44.

17K 1.1K 31
                                    

spróbuję dodać dziś jeszcze jeden, ale nic nie obiecuję c: koniec weekendu. jeśli masz ferie to wiedz, że jesteś szczęściarzem :c

Enjoy xx

Rodzice przyjechali równo o siódmej, tak jak zapowiadali. Przed wyjściem po raz ostatni spojrzałam na swoje odbicie. Miałam na sobie czarną sukienkę z małym, kwadratowym dekoltem. Sięgała do połowy ud, a z boku pobłyskiwał ozdobny, złoty zamek.

Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z domu.

Harry wyszedł do pracy już o piętnastej. Żałowałam, że muszę jechać tam sama, jednak powtarzam w głowię, że jestem silna i dam radę.

Półgodzinna droga w wypożyczonym aucie z moimi rodzicami i Fredem; kierowcą, minęła nam w ciszy.

Kiedy dotarliśmy, przy wysiadaniu z auta oniemiałam na kilka sekund. Znajdowaliśmy się przed dworkiem, który został przerobiony na hotel. Dookoła pełno zaparkowanych aut i ludzi wystrojonych po całości. Wszędzie paliły się małe lampki i mimo tego jak było tam pięknie, wiedziałam jedną rzecz. To nie był mój świat.

– Rose! – krzyknęła moja matka, kiedy tylko weszliśmy do głównej sali, wypełnionej okrągłymi stolikami. Na środku zostawiono miejsce wolne, które miało służyć na parkiet.

Moi rodzice zaczęli witać się z małżeństwem Stewensonów, którzy ani trochę się nie zmienili.

– Delilah. – uśmiechnęła się pani Rose, przytulając mnie. Zapach jej ostrych perfum spowodował, że miałam ochotę zwymiotować. – Miło cię widzieć. Widziałaś się już z Willem?

– Nie proszę pani. – uśmiechnęłam się, a ona pokiwała głową.

– Wszędzie go pełno, tylko nie wtedy gdy jest potrzebny.

Zaśmiałam się odruchowo, a gdy dostrzegłam stolik z napojami od razu do niego podeszłam. Poprosiłam kelnera stojącego przy nim o coś mocnego, a ten z powagą podał mi dość sporą szklankę z bursztynową cieczą.

Wypiłam połowę jednym chlustem, odchylając głowę lekko do tyłu. Chciałam wrócić do domu.

– Zaczynać wieczór od mocnego Brandy? – usłyszałam miły dla ucho głos i odwróciłam się.

Przede mną stał wysoki brunet, ubrany w dopasowany garnitur i uśmiechał się szeroko. Z początku go nie poznałam. Jednak nie minęły dwie sekundy, spojrzenie w jego oczy i już wiedziałam kim on jest.

– William Stewenson. – westchnęłam, kręcąc głową. – Tyle lat minęło.

– Prawda? – zagryzł wargę, a ja jedynie odwróciłam wzrok.

– Wszystkiego najlepszego. – kiwnęłam głową, a on podziękował mi od razu. Brzmiał tak, jakby miał każda kwestię wyuczoną na pamięć. A to mnie przerażało.

– Masz może ochotę na spacer? – spytał, a ja jęknęłam w duchu.

Nie, nie mam. Zostaw mnie w spokoju.

– Z wielką chęcią. – uśmiechnęłam się jak najszerzej umiałam, a on wystawił w moją stronę ramię.

Cały czas czułam na sobie wzrok matki i wiedziałam, że jeśli zrobię cokolwiek co by się jej nie spodobało; jestem skończona. Muszę przynajmniej udawać, że się dobrze bawię.

Oh, Harry.

Pizza // h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz