Rozdział LXXXV: Niektórzy czasami wracają...

248 7 0
                                    

W Rzymie jest bardzo ładnie, a Federico ma bardzo duży dom. Poznałam jego mamę, która jest miła i zabawną kobietą. Już wiem po kim Fede odziedziczył poczucie humoru. Kiedy przylecieliśmy pierwszego dnia o mało co z Fran się nie popłakali ze szczęścia. Chyba tęsknili za domem. Chyba na pewno... Szczególnie Fran, która już długo była za domem.

Mój tata.... był w jeszcze większej euforii. W sumie to trochę dziwne... I jeżeli chodzi o Esmeraldę... Ona chyba się cieszyła najbardziej ze wszystkich. Może ma tu jakąś rodzinę? Nie mam pojęcia, ale starała się ukrywać tą radość.

Chciałabym to teraz wszystko zapisać w pamiętniku, ale... Przed wyjazdem dałam go Leon'owi i do tej pory się nie odezwał. Minął już prawie tydzień... Nie chcę do niego dzwonić, bo nie wiem czego oczekiwać... Może go wcale nie otworzył? Może go rzucił w kąt, bo go nie obchodzi co myślę?

Wyszłam ze swojego pokoju, a właściwie gościnnego urządzonego specjalnie dla mnie, i chciałam iść do

Feder'a, aby się zapytać czy dzisiaj pozwiedzamy albo spotkamy jego przyjaciół, ale w środku ktoś był... Francesca. Czemu nie powiedziała, że przyjdzie? Stanęłam tak, aby mnie nie zauważyli i przez lekko uchylone drzwi zaczęłam obserwować całą sytuację.

- Cii... - Przyłożył jej palec do ust. - Na naszyjniku jest literka mojego imienia, chcę żebyś zawsze o mnie pamiętała i go nosiła. - Zobaczyłam błysk biżuterii, a po chwili jak bierze dłoń Fran. - Kocham cię. Najbardziej na świecie. I zawsze tu będziesz. - Zaczął się pochylać do pocałunku, a ja odskoczyłam od drzwi. - Szybko wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.

Co ja własnie zobaczyłam? Fran i Fede... Wciąż o niej nie zapomniał, zawsze spędzają razem czas i łączą ich Włochy."Zawsze tu będziesz". Chyba nie zamierzają pozostać tu na stałe i porzucić Studio, prawda? Prawda? Chyba sama w to nie wierzę. Przecież byli tacy szczęśliwy. Nic im nie stoi na drodze, aby tu zostać.Nic. A Fede w końcu jest z Fran. Tak jak chciał. Ale co z Marco? Chyba Francesca nie zamierza go tak okłamywać?

A ja? Kiedy chcieli mi to powiedzieć? W ostatni dzień wakacji, tak jak tata mnie szanownie poinformował o wyjeździe dzień przed?

Fran i Fede? Dlaczego? Minął tylko tydzień... Chyba, że to już trwa dłużej... Jest jeszcze Ludmiła, co z nią? Co się dzieje?

Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.

- Proszę! - krzyknęłam, a drzwi się otworzyły i weszła Francesca. Myślałam, że sobie wszystko mówimy.

- Cześć, Violu - przywitała mnie radośnie. Właściwie czemu miałaby być smutna? Wszystko się układa. Z Federico'iem...

- Hej.

- O, Fran, cześć. - Do pokoju wpadł Fede i udawał zdziwionego. Po chwili klasnął w ręce. - Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam, ale mam pomysł.

- Jaki? - zapytała Francesca.

- Chodźmy pokazać Violi jeszcze Rzym, a potem na pizzę! - krzyknął.

- Świetny pomysł! - poparła go Fran. No, dziwne, żeby się nie zgodziła.

- Dzięki, ale nie. Idźcie sami - powiedziałam.

- Ale dlaczego? - zapytał troskliwie Fede i usiadł koło mnie. - Możemy iść gdzie indziej.

- Wolę zostać w domu. Źle się czuje - odparłam.

- Chodzi o Leon'a? - To była Fran, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Może masz gorączkę? - Federico chciał dotknąć mojego czoła, ale odepchnęłam jego rękę.

- Zostawcie mnie po prostu samą - warknęłam.

- Violu, co się dzieje? - zapytała cicho Fran.

- Nic... - szepnęłam. Co? Miałam im powiedzieć to o czym oni powinni mnie poinformować?

- Nie chcesz mówić to nie, ale właśnie popełniłaś błąd - powiedział Fede.

- O czym ty...? - Oboje zaczęli mnie łaskotać. - Przestańcie! - krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. Po jakimś czasie na szczęście przestali.

- Już mnie ręce bolą - stwierdził Federico. - Violetta! - krzyknął. - Czemu nie chcesz nigdzie wychodzić?

- Dajcie mi po prostu spokój - powiedziałam.

- Nam możesz zaufać.

- Tak, przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi - dodała Francesca.

- Przyjaciółmi? To czemu wy mi nigdy o niczym nie mówicie? - zapytałam, a oni się na siebie zdziwieni spojrzeli. - Tak, wiem - powiedziałam i wybiegłam z pokoju, a potem z domu Federico'a. Słyszałam jakieś ich krzyki, ale ich nie słuchałam. Ja mam być przyjaciółką, a oni mnie oszukują...

Zaczęłam gdzieś biec, skręcać w jakieś uliczki, aż się zatrzymałam w jakimś parku, kiedy stwierdziłam, że się zgubiłam. Telefonu oczywiście nie wzięłam, a tu jeszcze mnie Fede i Fran nie zaprowadzili... Świetnie. Teraz powinien powstać o mnie film "Violetta sama w Rzymie". Dobra... Nie będzie źle...

Chciałam rozejrzeć się po parku, może gdzieś jest jakaś mapa, ale nagle ich zauważyłam. Nie... Rozmawiali z Esmeraldą... i moim tatą! Czemu? Co tu robi Jade i Matias? Schowałam się za drzewem i obserwowałam całą sytuację. Kłócili się o coś, a potem jakby nigdy nic, rozeszli się na różne strony. Po chwili ruszyłam za tatą i Esmeraldą. Może jakoś trafię do domu. Na szczęście się nie odwracali, ale chyba wciąż się o coś kłócili. O co chodzi?

Po jakimś czasie doszliśmy do domu Federa. Odczekałam jakąś chwilkę i weszłam za nimi.

- CO?! - usłyszałam krzyk taty. - Pozwolili, żeby Violetta sama chodziła po Rzymie bez telefonu?!

- German, spokojnie - uspokajała go mama Federico'a i Esmeralda.

- Jestem - powiedziałam po chwili, a tata nagle spojrzał i ochłonął.

- Widzisz, German, twoja córka umie o siebie lepiej zadbać, niż ty - stwierdziła mama Federico'a. - Zadzwonię do mojego syna, bo cię Violu szukają - powiedziała i wyszła z salonu.

- W porządku - rzucił tata.

- Tato, możemy porozmawiać?

- Oczywiście.

- German...  - powiedziała cicho Esmeralda.

- A, no tak... Violu, muszę iść z Esmeraldą przygotować projekt... Możemy później porozmawiać?

- Tak, jasne... - rzuciłam, a oni wyszli.

Świetnie. Tata, Esmeralda, Federico i Francesca nie mówią prawdy, a Leon się nie odzywa. Wychodzi na to, że ja muszę zacząć rozmowę we wszystkich trzech przypadkach... "Tato, czemu rozmawiasz z osobami, które wyrządziły nam krzywdę?", "Czemu ukrywacie się i nie mówicie mi prawdy?", a jeżeli chodzi o Leon'a to sama nie wiem jak miałabym zacząć...

- Violetta? Wszystko w porządku? - zapytała mnie mama Federico'a, a ja kiwnęłam głową. - Na pewno? - Uśmiechnęłam się blado. - Mogę ci pokazać pewne miejsce? - zapytała, a ja kiwnęłam głową i wyszłyśmy razem z domu.

Razem z mamą Federico'a, jechałyśmy parę minut, aż dojechałyśmy do jakiegoś placu. Wysiadłyśmy, doszłyśmy kawałek i zobaczyłam wtedy...

- Fontanna di Trevi - powiedziała Silvia, mama Feder'a i nagle zadzwonił telefon. - Przepraszam cię, Violu, ale musze odebrać...

- W porządku - powiedziałam z uśmiechem.

- Tylko nie odchodź nigdzie, proszę. - Odeszła kawałek od fontanny i po chwili zasłonili ją jacyś ludzie. Spojrzałam w taflę wody.

- Podobno jak wrzucisz do wody przez ramię lub do tyłu monetę, zapewniasz sobie "powrót do Rzymu". Jeżeli wrzucisz dwie - romans, a trzy - ślub. Pieniądze są wyławiane przez władze miasta, a następnie przeznaczone na pomoc biednym i utrzymanie zabytków. - Ktoś mi cicho powiedział do ucha.

Podemos pintar, colores al almaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz