Rozdział 27

1.8K 200 30
                                    

Zanim słońce wstało, drużyna siódma już była na nogach i dalej przemierzała Las Śmierci. Ciche zawodzenie zwierząt przerażałaby nawet większość dorosłych, ale nie ninja. Las w porze nocnej był....przerażający, niebezpieczny, a przynajmniej mogłoby się tak wydawać. Korony drzew zacieniały cały poligon, czyli ninja powinni czuć się tutaj jak ryby w wodzie, w końcu są....lub powinni być, skrytobójcami bawiącymi się krwią...chowającymi się tuż za rogiem, w cieniu, niczym śmierć czyhająca na swoje ofiary....a tu proszę dzieci bawią się bronią. Niektóre są niezdyscyplinowane inne nadal nie dojrzały do misji, a mimo to dzięki głupiemu szczęściu są shinobi.

Naruto rozmyślał nad tym i czuł wściekłość. Mógłby opisać wiele błędów jakie popełniał jego ojciec i reszta Wioski....

"....a jednym z nich jest niedocenianie mnie." Pomyślał

"Świadomość niesprawiedliwości wywołuje w ludziach gniew....ale tylko wtedy gdy oni są jej ofiarami, w innych wypadkach albo czują satysfakcję z krzywdy, albo milczą...." Spokojny ale przyjemny głos zabrzmiał w jego głowie. Namikaze drgnął słysząc go był.....taki....melancholijny. 

Szybko ocknął się i rozejrzał. Wraz z drużyną stali na jakiejś gałęzi, a najszybsza droga prowadząca w dół mimo wszystko trwała by dość długo.

Sasuke oraz Sakura przyglądali się mu z lekkim strachem oraz zdziwieniem. Widocznie przyglądali się jego twarzy z zaciekawieniem.

-Coś nie tak?-zapytał się czarnowłosy.- Mam na myśli czemu się zatrzymałeś?

Już wiedział, że Uzumaki zawsze potrzebuje uzupełnienia pytania. Czasami zdawał się nie potrafić odpowiedzieć na takie proste pytania jak dlaczego, czemu, co....może to przez jego szalejące myśli lub tego, że nie potrafił się skupić na żadnej sytuacji i odpływał w podświadomości? 

To utrudniało komunikację z nim. Spojrzał na czerwonowłosego ponaglająco.

-Nic...-odpowiedział po chwili szarooki.

Nie chcąc marnować czasu na kłótnie biegli dalej. Co jakiś czas jednak Haruno lub Uchiha spoglądali w tył, chcąc się przekonać czy Naruto znowu nie przystanął, jednak chłopak wydawał się skupiony i cały czas patrzył przed siebie.

Szelest wydobywający się z zarośli zwrócił ich uwagę. 

-Wróg!-krzyk pobudził ich, a przed nimi pojawiła się drużyna geninów z Konohy. Namikaze nie rozpoznał ich. Jedyna dziewczyna była ubrana na styl chiński. Na głowie miała dwa koki, a w rękach już znajdowała się broń. Drugi członek wrogiej drużyny był ewidentnie z klanu Hyuuga, można było to poznać po mlecznych źrenicach i pozycji lekkiej pięści w której stał. Trzeci był ubrany w dziwny zielony strój. Jego włosy były ulizane i obcięte, a oczy duże i okrągłe. Namikaze kojarzył, że widział ich na egzaminie pisemnym, ale nie widział ich później. Chyba powinien bardziej zwracać uwagę na innych ludzi. 

-A....to wy...-powiedziała dziewczyna w kokach. Spojrzała na Namikaze i zaraz potem, chciała coś powiedzieć ale przerwał jej Hyuuga.

-Idziemy!-szarpnął za rękę dziewczyny i cała trójka zniknęła w zaroślach. 

Drużyna siódma stała chwilę zatrwożona. Co się właściwie stało? Czemu ich nie zaatakowali?

Naruto stał chwilę rozmyślając, aż wpadła mu myśl...

"To ich ktoś gonił!"

Jednak zanim zdołał się odezwać do drużyny, poczuł ucisk na kostce, a zaraz potem runął w przepaść. 

-Naruto!

Sasuke chciał lecieć za towarzyszem, ale kolejna postać stanęła naprzeciw niego. 

***

Czerwonowłosy przyczepił się do konaru drzewa i wyhamował. Mimo, że starał się szybko zareagować na atak spadł na tyle daleko od gałęzi, że teraz nie był w stanie w ogóle zobaczyć gdzie jego drużyna się znajdowała i co się tam działo. Jednak nie przejmował się tym aż tak. 

Uzumaki wyskoczył i uczepił się innego drzewa. Czuł, że nie może zbyt długo stać w miejscu. Chwilę stał w ciszy. Wtem poczuł obecność po swojej prawej stronie i nawet nie patrząc w tamtą stronę jedną dłonią złożył pieczęć. Gdy wyczuł, że przeciwnik jest wystarczająco blisko by nie uniknąć ataku, wypuścił jutsu.

-Daibakufu no jutsu-szepnął, a woda zebrała się wokół niego i uderzyła w postać, która wyłaniała się z sąsiedniego drzewa. 

Nastąpiła chwila ciszy. Uzumaki poczuł jak powietrze drga od buzującej chakry. Nawet nie zdążył nic zrobić, a nad jego głową rozbłysnęło światło. Naruto spojrzał w górę i dojrzał, że na gałęziach na których przed chwilą jeszcze stała jego drużyna, buchnął ogień i zaczął trawić korony drzew. 

Namikaze szczęknął zębami i nie przejmując się wrogiem na dole, zaczął biec w górę ku towarzyszom. Nim się obejrzał całe sklepienie zajęło się ogniem. Płomienie zaczęły spadać w dół, próbując spowijać coraz to niższe partie lasu. Naruto skoczył na najbliższą gałąź i zobaczył jak szerokie gałęzie spadają w dół. Rozglądał się szukając jakiejkolwiek pomocy, niestety nie widział nikogo. Wziął oddech. 

-Haruno! Uchiha!-krzyknął, jednocześnie przeszedł go dziwny dreszcz. Nigdy nie krzyczał i czuł że smak tego dźwięku nie był dla niego przyjemny. Gdyby nie ta sytuacja, pewnie nigdy by tego nie zrobił.-UCHIHA! HARUNO!

Usłyszał kaszlenie gdzieś w środku płomieni. Nie zawahał się. Wyskoczył w tamtą stronę.

Zobaczył dwójkę geninów ledwo wydychających czarny dym i usilnie trzymających się drzewa.

-Co....*kaszel*-dławienie się dymem Sasuke przerwało jego słowa. Uzumaki złapał go za rękę i bezceremonialnie rzucił go na jeszcze nie palące się drzewo, zaraz po tym zwrócił się do dziewczyny, a zaraz po tym czarnowłosy mógł zobaczyć jak różowa leci bezwładnie w jego stronę i uderza swoim ciałem o niego. Ból od razu otrzeźwił ją i chłopaka.

Namikaze nie przejmując się brutalnością wobec towarzyszy. Złożył pieczęcie i szepnął:

-Bakusui Shoha.

Fala wody zalała wszystko wokół, a jedynie zwęglone drewno oraz ubytek liści w sklepieniu dawały znak, że przed chwilą coś się tutaj stało....no i może jezioro błota, które powstało pod drzewami, ale Naruto miał to gdzieś. Nie daleko dojrzał jak ciała dwójki przeciwników znikają.

"Pewnie ich towarzysz postanowił ich stąd zabrać."

Spojrzał na swoją drużynę. Oboje powoli starali się podnieść jednak nie mogli zatrzymać kaszlu, który brzmiał jakby rozrywał im płuca. Dojrzał wiele oparzeń, szczególnie na różowowłosej. Już chciał podejść i opatrzyć ich, ale nagle usłyszał trzask nad głową. 

-Uciekaj!-dosłyszał od towarzyszy, ale ku dziwieniu wszystkich on zamiast posłuchać, spojrzał w górę. Martwa gałąź odłączyła się od konara i leciała na jego głowę.

Głuche uderzenie, było następnym co usłyszał.

Zatraceni |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz