Rozdział 85

1.1K 127 34
                                    

Podróżnicy byli zaledwie kilka kilometrów od Wioski Ukrytej w Mgle. Podróż minęła im sprawnie i wygodnie, przez co dorośli myśleli, że może jednak bogowie istnieją i są po ich stronie...no może oprócz Hidana, który myślał, że Jashin go znienawidził, ponieważ nie dał mu żadnej ofiary podczas tej podróży.

Zmęczeni wyprawą ninja praktycznie nie odzywali się do siebie, nawet młodsi shinobi cicho podążali za dorosłymi, jakby czując coś w powietrzu... Genini oraz chunini nie wiedzieli co to jest, ale czuli ciężką chakrę w powietrzu, a niestety porozwalane drzewa również zdawały się krzyczeć do nich, iż nie zastaną Wioski w idealnym stanie. 

Terroryści natomiast wraz z Mei-samą, czuli się spięci. Znali tą ciężką czakrę i bali się co zastaną....zgliszcza? A może jednak ktoś się odratował?...Śmierć? Rozpacz? Jedno było wiadome, nie tylko kyuubi uwolnił się od swojego sakryfikanta.

-Trzymajcie się z tyłu-mruknął Kakuzu.- Nie będzie z was pożytku, jeśli umrzecie teraz.

-Umrzemy?-zapytał się zdziwiony Hoki.

Dorośli nie odpowiedzieli tylko lekko przyśpieszyli swój marsz.

***

Mur oraz brama były w strzępach. Kamienie chroniące niegdyś tą wioskę były porozrzucane wokoło, a las leżał powoli umierając i pozostawiając nagie pole. Mimo tego przerażającego, destrukcyjnego widoku cień ulgi zaświecił w sercach przybyłych. Już z daleka można było ujrzeć ludzi pracujących w pocie czoła by pozbierać resztki skał i znów użyć ich jako ochronny mur. 

Gdy grupka przybyłych tylko wyłoniła się zza drzew, przed nimi stanął wysoki mężczyzna. Naruto od razu rozpoznał go i lekko przechylił głowę w zakłopotaniu.

-Witaj bachorze-burknął Zabuza przyglądając się chłopcu z góry. Był świetnie wyszkolonym zabójcom, nie zdarzało mu się zapomnieć lub pominąć jakiś faktów....więc bez trudu ostrzegł czegoś, czego wcześniej nie widział w czerwonowłosym. Mała iskra nadziei pokazała się w jego postawie. Czy to możliwe by znalazł coś...cel...może marzenie? Nie ważne co to było, ważne, że dawało to chłopcu siłę by walczyć dalej. 

Mężczyzna z wielkim mieczem spojrzał na Mei Terumi i ukłonił się.

-Dziewięć dni temu Sanbi uwolnił się i sterroryzował Wioskę, na szczęście, dzięki członkom Akatsuki są niewielkie straty w ludziach, zabudowania oraz lasy również ucierpiały ucierpiały, ale na większą skalę. 

-Co z demonem?-zapytała się kobieta.

-Został ponownie zapieczętowany w dziecku.

Kobieta pokiwała głową i spokojnym krokiem zaczęła iść w stronę swojej Wioski. Nagle wszelka radość z przybycia do swojej ukochanej Wioski wyparowała w "uczniach" Terumi, a chód i spokój zastąpił ich wzrok. Ich dom....został zniszczony...nie mogli pozwolić sobie na odpoczynek.

***

Zabudowania nie wyglądały przerażająco, ani tragicznie, jednak była to jedynie zasługa ciągłej i szybkiej pracy shinobi oraz cywili, którzy zjednani bez kłótni pracowali nad odbudową każdego domu czy baru. Ten widok był przyjemny dla oczu, zgoda która nastąpiła w tej trudnej chwili pomiędzy tym społeczeństwem był jak twardy mur. Nikt nie miał czasu ani energii na kłótnie czy bijatyki....praca....to jedyne co zaprzątało ich głowy. 

Młodzi shinobi nie długo czekali, aż w końcu zostali zwerbowani do pracy, przez jednego ze starszych rangą, a członkowie Akatsuki jak i Mei Terumi pozostawili ich udając się do sali obrad.

Nawa oraz reszta jego drużyny po zaledwie godzinie stracili z oczu Naruto. Przez pewien czas się tym nie przejmowali...przecież nie jest małym bezbronnym dzieckiem, jednak gdy dzień chylił się ku końcowi, a Uzumaki nadal nie pojawił się nigdzie w ich zasięgu wzroku zaczęli odrobinę panikować.

Teoretycznie nie mieli go niańczyć, ale.... kto miał jak nie oni. Lekko spanikowani zaczęli przeszukiwać Wioskę, cicho przeklinając świetną zdolność maskowania chakry chłopaka. Jednak ku ich zdziwieniu chłopak nie oddalił się aż tak bardzo od nich, co dziwniejsze siedział na murku wpatrzony w dal. Czyżby znowu marnował czas zastanawiając się co robić? 

Powieka Nawy zaczęła lekko drżeć. Nie miał nic do Uzumakiego, ale jego zawieszenie się, strach oraz niezdecydowanie zaczęły działać mu na nerwy. Jego towarzysze chcieli podejść do zagubionego chłopaka jednak ruch dłoni czarnowłosego powstrzymał ich.

-Idźcie do Mei-samy po następne wytyczne względem Naruto...ja z nim pogadam.

Białowłosy prychnął i pociągnął Hokiego za sobą, nie żeby coś....wiedział, że Nawa teraz najpewniej brutalnie wyciągnie czerwonowłosego z zawieszenia, ale...sam chciał to zrobić, ta pusta skorupa była zupełnie czymś innym, niż osoba która wystąpiła na egzaminie. Tą wydmuszkę miał ochotę rozłupać, a z tamtym stać u boku. Czemu Naruto pokazywał się w takiej nędznej formie skoro potrafił o wiele więcej niż tylko smęcenie i banie się własnego cienia?

-Irytujące...-burknął i poszedł wraz z Hokim w wyznaczonym kierunku.

Nawa chwilę patrzył na zbiegłego ninja, cicho szczękał zębami zastanawiając się jak go kopnąć by ruszył w przód nie oglądając się za siebie, jednocześnie nie tak by wywalił się na twarz. Czarnowłosy wziął powietrze w płuca chcąc zacząć swoją tyrradę o zmarnowanym czasu na myślenie, ale nagły ruch Uzumakiego powstrzymał go. 

Chłopak wstał otrzepując się energicznie z pyłków kurzu na jego ubrania.

"Mam tego dość....to.....nudne...nie potrzebne...siedzenie nic nie zmieni."

Odwrócił się twarzą do czarnowłosego i ciężkim poważnym wzrokiem spojrzał w oczy ninja z Kirigakure.

Jego błękitne oko zabłyszczało jakby świeciło własnym światłem, tak intensywnie niebieskim i czystym, że nawet blask zachodzącego słońca nie mógł ocieplić tej zimnej tafli. Jego drugie czerwone oko zmatowiało jednak kolor krwi nadal był widoczny, co nadawo mu wygląd martwego, pustego i nienawistnego wzroku.

Naruto lekko zmarszczył brwi. 

Nie chciał i nie miał zamiaru już siedzieć, rozpaczać nad sobą, byłą rodziną, więzieniem Konohagakure czy tym co miał zamiar zrobić....on musiał....po prostu walczyć, wstać i walczyć...to wszystko...co teraz miał zrobić...? Nic! Nic, oprócz wstania....

Chłopak patrzył chwilę jeszcze na zmrożonego Nawę, po czym podszedł do niego i bez słowa minął idąc w swoją stronę, tam gdzie musiał iść.

Czarnowłosy stał chwilę w miejscu wpatrzony w punkt gdzie jeszcze chwilę temu były oczy Naruto. Oniemiały i zszokowany padł na kolana i złapał się za pierś. Serce obijało się mu o żebra wywołując niewyobrażalny ból, jakby ktoś rozrywał go na kawałki gołymi rękami. Łzy napłynęły mu do oczu, dzięki czemu mógł w końcu wziąć głęboki oddech starając się uspokoić serce.

Poczuł się jakby znów....znów był dzieckiem i patrzył jak jego rodzice zostają zamordowani...a jak jego dom płonie czuł ten strach i ból ...ale jednocześnie ukojenie jakby obietnicę, że z czasem będzie mniej bolało....

Nawa wstał nadal drżąc ze strachu.

-P-pokonał mnie zwykłym spojrzeniem.....spojrzeniem....-spokojny uśmiech wpełzł mu na usta.- Jesteś jebanym potworem.....-wyszczerzył zęby.- Dużo mi do ciebie brakuje....nam wszystkim....dużo brakuje...


Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz