Rozdział 36

3.4K 107 4
                                    

Rano obudził mnie telefon. Dzwoniła Sam.

-Proszę?-zapytałam nie do końca przytomna

-Hej, co dzisiaj robisz?

-Chyba nic. Nie wiem co Zayn wymyśli

-A zapytasz go czy możesz jechać ze mną do galerii?

-Mogę zapytać ale raczej nie pozwoli

-Czemu?

-Ktoś oskarżył mnie o kradzież jakiegoś kamyka i Zayn już nie traktuje mnie tak jak wcześniej. No ale zapytam. I dam Ci znać

Lampka koło telewizora zaświeciła się

-Muszę kończyć bo książę mnie wzywa do siebie

-Okey. Jak będziesz mieć chwilę to zadzwoń

-Dobrze

Rozłączyłam się. Poszłam się ubrać w dres i udałam się do Zayna.

-Wzywałeś, panie

-Tak, wzywałem. Spostrzegawcza jesteś. Poukładaj mi ubrania, posprzątaj pokój

Rozejrzałam się. Pokój wyglądał jakby przeszło po nim tornado.

-Am, chciałam zapytać czy mogę iść z Sam do galerii, panie

-Słońce wczoraj mózg ci przygrzało?

-Nie, panie

-To czemu pytasz czy możesz iść?

-Myślałam, że może się zgodzisz, panie

-Mówiłem, że starciłaś przywileje. Zamek opuścisz tylko do szkoły. I nie pytaj się więcej o to czy możesz gdzieś wyjść bo kurwa nie możesz. A teraz weź się za sprzątanie. Na wieczór ma być czysto bo inaczej pożałujesz. Jasne?-podszedł do mnie i złapał za podbrudek

-Tak panie-próbowałam unikać jego wzroku

Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Udałam się do siebie. Wzięłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Włączyłam piosenki na fula i wzięłam się za układanie ubrań, które Zayn ponownie wywalił wszystkie z szafy. Zajęło mi to więcej czasu niż ostatnio bo mój pan co chwilę przynosił nowe. Potem przyniósł sobie dwie butelki coli i włączył konsole. Chwilę potem pustą butelkę rzucił na podłogę patrząc na mnie wyrazie z siebie zadowolony. Myślałam, że coś mi powie o słuchawki jednak nie odezwał się nic. Nie sądziłam, że można być tak wrednym. No ale co poradze, ja nie mam żadnych praw natomiast on ma władze. Powoli zaczęłam trącić nadzieję, że uda mi się mu wyjaśnić, że ja nie wzięłam tego diamentu. Wyciągnęłam jedną słuchawkę.

-Panie?

-Czego?

-Ja nie wzięłam tego kamienia, panie

-A niby kto? Duchy?

-Nie wiem, nie ja

-Mówiłem coś. Każde zdanie masz kończyć "panie". Nauczysz się w końcu szacunku?

-Ale ja mam do ciebie szacunek, panie!

Odłożył pada i podszedł do mnie. Znowu złapał mnie na szyję

-Jeszcze raz podnieś na mnie głos a pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś-syknął przez zaciśnięte zęby

-Już żałuję. Najchętniej bym się zabiła ale przecież nie mogę, panie-ledwie co mogłam wyszeptać jakie kolwiek słowo

Spojrzał na mnie zdezorientowany i puścił moją szyję. Ja bez słowa wróciłam do swoich obowiązków. Posprzątałam pokój i udałam się do siebie zastanawiając się po co powiedziałam o samobójstwie. Przecież i tak nie miałabym odwagi aby się zabić a na Zaynie te słowa i tak nie zrobiły wrażenia.

-Jesteś debilką, Coco. On ci nigdy nie ufał. Gdyby tak było nie uwierzyłby, że co kolwiek ukradłaś . A on i tak się nie przejmie gdy się zabijesz. Kupi sobie nową niewolnice. Nie jesteś mu niezbędna do życia-Gadałam sama do siebie

Wyciągnęłam telefon i napisałam smsa do Sam

Ja
Wybacz. Nie mogę. Powiedział, że teraz z zamku wyjdę tylko do szkoły

Chwilę później przyszła mi odpowiedź

Sam
Szkoda, a może ja się go zapytam?

Ja
Możesz spróbować ale to i tak nie ma sensu. Nie zgodzi się

Zablokowałam telefon i położyłam się na łóżku ponownie roniąc łzy

zniewolona Z. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz