Rozdział 28

1.8K 196 11
                                    

Rubinowa ciecz spływała po ręce Sasuke brudząc rękaw i skapując na gałąź pod nim. Czarnowłosy stał nad Naruto próbując złapać oddech. Dym siedzący w płucach nadal przeszkadzał mu w oddychaniu, ale jego ciało samoczynnie zareagowało, gdy jego towarzysz tępo patrzył na spadającą na niego gałąź. Na jego ustach wystąpił uśmiech pełen arogancji. Spojrzał na Namikaze chcąc uchwycić jego spojrzenie. Pokazać, że zdał egzamin na bycie drużyną....w końcu to on odciągnął Uzumakiego od miejsca, gdzie najpewniej poważnie by oberwał. Sam jednak zdawał sobie sprawę, że zrobił to zbyt wolno by i siebie uchronić przed bólem, a rana na ramieniu była tego dowodem. Ale było warto....było warto poświęcić swoje ramię by teraz zobaczyć zupełne zdziwienie na twarzy chłopaka. Jego grzywka lekko odsunęła się z oczu pokazując nadal smutne i pełne cierpienia oczy, ale jednocześnie dane było Uchiha dojrzeć delikatny błękitny błysk w oku. 

-Mógłbyś...-kaszel przerwał mu zdanie ale zaraz wrócił do siebie.- Mógłbyś nie brać wszystkiego na siebie?

Wtem Haruno podbiegła do chłopaków z czymś w dłoniach. Szybko zawiązała biały materiał tkaniny na ręce czarnowłosego i uśmiechnęła się do niego. Po chwili chciała spojrzeć na czerownowłosego, ale ten już stał kilka metrów od nich obrócony tyłem. Brew czarnowłosego drgnęła na ten widok.

-Co obrażony? Co tym razem...-zaczął Uchiha jednak nie dokończył zdania. Był wściekły na Naruto. Czemu tak usilnie nie chciał być jego przyjacielem? Żaden dotąd Uchiha tak bardzo się nie starał by mieć przyjaciela, a on to olewa. 

-Nie jesteśmy jak twoja rodzina-odezwała się Sakura. Podświadomie wiedziała, czego chłopak chce....on chciał zapewnienia, że nie są fałszywi...że nie grają jak jego rodzeństwo.- Nie mam może dowodów na to, że cię nigdy nie zawiedziemy, bo jesteśmy tylko ludźmi, ale....-wstała i spojrzała w kark chłopaka, chcąc przynajmniej uświadomić go, że patrzy na niego.-ale....jestem w stanie cię zapewnić, że nigdy nie będziemy próbowali cię skrzywdzić....w końcu jesteśmy drużyną siódmą....

Sasuke oraz Sakura patrzyli na plecy towarzysza. Był trudną osobą, jednak nie powinni go o to obwiniać.

Namikaze przechodził w tym czasie jedną z najtrudniejszych walk w sobie. Nie miał powodów by im zaufać, ale...nie chciał już być samotny.....nie chciał już czuć i udawać tej pustki, a szczególnie, chciał wierzyć że są osoby którym może zaufać. Zacisnął zęby...nie miał nic do stracenia oprócz tej ostatniej iskierki, która broniła się przed wiatrem. Westchnął.

Podszedł z powrotem do tej dzieciarni i spojrzał na nich z góry. Gdyby nie grzywka chłopaka, jego spojrzenie może by ich nawet zabiło od środka. Chwilę mierzył ich spojrzeniem, aż zdecydował. Wyciągnął dłonie do klęczących towarzyszy. Nim się obejrzał Uchiha i Haruno przyjęli jego pomoc. Lekki uśmiech tryumfu zawitał na ustach czarnowłosego. Różowowłosa natomiast uśmiechnęła się szeroko i lekko zadarła głowę do góry.

Uzumaki puścił ich dłonie. 

-Nadal nie uważam was za przyjaciół-powiedział wzdrygając pozostałą dwójkę.-...ale niech wam będzie....jesteśmy drużyną siódmą.

Ci kiwnęli na zgodę, jednak Sakura miała coś jeszcze do powiedzenia.

-Jesteśmy Drużyną siódmą, która właśnie idzie zdać etap drugi egzaminu na Chunina-wyciągnęła z kieszeni zielony zwój z napisem Ziemia i pokazała chłopakom.- Gdy Sasuke-kun walczyłeś z oboma przeciwnikami, ja podkradłam się i odebrałam im zwój!-powiedziała dumna z siebie.

-To właśnie przez to cały las stanął w płomieniach, idiotko! Zorientowali się i chcieli nas pozabijać!

Dziewczyna od razu straciła rezon i spuściła głowę jak zbity pies.

-Ale....ale....Sasuke-kun.....-jęknęła.

Po chwili jednak uspokoiła się i cała trójka była gotowa iść dalej. Naruto rozejrzał się po terenie. Wszędzie widział nadpalone i zwęglone części drzew. Odwrócił się do nich tyłem i zaczął ich prowadzić przez gąszcz. Po pewnym czasie jednak przystanął i używając chakry wyskoczył w górę by rozejrzeć się. Dzień chylił się ku zachodowi, ale prawie bez problemu dojrzał czubek czerwonej wierzy wrócił na gałąź i spojrzał na towarzyszy, ci nie byli zdziwieni, co więcej nadal wydawali się dumni z siebie w końcu udało się im "pogodzić" z Naruto. Ten jednak zignorował ich błyski w oczach.

-Na wschód od nas...może półtora dnia wędrówki znajduje się wieża-powiedział.

-Więc co robimy?-zapytała się Sakura.

-Nie powinniśmy iść wprost na nią, ale też im dłużej zostajemy w Lesie tym mamy większą szansę na trafienie na przeciwników-powiedział Sasuke.

-Proponuję robić to samo co dotychczas spać jedynie po cztery godziny, a dotrzeć tam w okrężny sposób-odezwał się Naruto.

-Okej, ale....możemy iść na wprost...proponuję co pięć godzin zmieniać kierunki by gubić pościgi. Dodatkowo dzięki temu jeśli ktoś będzie nas nieuważnie śledził to, ani nie trafi na nas, ani na wieżę. 

Uzumaki nie odezwał się, przez co wyszło, że zgadza się na taki plan...w końcu milczenie jest akceptacją.

Sasuke zaczął ich prowadzić przez gąszcz, aż w końcu musieli przystanąć. Łatwo było powiedzieć pięć godzin biegu, ale trudniej było wykonać takie polecenie, a w szczególności z oparzeniami i ranami na całym ciele. Ktoś z nich musiałby się nauczyć leczącego jutsu, to było denerwujące. 

Przez kolejne dwa dni udało im się dobrnąć w pobliże wieży. Mieli jeszcze dzień i tylko jeden kilometr do przebycia...wystarczająco mało by czuć już euforię ze zwycięstwa i wystarczająco by popełnić błąd, który zaważy nad egzaminem.

Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz