🥀~Rozdział 55~🥀

56 18 0
                                    

🥀~Rozpacz~🥀

Perspektywa Niko

Od zawsze brzydziłem się wszystkimi zdradami lub ukrywaniem prawdy. Może wszystko przez to, że moi rodzice byli jacy byli. Oboje siebie ranili.

Gdy byłem mały byłem uczuciowy, nic na to nie poradze. Za każdą kłótnie siebie obwiniałem, gdy slyszałem ich wyzwiska i płacz matki sam płakałem... z czystej bezsilności.

Dopiero z czasem zrozumiałem, że nie miałem na wpływu. Oni byli dorosłymi ludźmi, a ja tylko głupim dzieckiem.

Kiedy dowiedziałem się od Evie, że spotykała się z jakimś Danielem, o którym nigdy nie slyszałem, przypomniało mi się wszystko z moją rodziną.

Nie chciałem na nią tak nawrzeszczeć, ale nie umiałem nic na to poradzić. Przysiągłem sobie, że nie będę znów tego przechodzić. Nawet jakbym miał zerwać wieź.

— Zawiodłem się na tobie, Evie — wyszeptałem i zacisnąłem oczy. Moje serce zaczęło mocniej bić, jednak to nie z tego, że byłem obok niej tylko z ogromnej rozpaczy.

Każdy z nas ma swoje demony, które kiedyś mogą powrócić. Chciałem się teraz przytulić, przeprosić, poczuć jej dotyk, jednak nie umiałem.

— Niko, proszę daj mi szanse. Nie zdradzałam Ciebie. Tylko rozmawiałam, dlaczego taki jesteś, wcześniej taki nie byłeś — powiedziała z żaleł i wtedy odważyłem się na nią spojrzeć.

Jej oczy z początku smutne ze łzami oczach, przerodziły się w ściekłe spojrzenie. Nie mogłem już dłużej tego znieść, musiałem od niej na chwile odejść.

— Wybacz — po tych słowach, ostatni raz spojrzałem na nią, po czym wzbiłem się w powietrze i jak najszybciej odleciałem.

Czułem, że moje skrzydła robią się całe czarne, a ja sam najchętniej w coś bym uderzył. Jedynym wyjściem był mój przyjaciel, ale nie mogłem ryzykować, że coś mu zrobię..

Nie ma nic gorsze niż bezsilność, ból, rozpacz i brak chwycenia się czegoś w potrzebie ratunku. Zawsze, gdy potrzebujemy pomocnej dłoni..., jej nie ma. Tylko nie liczni są przy nas...

Gdy już nie ma ratunku i płacz przejmuje nad nami kontrolę, mało jest osób, które umieją się podnieść..., jednak kiedy im się to uda i idą przed soba, zdarzają się takie osoby, które niszczą najmniekszy promyk nadziei....

Jesteśmy strażnikami..., jednak nie trzeba zapominać, że też byliśmy kiedyś ludźmi. Nie narodziliśmy się od razu stworzeniami ze skrzydłami. Chyba największą bronią do zniszczenia innych to nie pistolety, jak nie którzy uważają....
To są zwykłe słowa, które zostają w naszej psychice i dają o sobie znać w najgorszym momencie... Najczęściej, gdy potrzebujemy ratunku.

Ja właśnie tego potrzebowałem, żeby ktoś na zawsze zabrał ode mnie ten cały ból gromadzony latami, te wszystkie kłótnie i słowa.

Jednak to co stało się kilka chwil po tym..., zabrało mi wszystkie nadzieję na naprawienie błędów...

***********
Witajcie kochani

Kolejna część dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

"𝐏𝐨𝐭ę𝐩𝐢𝐨𝐧𝐚" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz