19

5K 191 24
                                    

Nikt nie komentował mojego występku z krukonem, który leżał w szpitalu z rozwalonym nosem. Nastał czwartek, jutro jest rocznica śmierci moich rodziców więc jak co roku za pozwoleniem Dumbledora odwiedzam ich grób w naszym rodzinnym miasteczku Somerset. Zeszłam z przyjaciółmi na śniadanie, oczywiście Harry spędzał dużo czasu z nami, o wiele więcej niż z Cho przez co karała nas krzywym spojrzeniem, mnie najbardziej nie wiedzieć czemu już od miesiąca. Harry jakoś nie angażował się mocno w ten związek, ale dawał z siebie wszystko. Po skończonych lekcjach umówiłam się z Dafne aby spędzić z nią trochę czasu na dziedzińcu. Rozmawiałam z nią dosłownie o wszystkim tak jak z Hermioną, nawet powiedziałam dokąd się jutro wybieram, nasza relacja podchodziła już pod przyjaźń z czego byłam zadowolona. Wróciłam do swojego pokoju aby spakować jakieś potrzebne rzeczy, wyjeżdżam dzisiaj wieczorem a raczej Ciocia mnie odbiera. Zostało mi jeszcze sporo czasu nawet zdążę iść na kolację, nie byłam dzisiaj w sosie chyba z wiadomych powodów. Czasem człowiek nie potrafi ukrywać tego co czuje w środku, tak też było ze mną dzisiaj o jutrze już nie wspominając. Zeszłam sama na kolacje dosiadając się do moich przyjaciół którzy już zajęli sobie miejsca. Odzywałam się tylko jak musiałam, nie miałam już chęci na nic zbliżając się do jutrzejszego dnia, czułam się słabo. Po skończonej kolacji poszłam po rzeczy i chwilę posiedziałam w salonie.
- Kiedy wracasz? - spytał smutno Harry.

-Raczej jutro wieczorem, ale jeszcze nie wiem-odpowiedziałam przyjacielowi zbierając swoje rzeczy i żegnając się całusami i przytulaskami.

Szłam w stronę sali wejściowej. Zatrzymałam się na ostatnim schodku oczekując na ciotkę, zobaczyłam zza ścianą jak wyłaniała się już jej sylwetka ,czarne ulizane włosy spięte w ciasnego kucyka, ubrana cała na czarno w szarym swetrze zapinający na guziki i jej charakterystyczne czarne długie kozaki. Podeszłam do stającej przede mną osoby. Nie uśmiechnęła się, nie przywitała podała mi tylko ramię tak abym za nie złapała. Czego ja mogę od niej wymagać. Złapałam niechętnie i delikatnie jej ramię po czym byłyśmy już w salonie naszego domu. Nie powiedziała nic, gapiła się na mnie z wyrzutem tymi swoimi piwnymi oczami, kręcąc dość bulwiastym nosem, marszczyła brwi przy czym ukazywały się jej zmarszczki i wąskie usta w grymasie. Tak bardzo mnie nienawidziła. Patrzyłam się na nią z niezadowoleniem po chwili odchodząc zabierając swoją torbę idąc w kierunku schodów. Nasz dom był dość duży, przypominał ville, liczył dwa piętra i parter. Mój pokój znajdował się na drugim piętrze wraz z pięknym ogromnym balkonem, była tam jeszcze mała biblioteka, łazienka i pokój. Na parterze był pokój cioci, dwie łazienki, gabinet, oraz pokój po moich rodzicach. Parter liczył ogromny salon, kuchnie wraz z jadalnią oraz łazienkę. Ogród już stał pusty, bez żadnych kwiatów, był po prostu szarawy. Wystrój wnętrz panował raczej ponury, nie potrafiłam znaleźć w tym domu chodź odrobinę ciepła nawet będąc przy kominku czułam chłód. Wchodząc do pokoju rzuciłam mają torbę na pufie i rzuciłam się na łóżko myśląc o jutrzejszym dniu, nie chciałam go.

*POV DRACO *
Siedziałem jak zawsze w tym samym miejscu na śniadaniu obok Blaisa przyglądając się na stół gryffindoru szukałem wzrokiem blondynki, ale jak zawsze co roku w ten dzień znowu jej nie było. Zawsze ciekawiło mnie to gdzie ona się znajduje jak nie w szkole? Nie pójdę się przecież spytać tej głupiej idiotyczne trójki gdzie ona jest.. Właśnie Dafne, ostatnio widywałem ją z nią dość często więc może coś wie. Obróciłem głowę w prawą stronę obserwując Dafne jak siedzi z koleżankami i zawzięcie z nimi rozmawia, no cóż jak mus to mus. Wstałem odchodząc od Blaisa który był zajęty czytaniem proroka i podszedłem do dziewczyny.

-Dafne- rzuciłem siadając obok niej na co się odwróciła do mnie.

-Hm?

-Może wiesz gdzie jest Wiley? - spytałem konkretnie.

Forever in my heart || DRACO MALFOY ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz