Rozdział 12

2K 200 45
                                    

Tropiciel mgły zabrał truchło Zabuzy. Jednak Kakashi mimo, iż nie ufał temu skrytobójcy, miał ważniejszą rzecz do sprawdzenia. Spojrzał w kierunku swojego rannego ucznia. Pozostali genini oraz zleceniodawca już przy nim stali. Budowniczy spojrzał na Hatake.

-Wygląda na to, że przeżyje, ale ma sporo oparzeń-powiedział.-Zanieśmy go jak najszybciej do mnie do domu, tam go opatrzymy.

-Całe szczęście-mruknął szarowłosy. Delikatnie chwycił i zarzucił trzynastolatka na ręce.

-Sensei-zaczęła Sakura.- Co się stało?

-Naruto użył notki wybuchowej by zniszczyć klona, ale jednocześnie zranił siebie-odpowiedział jej spokojnie jednooki.

Dziewczyna i Uchiha spojrzeli na towarzysza. Poświęcił się by mogli ruszyć do walki, a potem sam skrzywdził się dając im pole manewru.

"Może nie jest tak zły i w kryzysowych sytuacjach jest w stanie pomyśleć o innych?"Zastanowił się Sasuke jednocześnie przyglądając się twarzy czerwonowłosego. Co dziwne nawet będąc nieprzytomnym napięcie na twarzy Namikaze nie znikało.

Szybko zaszli do domu Tazuny, jego córka widząc ranne dziecko od razu rzuciła się na pomoc i wyrwała chłopca od ninja. Kakashi pomógł zanieść dziecko na górę i zaraz został wyproszony by kobieta mogła w spokoju opatrzyć chłopca, jednak gdy tylko zdjęła pierwsze warstwy ubrań drgnęła lekko przerażona. Mogła policzyć i dotknąć każdą kość na ciele chłopca, oczywiście dostrzegała mięśnie, ale o wiele bardziej widoczne właśnie były one i ścięgna. Chłopiec był okropnie wychudzony i nawet jak na nią, osobę która oglądała jak ludzie  Kraju Fal umierają przez głód to i tak patrzenie na tak wychudzone i biedne ciało dziecka było ciosem, szczególnie dla młodej matki takiej jak ona.

Kobieta owinęła chłopca w bandaże, a potem zakryła pierzyną. Zdenerwowana i lekko zasmucona zeszła na dół. Widziała jak jej ojciec oraz szarowłosy jounin rozmawiają o sytuacji w ich kraju, a pozostała dwójka dzieci uważnie słucha.

Shinobi zauważył przygaszenie kobiety, ale nie odezwał się. Wiedział, że to pewnie z powodu Naruto kobieta była smutna i nie chciał nawiązywać rozmowy, gdy młodzi ninja są w pobliżu. Wieczorem, gdy wszyscy zjedli, a dzieci miały wątpliwą przyjemność pozwać wnuka pana Tazuny, szarowłosy ninja odesłał dzieciaki do pokoi.

-Tsunami-san....czy coś jest z Naruto?

Kobieta spojrzała zdziwiona na Hatake, ale zaraz westchnęła.

-Niestety....

Szarowłosy zmarszczył brwi i drgnął, jednak nie było to przez stwierdzenie, że z jego uczniem jest coś nie tak, ale z powodu tego, że wyczuł chakrę Sasuke i Sakury, którzy kryli się za ścianą i podsłuchiwali. Ale nie miał zamiaru ich zganić, raczej uśmiechnął się delikatnie pod maską.

"To znaczy, że przejmują się towarzyszem...może ta drużyna ma przyszłość?"

-To znaczy?-dopytał.

-Naruto....jest strasznie wychudzony....czy on ma rodziców? Opiekunów? Bo gdybym miała zgadywać to właśnie bym stwierdziła, że nie....Mogłabym policzyć każdą kość na jego ciele i mimo, że widziałam wiele podobnych sytuacji to mogę stwierdzić, że jest to okropny przypadek...

-On ma rodziców...

-Najwyraźniej nie skoro pozwolili, by chłopak doprowadził się do takiego stanu!-krzyknęła, jednak po chwili się uspokoiła.- Może nawet to ich wina...

Shinobi drgnął. Świadomość tego, że kobieta mówi o rodzinie Namikaze, zalazła mu za skórę, ale jednocześnie usprawiedliwiała ją niewiedza o pochodzeniu Naruto. Z drugiej jednak strony on znał prawdę. Przypuszczenia kobiety były w punkt. 

-Nie wiele mogę pani powiedzieć o nim. Z tego co wiem i co zaobserwowałem wychodzą pewne....wnioski, ale uważam że za krótko go znam by w pełni i bez obaw powiedzieć pani o jego sytuacji. Proszę więc wybaczyć mi i przyjąć moją obietnicę, że zaopiekuję się tym chłopcem.

-Mam nadzieję-odezwał się z westchnieniem Tazuna, który do tej pory jedynie przyglądał się wymianie zdań.- Dzieciak jest przerażony lub delikatnie mówiąc skrzywdzony, najpewniej przez bliskich...nie wiem kim jest, ani co się dzieje u niego w domu, ale radzę ci się dowiedzieć Kakashi-san dlaczego jego siniak na policzku był w kształcie dłoni....może to da ci więcej światła na sprawę Naruto.

Budowniczy westchnął.

-Ehh...moje stare kości idę już spać-powiedział pan Tazuna i wstał od stołu kierując się do pokoju.

***

Gdy Uzumaki otworzył oczy zobaczył drewniany sufit. Chwile leżał przyzwyczajając się do nowego miejsca, aż w końcu wstał pewny, że nie jest w niebezpieczeństwie. Widząc swoje złożone ubrania na krześle, podniósł je i zakrył bandaże, które oplatały jego ciało.

Trochę kręciło mu się, więc musiał na chwilę usiąść. Pewnie był słaby z powodu swojej "samobójczej" próby uwolnienia się od klona. Chwilę siedział wsłuchując się jedynie w szum własnej krwi. Jednak nie chciał marnować wiele czasu. Po prostu wstał i chciał zejść, porozglądać się gdzie się znajduje, ale przerwało mu wejście jakiejś kobiety do pokoju.

-O Naruto-kun! Obudziłeś się-powiedziała. Uśmiechnęła się przyjemnie i siłą, dziwną jak na delikatną kobietę zmusiła go do siedzenia na łóżku.-Niepotrzebnie się ubierałeś. Chcę zmienić ci bandaże, a potem będziesz mógł zejść na śniadanie.

-Sam to zrobię-odezwał się, a jego głos zmroził krew w żyłach Tsunami.

Kobieta przerażona tym brakiem emocji oraz pustką tylko kiwnęła głową i wyszła z pokoju zostawiając potrzebne przybory chłopcu. Ten jednak spojrzał na nie i zrezygnował od razu ze zmiany opatrunków. Wiedział, że ci ludzie są biedni i pewnie bardziej ich potrzebują niż on. Nie chciał ich marnować więcej, więc zaczekał kilkanaście minut, na tyle długo by pomyśleli, że naprawdę wykonał polecenie, potem wstał z łóżka i zszedł na dół kierując się w stronę ciepłej i przyjemnej woni. 

Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz