Rozdział 58

2.9K 98 18
                                    

Odkąd wzięłam prysznic z Zaynem minęły 2 tygodnie. Tydzień temu skończyłam szkołe z średnią 5.0. Jednak nie jest zbyt dobrze między mną a Zaynem. Nie dogadujemy się zbyt dobrze. Cały czas z kimś pisze, jest dla mnie wredny chociaż nic mu nie zrobiłam. Jak wcześniej poświęcał mi dużo czasu tak teraz coraz częściej zaczyna mnie olewać. O co bym nie zapytała zawsze słyszę "Co cię to?". To aż tak dziwne, że będąc jego dziewczyną chciałabym wiedzieć gdzie jest? Mniejsza z tym co robi. On wiem gdzie jestem i co robię a dlaczego ja nie mogę tego wiedzieć.

-Oglądniemy coś jeszcze?-Zapytał Zayn gdy wtulałam się w niego

-Naprzykład?

-Am, nie wiem. Wymyśl coś

Chwilę później Zaynowi zadzwonił telefon.

-Proszę. Że teraz? Pewnie. Ubiore się i zaraz przyjadę-rozłączył się i podniósł z łóżka

-Gdzie idziesz?-zapytałam

-Co cię to?

-Chciałabym wiedzieć kiedy wrócisz

-Jak wrócę to wrócę. Może rano a może nie. Nie mam obowiązku ci się tłumaczyć. W świetle prawa nie znaczysz nic a ja tak

-Zayn

-Czego kurwa!?

-Proszę, powiedz gdzie idziesz

-Do kochanki, jednej z wielu, zadowolona?

Zabolało mnie jego zachowanie. Ubrał buty i kurtkę. Wziął telefon i kluczyki i wyszedł.

Wyłączyłam jego laptopa i z łzami w oczach udałam się do pokoju

-Kilgar, chodź. Idziemy się przejść. Rozprostujesz trochę łapy

Kilgar podniósł się ze swojego spania i udaliśmy się przejść po ogrodzie. Było ciemno a uliczki ledwo widoczne jednak mi to nie przeszkadzało. Coraz częściej mam wrażenie, że Zayn żałuję, że jest ze mną ale dlaczego ze mną nie zerwie? Oboje mniej byśmy cierpieli a zwłaszcza ja. Naprawdę nie wiem co mam myśleć na temat jego zachowania i słów. To o kochankach mam brać na poważnie czy nie. Sama już nie wiem. Usiadłam na ławce w najdalszej części ogrodu tak aby nikt mnie nie widział. Zwłaszcza Zayn gdy wróci. Szkoda tylko, że nie mogę ściągnąć tej cholernej branzoletki ale musiałabym mieć kod a Zayn nigdy mi go nie zdradził. Gdy próbuję ją ściągnąć to wywołuje to straszny ból, jakby mnie obdzierali ze skóry, żywcem.

Kilgar pobiegał trochę i położył się obok mnie.

-Głodny?-zapytałam patrząc na niego

On się podniósł i potrząsł futrem. Potem położył przednie łapy na ławce i próbował mnie liznąć.

-To chodź. Pani da trochę karmy. Chyba, że chcesz trawę to pójdziemy trochę dalej byś pojadł sobie

Spuścił łapy i pobiegł w stronę trawnika co jakiś czas patrząc na mnie czy idę.

-Jak dobrze, że chociaż ty mnie kochasz-uśmiechnęłam się smutno i udałam za nim

Kilgar zajadał trawę od czasu do czasu się w niej tolając a ja wyciągnęłam papierosa i odpaliłam go. Zgasiłam peta w koszu

-Kilgar, chodź. Wracamy

Winshey podniósł głowę ale nie miał zamiaru wstać

-Wiem, że Ci się podoba nocna wycieczka ale chodź. Jestem śpiąca a nie zostawię cię samego

Olał to. Wolał dalej tolać się w trawie. Chwilę później podniósł się i zjerzył sierść. Obniżył się na łapach i zaczął warczeć. Nie wiedziałam, że Winsheye to potrafią. Już myślałam, że za mną coś jest a Kilgar zobaczył tylko, że trawa się rusza.

-No dobra. Wystarczy ci. Idziemy. Jutro wyjdziemy na dłużej. Obiecuje

W końcu się podniósł i wróciliśmy do pokoju. Położyłam się spać.

zniewolona Z. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz