Rozdział LXXXVI: Fontanna di Trevi

240 8 0
                                    

Stałam przed Fontanną di Trevi i nagle zamarłam. To nie była mama Feder'a, Silvia, to był znajomy męski głos... Przymknęłam oczy i zacisnęłam wargi. Poczułam jak ktoś mi do ręki podaje monety, a potem krótki oddech na mojej szyi.

Nie wiem ile tak stałam jak sparaliżowana. Słyszałam radosnych ludzi, rozmawiających różnych językach, śmiejących się i ulicznych grajków. Dopiero, kiedy poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, nagle się obudziłam.

- Przepraszam, ale nie dadzą mi chwili wolnego - westchnęła Silvia, a ja się blado uśmiechnęłam. - Popatrz, Violu na te barokowe rzeźby... - zaczęła się zachwycać. - (...) Sam autor projektu nie dożył zakończenia budowy. Centralnymi postaciami fontanny są Neptun i dwa trytony, będące symbolami Kastora i Polluksa. Neptun znajduje się na rydwanie zaprzężonym w dwa hippokampy, czyli hybrydy konia i ryby, z których jeden jest spokojny, prowadzony przez trytona z prawej strony, tryton z lewej strony natomiast stara się okiełznać niespokojnego konia. Symbolizują one dwa odmienne stany morza - ciszę i sztorm. Cztery statuy umieszczone na balustradzie symbolizują cztery pory roku. W sąsiednich niszach znajdują się kobiece postaci będące symbolami Zdrowia i Obfitości - opowiadała mi o fontannie, a ja wciąż myślałam o tej osobie. Może jej nie znam? Jednak mam wrażenie, że już słyszałam ten głos, ale w ty momencie mój mózg nie był w stanie go odszyfrować. - Turyści bardzo często...

- Wrzucają przez ramię lub do tyłu monety do wody - dokończyłam, patrząc ślepo w taflę wody. Nie dostrzegłam w niej wcześniej odbicia osoby, bo przeniosłam wzrok na fasady...

Kiedy mama Feder'a zaczęła szukać czegoś w torbie, otworzyłam swoją dłoń i dostrzegłam w niej trzy złote monety oraz mały kawałek papieru.

"Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości."

- William Shakespeare

 

P.S. Monety wrzuć jutro o 12. Zastanów się ile.

Nie podpisał się. I jednak nie narzuca mi "ślubu" - 3 monety. 

- Violu, wszystko w porządku? - wyrwała mnie z myśli Silvia, a ja kiwnęłam głową. - Chyba nie mam monet - westchnęła. 

- Nic nie szkodzi. Może wracajmy już... - zaproponowałam, a mama Feder'a się zgodziła.

Po kilku minutach byłyśmy już w domu. Taty i Esmeraldy jeszcze nie było. Ciągle mam to niemiłe uczucie. Oni są w Rzymie, a tata o tym wie. I nie mówi mi o tym... Nie myśl o tym, skarciłam siebie w myślach, chociaż i tak będę czuła ten niepokój.

A jeżeli chodzi o Fran i Fede... Od razu na mój widok mnie uścisnęli.

- Violu, martwiliśmy się o ciebie - szepnęła mi do ucha Francesca, co mi natychmiast przywróciło do pamięci liścik, który teraz trzymam w torebce...

- Nie rób tak nigdy, myśleliśmy, że się zgubisz - dodał Fede.

- Okey - powiedziałam cicho i usiadłam na kanapie.

- Czemu wybiegłaś? O co chodzi? - zapytał po chwili, a ja poczułam na sobie ich spojrzenia.

- Bo mi nie mówicie prawdy - odpowiedziałam. 

- Jakiej prawdy? - zdziwiła się Francesca.

- Widziałam was rano... - Wymienili spojrzenia i oboje koło mnie usiedli.

- Jak dawałem Fran naszyjnik? - zapytał Fede, a ja kiwnęłam głową.

- Ćwiczyliśmy. - Nagle powiedziała Fran. - Federico chce dać Ludmile naszyjnik.

- Ale kiedy ją widzą, denerwuję się, że coś poplątam. Fran mi tylko pomogła.

- Czemu mi nic nie powiedzieliście? - zapytałam, kiedy dotarł do mnie sens ich słów.

- Violu, wiemy, że masz dużo na głowie - odpowiedziała Fran, a ja się uśmiechnęłam i oboje przytuliłam.

- Przepraszam.

- Nie masz za co, powinien ci powiedzieć - powiedział Fede.

Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

- Mamo, nie otwieraj! - wrzasnął Federico. - Fran, otworzysz? - zapytał miłym tonem.

- Ja? - zdziwiła się, a on kiwnął głową. Po chwili poszła w stronę drzwi i usłyszałam jakiś krzyk. 

- Fede? - zapytałam niepewnie i podbiegłam w stronę korytarza. Usłyszałam śmiech mojego przyjaciela za sobą, a w drzwiach zobaczyłam Marco! 

- Marco, Marco, Marco, tęskniłam za tobą - usłyszałam Fran i się uśmiechnęłam. 

- Wiem, jestem cudowny - powiedział cicho do mnie Fede.

- Ty za tym stoisz? - zapytałam.

- Pomogłem mu się tu dostać z lotniska. To jego plan, żeby tu dolecieć.

Po chwili ujrzałam w otwartych drzwiach blond włosy. Dziewczyna taszczyła swoje walizki. Aż tak się zmieniła? Spojrzałam na przyjaciela. Stał jak zahipnotyzowany i patrzył na Ludmiłę, która się zatrzymała.

- Mam zwidy - szepnął Fede.

- Nie masz. Stoi w drzwiach - powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się uśmiech i podbiegł do dziewczyny, którą po chwili podniósł ze szczęścia. 

Wyszłam z domu i stanęłam na jego progu. To tyle gości, stwierdziłam ponuro.

- Violetto - usłyszałam za sobą głos i po chwili zauważyłam wyciągniętą rękę z pamiętnikiem. - Prosił, żebym ci go przekazał - powiedział smutno chłopak. Przez moment miałam nadzieję...

- Dzięki - rzuciłam do niego i wzięłam zeszyt, otwierając na jego pierwszej stronie. Pamiętnik nie został otwarty, bo w środku wciąż znajdował się list do Leon'a w nienaruszonym stanie. Albo się tym nie przejął.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz