40.

15.6K 1.2K 72
                                    

Mama uśmiechnęła się do mnie sztucznie i nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie, minęła mnie wchodząc do domu. Mojego domu. Zirytowałam się. Ojciec skinął na mnie głową i pocałował delikatnie w policzek, a ja przepuściłam go i oboje ruszyliśmy za mamą do salonu.

Nie rozumiałam ich. Przez tyle miesięcy mieli mnie jednym słowem gdzieś. Nie odezwali się w święta, nie dzwonili, nie pisali. Jedynie przesyłali pieniądze tak jakby chcąc przez to utrzymać mnie z dala od domu. I nagle przyjeżdżają?

– Nie rozumiem, jak możesz o tej godzinie dopiero robić śniadanie. – zaczęła narzekać matka mijając kuchnie, a ja wywróciłam oczami.

Nic się nie zmieniła. Dla niej wszystko musiało być idealne, bo inaczej nie było warte jej uwagi.

– Więc po co przyjechaliście? – spytałam, nie komentując jej wypowiedzi.

Koniec końców przelecieli cały ocean.

– Czy rodzice nie mogą odwiedzić swojej jedynej córki? – spytała matka, a ja już wiedziałam, że coś uknuła w tej swojej zarozumiałej główce. Krążyła po pokoju przejeżdżając palcem bo każdej napotkanej powierzchni, jakby sprawdzając jej jakość.

Ojciec westchnął zirytowany, poprawiając swój jak zwykle dopasowany garnitur.

– Po prostu jej powiedz, Marge. – mruknął, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów i w nerwowym tiku zaczął obracać ją w dłoniach.

Matka klasnęła dłońmi, uśmiechając się szeroko, a jej oczy zaświeciły gdy na mnie spojrzała.

– Przyjechaliśmy na urodziny Williama, syna Rose i Jamesa Stewensonów. – zaczęła, a ja zmarszczyłam brwi. – Pamiętasz ich? Jako dziecko spędzałaś czas z młodym Willem.

Rzeczywiście tak było. Powróciłam pamięcią do tamtych momentów, przypominając sobie starszego ode mnie o dwa lata bruneta. Jego rodzice pracowali z moimi, więc często bywaliśmy razem na bankietach. Jednak kiedy skończyłam szesnaście lat nasz kontakt urwał się.

– A co ja mam z tym wspólnego? – założyłam dłonie na piersiach.

Matka podeszła do mnie, chwytając moją twarz i robiąc pobłażliwą minę.

– Ty córusiu, pojedziesz z nami i z całych sił postarasz się o względy Williama. Koniec końców musisz sobie znaleźć kogoś porządnego. Nigdy nie lubiłam Michaela i cieszę się, że nie musze go już widywać. Paskudny człowiek.

Moje serce złamało się na jej słowa.

– Przytyłaś? – spytała po chwili, a ja poczułam jak coraz bardziej wzbiera we mnie złość i smutek. – Powinnaś mniej jeść. Wyglądasz jak kobieta w ciąży. To pewnie przez te wasze pizze z Lindsay. Tak właściwie, to gdzie ona jest? – zaczęła mówić szybko nie dając mi dojść do słowa.

Narzekała na dom, mój wygląd i pracę. A z każdym jej słowem czułam się coraz bardziej poniżona. Ojciec siadł na kanapie pogrążając się w myślach i dopiero w tamtym momencie doszło do mnie, czego oni oczekiwali.

Chcieli znaleźć mi kandydata na męża. Zabrać mnie na te cholerne urodziny i wyswatać z dobrą partią. Moje myśli powędrowały do Harry’ego i włos zjeżył mi się na karku, gdy usłyszałam kroki na schodach.

Chwilę później czupryna Stylesa wyłoniła się zza rogu. Uśmiechał się szeroko, a gdy zobaczył gości spoważniał, marszcząc brwi. Był już w pełni ubrany za co dziękowałam Bogu. Mama nagle urwała swój monolog, patrząc na niego i unosząc brwi.

– A ty młodzieńcze, kim jesteś? – spytała, chwilę później na powrót patrząc w moją stronę. – Sytuacja z Michaelem niczego cię nie nauczyła?

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy odwróciłam się do niej plecami. Nie chciałam ukazywać swojej słabości. Problem w tym, że przy matce każda najmniejsza wada wydawała się najgorszą zbrodnią. 

Co teraz pocznie Derry? :c 

Pizza // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz