Rozdział LXIII: Wiem, gdzie jest Lara

272 11 0
                                    

- Leon, nie panikuj - powiedziałam, a on spojrzał na mnie groźnie. - No, co?

Nagle mój telefon zaczął dzwonić, a Leon nawet nie patrząc kto to, odebrał.

- Halo?! - krzyknął do słuchawki. - Tak, jest koło mnie.

- Kto to? - zapytałam się, ale nie odpowiedział.

- Nie chce z tobą rozmawiać! Nie dzwoń do niej! - krzyknął i się rozłączył.

- Kto dzwonił?

- Eeee... Twój tata.

- Serio? Bo jak tak to po tobie.

- Nie.

- Kto? Z kim mam nie... Aaaa... Leon, może coś chciał ważnego.

- Nie obchodzi mnie jakie to życiowe problemy ma Diego.

- Leon, nie bądź nie miły.

- Dobra, przepraszam. Chodźmy może do domu Lary zobaczyć czy jest - powiedział, a mi do głowy wpadł pomysł.

- Pewnie jest na torze.

- Ale ona już nie pracuje do tej godziny, Violuś.

- Tyle, że Lara trenuje na wyścig...

- Powiedziała mi, że tak świetnie jeździ i nie musi ćwiczyć. Wiedziałem!

- Leon, to twoja wina. Podobno... - zaczęłam mówić, ale potem pomyślałam, ze to chyba zły pomysł.

- Podobno, co? - zapytał dziwnym tonem.

- Nieważne.

- Violuś... Nie powiesz mi? - Uśmiechnął się i przybliżył się do mnie.

- Nie. - Teraz stał tak blisko mnie, że bliżej się już nie dało. Pogładził mnie po włosach.

- Moja Viola mi nie powie? - Spojrzał na mnie swoimi oczami.

- Nie, twoja Viola ci nie powie, bo jest sprytniejsza. - Zaśmiałam się.

- To nie fair! Ja ci o wszystkim mówię!

- No okey, Lara twierdzi, że z tobą nie da się ćwiczyć, bo opracowujesz przeciwko niej strategię i rozpraszasz ją narzekając, że coś nie tak z motorem. - Leon wyglądał jakby nad czymś myślał.

- Chodźmy na tor - powiedział, lekko się odsunął i złapał mnie za rękę.

Kiedy byliśmy na miejscu, szukaliśmy Lary.

- Poczekaj tu, zapytam się kogoś czy jej nikt nie widział - rzucił Leon i gdzieś podszedł.

Rozglądałam się po torze, aż zobaczyłam znajomą osobę, która stała przy barierce i machała do kogoś. To nie on, pomyślałam. Chociaż...

- Feder? - zapytałam, podchodząc do chłopaka. Wyglądał na zaskoczonego, że mnie tu widzi.

- Violetta?

- Co ty tu robisz?

- Ja po prostu przyszedłem do Leon'a, a Lara powiedziała, że go nie ma i... - przerwałam mu.

- Lara tu jest?

- Tak, na torze.

- Wiedziałam! Przepraszam Feder. Idę znaleźć Leon'a! - krzyknęłam i zaczęłam iść w stronę, którą poszedł.

Stał sobie przy namiocie. Tyłem do mnie. Podeszłam do niego i przytuliłam go.

- Violuś! - krzyknął i odwrócił głowę.

- Lara jest na torze.

- Skąd wiesz?

- Feder mi powiedział. - Leon zmarszczył brwi.

- A co on tu właściwie robi?

- A skąd ja mam wiedzieć? Tak w ogóle, odprowadziłbyś mnie do domu? Tata może się martwić. Dziwne, ze jeszcze nie dzwonił.

- Zaraz, muszę porozmawiać z Larą.

- Okey. To chodźmy do Feder'a. - Pociągnęłam go w stronę barierki, przy której ostatni raz go widziałam. Nie było go.

- Pewnie już poszedł.

- Leon, czy ty mnie szpiegujesz? - warknęła Lara, podchodząc do nas w stroju zawodnika, trzymając kask.

- Ja? Nie. Może nam powiesz co tu robił Federico?

- Przyszedł, bo myślał, że tu jesteś.

- Jaaaasne - powiedział.

- O, widzę, że twój mózg wrócił na miejsce i pogodziliście się.

- Tak - odpowiedzieliśmy razem.

- Dla twojej informacji mój mózg nigdzie się nie ruszał - warknął. Lara i Leon chyba bardzo lubią sobie dokuczać. - Tak w ogóle Lara nie rób nic głupiego.

- Co masz na myśli?

- Viola mi powiedziała.

- Dzięki, Leon za wydanie mnie! - krzyknęłam na niego, a Lara się zaśmiała.

- Chodzi o Stephie? - zapytała.

- Tak.

- W porządku, jak na razie nie będzie się zbliżała do toru, nic jej nie zrobię. - Leon na nią surowo spojrzał.

- Niech ci będzie. Okey, to my idziemy... - rzucił i wziął mnie za rękę.

- Cześć! - krzyknęła do nas, kiedy odchodziliśmy.

W drodze do domu, rozmawialiśmy o wyścigu, reality i występie. Leon stwierdził, że jak będziemy oboje w finale to on zrezygnuje. Ale ja mu na to nigdy nie pozwolę. Z resztą nie wiadomo czy w ogóle zajdziemy tak daleko... Jest przecież tyle kandydatów.

Kiedy byłam już w domu, okazało się, że Fran i Feder'a nie ma. Ja z nimi nie wytrzymam.

O, dziwo tata się nie pytał czemu wyszłam z domu. O ile w ogóle zauważył... Kiedyś był za opiekuńczy, a teraz wręcz przeciwnie! Ostatnio czymś się denerwuje chyba. Coś go gryzie...

Wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi.

- Violetto! Ktoś do ciebie! - krzyknęła Olga, a ja szybko zeszłam na dół. Strzelam, że to nie Feder, ani Fran, bo inaczej Olga by mnie o tym nie informowała.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz