Rozdział XLII: Francesca poznaje prawdę

356 17 0
                                    

- Fran...

- Co się stało, Violu? - Chyba zauważyła, że posmutniałam.

- Obiecaj, że nie będziesz zła.

- Ale... - przerwałam jej.

- Obiecaj!

- Okey... O co chodzi?

- Chodzi o to, że ja o tym wiedziałam...

- O... Marco'u? - Kiwnęłam głową.

- Dlaczego tobie powiedział, a mi nie?!

- Dowiedziałam się przez przypadek, przepraszam...

- Ale jak?

- Na twojej imprezie urodzinowej...

- Kiedy miał przyjść jego brat...

- Tak....

- Ktoś jeszcze o tym wie?

- Tak, ja. - usłyszałam głos za mną.

Odwróciłam się. Leon. Stał za mną. No, tak... Powiedziałam mu.

- Świetnie. Ktoś jeszcze?

- Ja nikomu więcej nie mówiłam. - szepnęłam.- Fran, przepraszam!

- Co... - wyjąkał Leon. - Gdzie twój sweter?

Popatrzyłam na siebie. Aha. Kurtka Diego'a. Nie oddałam mu jej.

- Później. - syknęłam. - Fran? Miałaś nie być zła...

- Przepraszam, ale muszę to przemyśleć. - powiedziała smutnym głosem.

- W porządku. - szepnęłam. - To do jutra w Studio.

Złapałam Leon'a za rękę i pociągnęłam go w stronę schodów.

- Viola, gdzie twój sweter i co ty masz na sobie?! - wybuchnął Leon.

- Był mokry i Diego mi pożyczył swoją kurtkę. Spokojnie, Leoś.

Milczał.

Kiedy zeszliśmy na dół, dostrzegłam w kącie siedzącego Marco. Był blady. Obok niego siedział Diego. Chyba go pocieszał. Podeszłam do nich, wciąż ciągnąc Leon'a za sobą.

- Fran kiedyś nam wybaczy. Na pewno.

- To moja wina, przepraszam...

- Sama się na to zgodziłam... Diego, mógłbyś mi oddać sweter?

- Co? Ach... tak. Marco, chodź do domu... Nie ma sensu tu siedzieć...

Staliśmy przy samochodzie Diego'a:

- Mogę was podwieźć. - powiedział.

- Nie potrzebujemy twojej pomocy. - warknął Leon.

Szturchnęłam go.

- No co?!

- Dzięki Diego, ale do domu mamy blisko.

- Jak chcecie. To twój sweter. Wciąż jest mokry. - podał mi go, a ja zdjęłam jego kurtkę.

- Możesz mi ją jutro oddać.

- Nie...

- Nie będzie ci zimno? Chyba nie zamierzasz wracać w tym swetrze?

- Nie, nie będzie jej zimno! Masz Viola, dam ci swoją bluzę. - warknął Leon i zaczął ją zdejmować.

- Leoś...

- Viola, proszę!

- Okey... - pomógł mi ją założyć, a po chwili wyglądałam strasznie śmiesznie.

Po prostu bluza była za duża. Potem pomachałam Diego'wi oraz Marco i razem z Leon'em zaczęłam iść w stronę domu. Szybko mnie złapał za rękę. Muszę przyznać, że to było całkiem przyjemne, ale nie chcę, aby Leon myślał, że musi konkurować z Diego'iem. On jest dla mnie co najwyżej przyjacielem. A to też nie wiadomo.

- Leoś...

- Tak, Violuś?

- Czemu byłeś dla nich taki niemiły?

- A czemu miałbym być?!

- Bo nie zrobili nic złego.

- Nie, skądże...

- Fran się nie liczy. Też brałam w tym udział.

- Ale... Nieważne.

- Co?

- Nic... - wyjąkał.

- Nie powiesz mi? Ja ci o wszystkim mówiłam! Proszę, Leoś...

- Diego jest w tobie wciąż zakochany. -  wydusił.

Zatkało mnie. Właściwie po tym jak u mnie był, nie zastanawiałam się nad tym.

- Ja ci ufam, Violu, tylko, że mam wrażenie, że on robi wszystko, żeby... - Pocałowałam go szybko.

- Leon, pamiętaj zawsze o tym, że bez względu na to czy Diego wciąż coś do mnie czuje czy nie, i tak będę cię kochała, i będziesz dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.

- Też cię kocham. - Przytulił mnie mocno - I pięknie wyglądasz w mojej bluzie.

- Serio? Mam wrażenie, że jest trochę za duża...

- Nieważne. Ty we wszystkim wyglądasz pięknie. Bo jesteś piękna. I mam szczęście, że cię mam. - Spojrzał mi głęboko w oczy.

Znowu to robi! Czasami mam wrażenie, że w ten sposób próbuje mi czytać w myślach czy coś w tym stylu.

- Też mam szczęście, że mam takiego przystojnego i utalentowanego chłopaka. - Zaśmiał się.

- Wiem, jestem wspaniały. - Szturchnęłam go. - Oj, żartowałem.

- Wiem, jak zawsze. Ale i tak lubię te twoje żarciki. - Uśmiechnęłam się.

Kiedy byliśmy pod moim domem, Angie nagle wybiegła z domu. Prawie na nas wpadła.

- Ojej, przepraszam. Śpieszę się! - krzyknęła.

- Co się stało, Angie? - zapytał Leon.

- Pablo dzwonił. Studio zostało zalane.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz