobrze pamiętał to ta osoba powinna mieć gabinet...

Stanął przed białymi drzwiami. Wyraźnie wyczuwał chakrę w środku, więc zapukał cicho do drzwi. Nie czekał długo. Przed nim stanęła kobieta o brązowych krótkich włosach i czarnych oczach. Na sobie miała biały kitel zarzucony na ciemne kimono.

-Naruto-kun!-prawie wykrzyczał przerażona kobieta. Schyliła się do chłopca i zmarkotniała.- Słyszałam, że bierzesz udział w egzaminie na chunina, ale myślałam, że tam cię opatrzą....Przeszedłeś całą Wioskę w takim stanie?

Kobieta westchnęła głośno na ciszę od strony chłopca, wprowadziła go do gabinetu i szybko wyjęła potrzebne przybory. 

-Mój boże! Twoja cała skóra odpadła z rąk-zmarszczyła brwi przypatrując się bliżej stanu chłopca.- Zaraz wrócę....

Brązowowłosa wybiegła z gabinetu by po kilku minutach wrócić z miską pełną wody i z szarym mydłem. Postawiła wszystko na stoliku i zaczęła obmywać ręce dzieciaka. Gdy była pewna, że cały brut i krew zniknęła z ran, a na jej miejsce zaczęła wypływać nowa, świeża warstwa kobieta leczącym jutsu zaczęła goić rany Namikaze. Po kilku minutach pod jej palcami, które roztaczały seledynowe światło pojawiła się czerwona skóra.

-Dobrze....twoje ciało musi samo teraz zregenerować naskórek, a zanim to się stanie musisz nosić bandaże. Twoje ręce są teraz bardzo delikatne i nie chcę  byś ponownie zrobił sobie krzywdę.

Kobieta przejechała wzrokiem po chłopcu jeszcze raz.

-Za chwilę zajmę się resztą twoich ran i siniaków oraz sprawdzę twoje rutynowe badania....dawno cię nie było i nawet zaczęłam się martwić wiesz?-patrzyła chwilę na chłopca. Podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła jakieś pudełko i czajnik.-Mam nadziej, że masz trochę czasu...

Uśmiechnęła się i zaczęła gotować wodę na herbatę jednocześnie stawiając herbatniki przed chłopcem.

*******************************************************************

Hmmmm......Słyszałam, że ktoś ma tu dzisiaj urodziny ;), a więc co powiesz na mały prezent, Andrasia?

Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz