Rozdział XL: Poszukiwania

362 16 0
                                    

Co ja mam zrobić? Leon może być zły, ale Francesca... Boję się o nią.

- Viola? - Usłyszałam zatroskany głos Leon'a.

- Tak?

- Wszystko w porządku? Znajdziemy Fran.

- Wiem, tylko, że... - Nie dokończyłam zdania.

Leon usiadł koło mnie i mnie przytulił. Jego wzrok powędrował na mój telefon. Na wyświetlaczu było widać numer telefonu i podpis: Diego. Teraz to czekałam już tylko na wyrok. Nie, no... Chyba przesadzam.... Chodzi o Fran... Leon mnie zrozumie. Na pewno. Może sam o tym myślał...

- Zadzwoń do niego.

- Na pewno?

- Tak. Chyba, że chcesz, żebym ja to zrobił.

- Może lepiej jak ja zadzwonię.

Nacisnęłam: Zadzwoń. Pierwszy sygnał... Drugi sygnał... Trzeci... Czwarty...

- Halo? Violetta? - odezwał się Diego. Odebrał!

- Cześć. Jest u was Francesca?

- Nie. - Do oczu zaczęły napływać mi łzy. - A coś się stało?

- Nikt nie wie gdzie ona jest... Marco się z nią dzisiaj kontaktował?

- Poczekaj, jest na dole, zapytam się go i oddzwonię.

- Okey... - Rozłączyłam się.

- Znajdzie się. - szepnął cicho Leon.

Miałam wrażenie, ze sam już nie wierzy we własne słowa. Czekałam na telefon Diego'a. Po 15 minutach oddzwonił.

- I co? - szybko zapytałam.

- Jest problem. - Serce m szybko zabiło. Co się stało?

- Jaki?

- Marco'a nie ma w domu. Nie wiem kiedy wyszedł. Nie odbiera telefonu.

- Jak to?!

- Myślę, że musiał wyjść razem z Francescą.

- Aha...

- Czy wiesz gdzie mogliby najwyżej pójść?

- Chyba nie, a co?

- Nie wiem. Rodziców nie ma w domu, jadę go szukać.

- CO?! Wiesz jak leje? Jeszcze... - Rozłączył się.

- O czym rozmawialiście? Coś się dowiedziałaś? - zapytał Leon.

- Tak, Marco też nie ma.

- Co?

- Tak... Boje się o nich.

Leon wstał i ruszył ku drzwi.

- Co ty robisz?

- To już nie jest śmieszne. Trzeba ich szukać.

- Poczekaj, idę z tobą!

- Nie, Viola. Zostań w domu.

- Ale...

- Violuś... - Podszedł do mnie i złapał za rękę.

Zaczął mi głęboko patrzeć w oczy. Tym razem mu się to nie uda.

- Leon, to tez moi przyjaciele. Idę z tobą. Czy tego chcesz czy nie.

- Okey...

Zeszliśmy oboje na dół.

- Dowiedzieliście się czegoś?! - zapytała szybko Angie, gdy nas zobaczyła.

- Marco też nie ma, ale nikt się z Francescą nie kontaktował. Idziemy ich szukać.

- Oszaleliście?!

- Angie, to nasi przyjaciele.

- No, dobrze. Poczekajcie. Wezmę samochód od German'a. Nie będziemy szli w taka pogodę. - powiedziała i poszła do gabinetu.

Po 10 minutach Angie wróciła z tatą. Okazało się, że będzie brał udział w naszej "akcji". Wzięliśmy parasole

i wyszliśmy z domu. Od razu gdy je otworzyliśmy zaczęły się wyginać na wszystkie strony.

- Mówiłem, żeby ich nie brać! - zawył Leon.

Tym razem miał rację.

Wsiedliśmy do samochodu, a rozwalone parasole wrzuciliśmy do bagażnika. Jeździliśmy po całej okolicy. Potem wokół Studio i Resto Baru patrząc pod drzewami, dachami itd. Żadnego śladu Marco i Fran.

Co jakiś czas dzwoniliśmy do Luci lub któregoś z naszych przyjaciół.

Na ulicach wiało pustką. Wszyscy siedzieli w domu. Burza już ustępowała i coraz mniej padało. Tata musiał jeździć powoli, bo na jezdni było bardzo ślisko.

- German'ie... UWAŻAJ! - krzyknął Leon

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz