Rozdział LXXII: Leon, Diego albo ja

303 11 0
                                    

Kiedy Francesca wyszła z pokoju, chwyciłam telefon do ręki. Nic nie rozumiem... Po co Leon miałby tak się poświęcać? Istniało jedno wytłumaczenie, ale to się razem nie kleiło. W takim razie źle musiałam ocenić moją rozmowę z Leon'em. Może on nie kocha Lary? Ale czemu w takim razie powiedział, że razem z Diego'iem tworzę ładna parkę i mam mu dać szansę? Okey, muszę z nim porozmawiać. Znowu będziemy milczeli, a potem się okaże, że to znowu jakieś niepotrzebne nieporumienienie. Wybrałam jego numer telefonu. Ręka zaczęła mi się trząść. Po kilku sygnałach, odebrał:

- Leon, musimy porozmawiać! Dlaczego zrezy... - zaczęłam szybko mówić, ale ktoś mi przerwał.

- Violu, to ja Lara. Przepraszam cię, że odebrałam telefon, ale nie chciałam, żebyś myślała, że Leon nie chce cię słuchać... Akurat teraz jeździ na motorze, wiesz, w środę zawody.

- Wiem - szepnęłam cicho.

- Teraz chociaż nie próbuje się zabić. Stwierdził, że tylko to mu zostało w życiu, chociaż widzę, że jest z nim coraz gorzej...

- Dlatego zrezygnował z konkursu? - zapytałam smutno.

- Tak... - powiedziała, przeciągając słowo. Wyczułam w jej głosie, że coś ukrywa.

- Lara?

- Leon twierdzi, że to Stephania zmanipulowała głosowanie, czuł się winny, bo gdyby nie on, nie byłoby takiej sytuacji. Chciał też coś dla ciebie zrobić. Tylko tyle mi powiedział. W ogóle ze mną już nie rozmawia. Nie wiem czy to dlatego, że jestem jego przeciwniczką w zawodach, czy dlatego, że zaczęłam krytykować jego zachowanie. - Westchnęła głośno i dodała: - On myśli, że cię strasznie skrzywdził i na ciebie nie zasługuje.

- Co? - wydusiłam do słuchawki.

- Na dodatek... widziałam jak zanim wszedł na tor, patrzył się z łzami w oczach na twoje i jego zdjęcie, było pogniecione, a potem znalazłam je w śmieciach.

- Pogniecione zdjęcie? - zapytałam cicho. To ja zaczęłam zgniatać zdjęcia z szafki, a potem je wyrzuciłam. Chyba, że... Jak Camila przyszła to spadło na podłogę...

- Tak - potwierdziła. - Mam nadzieję, że to sobie jakoś wytłumaczycie. Leon... O, cześć - powiedziała i się rozłączyła.

Czemu powiedziała "O, cześć" i się rozłączyła? Chyba Leon musiał zejść z toru... Z moich myśli wyrwał mnie huk drzwi. Podniosłam głowę i zobaczyłam w nich Federico'a. A kto inny mógłby być taki głośny, pomyślałam.

- Violetta! - krzyknął, rozkładając ręce z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Ojej, przepraszam. - Chodzi o Leon'a? - Spoważniał i usiadł koło mnie.

- Nic się nie stało - szepnęłam.

- NIC SIĘ NIE STAŁO?! DZIEWCZYNO, ON ZREZYGNOWAŁ Z KARIERY! - wybuchł, a ja szeroko otworzyłam oczy.

- No, przepraszam. Muszę iść! - krzyknął i wyszedł. Co się stało? Szczęśliwy wpadł do pokoju, potem nakrzyczał na mnie, a następnie wyszedł....

Po niecałej godzinie, znowu wrócił, a ja się na niego groźnie spojrzałam. Mógłby mi powiedzieć, o co chodzi, co się z nim dzieje. Wiem, że zawsze jest pełen energii, ale chyba go emocje ponoszą...

- Chodź na dół - rzucił, chwycił mnie za ramię i wyciągnął z pokoju.

- Co ty robisz i czemu przymusowo wyciągasz mnie z pokoju?! - zaczęłam krzyczeć, a kiedy byliśmy w salonie ujrzałam Marotti'ego z kamerą. - O, nie! - wyrwałam się Feder'owi.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz