Rozdział 52

1.8K 203 177
                                    

Naruto dyszał ciężko. Był zmęczony, ale nie wiele czasu pozostało mu do nauki, przed egzaminem. Z jednej strony był wściekły, a z drugiej.....również wściekły. Miał dosyć tego, że jego życie jest cały czas utrudniane mu przez jego własna "rodzinę". Usiadł na ziemi, chcąc odrobinę odpocząć. Szczęknął zębami, gdy tylko jego myśli zakręcały w stronę domu. Spędził całe popołudnie na treningu, a potem Pakkun zabrał go do Uchiha....zaraz po tym miał wracać do domu i spać w ciszy tak jak zawsze jednak.....nie dał rady tam wejść. Jego rodzina zamknęła mu drzwi przed nosem, a ojciec kazał mu się wynosić by nie widział go na oczy....więc tak zrobił. Spocony, zmordowany i zdenerwowany siedział teraz na swoim polu treningowym i starał się dalej trenować.....do upadłego lub dłużej. 

Wstał i uderzył pięścią o konar drzewa. To zadrżało strząsając z siebie liście. Była piękna gwiaździsta noc....jednak co z tego jeśli nie miał on dachu nad głową, a do towarzystwa miał jedyne ducha wiatru. Samotność dobijała się do jego głowy, ale on nie chciał wierzyć, że jest sam. Po tylu latach zasmakował przyjaźni....ciepła....i teraz bardzo go chciał....od kogokolwiek. Usiadł na trawie i podkulił kolana do brody. Jak zawsze przyjemny chłodny blask gwiazd mrugał do niego, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie jest sam. Wtem wpadła mu dziwna myśl do głowy.

"A może....pójść do Uchiha i poprosić o schronienie?" Zadrżał lekko na tą myśl. Jego policzki delikatnie zrobiły się czerwone. "Nie...nie powinienem....i tak już wiele dla mnie robią."

Westchnął cicho. Liść spadł mu na czoło i zawiesił się na jego włosach. Namikaze zdjął go z głowy i zaczął mu się przyglądać. W świetle nocy wydawał się ciemny...prawie czarny, jakby martwy, ale w dłoni czuć było przyjemną śliską warstwę jednak wiedział, że nie na długo taki pozostanie. Umrze, ponieważ nie może się nigdzie zaczepić ....ponieważ nie ma siły, która mogłaby go utrzymać przy życiu, teraz albo zgnije, lub wyschnie i rozsypie się w pył....ale nikt nie będzie go rozpamiętywać....nikt nie zauważy jego śmierci.

"Czy i tak będzie ze mną?"

-Heloł!-cisze przerwało coś na wzór krzyku.

Z gałęzi na drzewie, spadł Mizukage i rąbnął całym ciałem przed Uzumakim. Chłopak poderwał się z ziemi i zadrżał lekko wystraszony jednak, nawet cichy pisk nie wydobył się z jego ust. Chciał się już zebrać do biegu, gdy zauważył jak nieznajomy zaczyna się wić na ziemi. Łzy padały strumieniami, a on jęczał łapiąc się za plecy. Jego czarny płaszcz w czerwone chmury miał na sobie ślady trawy. W końcu jednak nagle jakby zapominając o wszystkim wokół zamaskowany spojrzał na genina nadal leżąc na ziemi.

-Naruto-chan!-krzyknął i wstał szybko otrzepując ubranie. Schylił się i spojrzał na chłopca.-Czemu siedzisz na polu treningowy, w taką ciemną noc....sam?-zapytał się.

-....-Namikaze chwilę stał i zastanawiał się co powiedzieć. Jednak nie wiedział jak reagować na takie sytuacje. Pierwszy raz ktoś zwracał się do niego w taki....dziecinny sposób. Nie wiedział czy dobrym określeniem było to, że go to....bawiło? To jak wielki Mizukage, najpierw wyniośle odmawia Hokage spotkania, a potem przy nim zachowuje się jak dziecko we mgle. Czy to dlatego, że sam jest dzieckiem....a może czuje, że ma zły humor i chce mu go poprawić.

-Puk!-powiedział mężczyzna pukając palcem w nos zamyślonego dzieciaka.- Bardzo lubisz sobie myśleć co nie?- nie czekał zbytnio na odpowiedź. Lekko odsunął się od chłopca i spokojnym poważnym głosem dodał- nie przyniesie ci to nic dobrego....czasami po prostu zamiast zastanawiać się nad każdym ruchem i słowem trzeba dać się ponieść chwili....inaczej zawsze będziesz smutny.

Cisza nastąpiła pomiędzy nimi. Mężczyzna patrzył w twarz chłopca. Zastanawiał się co dzieciak przeżywa w środku. Czy już trawi go złość? A może jeszcze nie poddał się myśli o zemście?

-Jest zimno....a ty najwyraźniej nie masz gdzie się podziać-powiedział.- Chciałbyś może ze mną pójść?

W dłoni chłopca zjawił się kunai, a on przygotował się do obrony. Nie było mowy by poszedł z jakąś obcą osobą, do jego domu!

-Aaaa....-krzyknął Mizukage zdając sobie sprawę z jego gafy.-Nie miałem nic złego na myśli....raczej.....wyglądasz strasznie chudo i pomyślałem, że chętnie odpocząłbyś.....-mężczyzna ściszył głos.- Widziałem jak potraktował cię twój ojciec.....-jego czarne oko wbiło się w twarz Naruto.-....nienawidzę takich zjebanych ludzi, dlatego chcę ci pomóc-powiedział i uśmiechnął się półgębkiem.- Więc...masz ochotę na spotkanie z milszym towarzystwem niż twoja rodzina?

Uzumaki zastanowił się. To ostatnie zdanie....ubodło go, mimo że wiedział, iż mężczyzna nie kłamie i nie chce zostawić go po prostu na pastwę losu. Może to ta świadomość popchnęła go do tego? Może nie? Może po prostu myśl o znalezieniu dachu nad głową w tę ponurą noc była zbyt kusząca? Jednak nie ważne co to było, dzieciak pomimo zawahania i nieufności poszedł z nieznajomym.

"Niech się dzieje wola nieba..."pomyślał markotnie. Czy ma jeszcze coś do stracenia?

***

Kakashi zaraz po zebraniu spotkał Pakkuna, swojego ninkena przed wejściem do sali obrad.

-Co się stało? Miałeś pilnować Naruto-powiedział mężczyzna widząc mopsa w miejscu, w którym nie powinien być.

Głowy klanów zaczęły wychodzić z pokoju, gdzie przed chwilą dyskutowali na temat rodziny Namikaze i przystanęli widząc psa Hatake. Ostatnio zgodzili się by opiekował się dzieciakiem w ten sposób, a raczej zaakceptowali to, mimo wszystko najważniejsze było jego bezpieczeństwo.

-Hokage-sama wyrzucił Naruto z domu-powiedział pies bez ogródek.

Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz