24. Piotr

14 0 0
                                    

Poranek był fantastyczny. Naprawdę lubiłem budzić się w swoim łóżku, a dzięki chwilowemu zawieszeniu broni, mogłem spać razem z Sarą.

Jej już nie było; słyszałem odgłosy z kuchni, więc może tym razem zrobi śniadanie dla mnie. Wziąłem prysznic i po pięciu minutach odkryłem, że ona mnie jeszcze wieloma rzeczami zaskoczy.

– Zrobiłaś pizzę na śniadanie? – spytałem, patrząc jak owija ręce ściereczką, po czym ostrożnie wyjmuje z piekarnika gorącą blachę.

Kolejna zagadka – skąd u mnie w domu takie ścierki? Przecież używam papierowych ręczników i rękawic kuchennych.

– Z braku laku. – Wzruszyła ramionami. – Lubię śniadania na ciepło, a nie można ciągle jeść jajecznicy. Poza tym, nie masz zbyt wiele w lodówce.

– Ale jak widać mam ścierki. – Wskazałem na jej dłonie. Naprawdę mnie intrygowało, skąd ta kobieta wyciąga takie rzeczy. Czy ja mam jakąś magiczną szafkę?

– Ah, tak. Znalazłam je na samym dole szuflady, były zapakowane. Nie chciałam ich zniszczyć, otworzyłam, bo nie widziałam innych.

– Spokojnie, nie mam pretensji. Sam się zastanawiałem, gdzie leżały.

Wziąłem wdech rozkoszując się zapachem jedzenia; zaburczało mi w brzuchu.

– Tylko nie nastawiaj się na ucztę, bo moje umiejętności w kuchni nie są na najwyższym poziomie.

Zabrała się do krojenia ciasta. Stanąłem za nią i czekając na kawałek, zupełnie niechcący zaciągnąłem się zapachem jej ciała; był przyjemny, morski – pachniała moim żelem.

Nieoczekiwanie odkryłem dziwną satysfakcję, że Sara pachnąca moim żelem, gotuje w moim mieszkaniu.

Instynkt posiadacza?

Była już moja; mogła być znowu.

–  Założę się, że są równie fantastyczne jak te w sypialni.

Objąłem ją od tyłu; odchyliła się, poczułem na wilgotnym jeszcze torsie, jak przylega do mnie, a cienka koszulka nasiąka resztką niewytartej wody. Jej usta, gładkie i ciepłe, zwinny język przynoszący smak miętowej pasty.

Obróciłem ją do siebie, posadziłem na kuchennej wyspie, a potem rozebrałem do naga. Po pierwszym ugryzieniu w sutek syknęła, po trzecim przestała uparcie trzymać się w pionie i dotknęła plecami zimnego blatu. Musnąłem ją palcami, a w odpowiedzi z cichym jękiem rozsunęła nogi, robiąc mi miejsce.

Była tak kurewsko piękna. Bez makijażu, z włosami zebranymi w luźny kucyk; z delikatnie zaczerwienionymi po wczorajszej imprezie oczami.

Gdy wróciliśmy z klubu ubrała się w dres i zasnęła. Spała obok mnie, wiercąc się niemiłosiernie, a rano zrobiła pizzę. Zwykle przyprowadzałem kobiety na krócej, znacznie krócej. Właściwie po seksie mówiłem wprost, że mogłyby już pójść, bo rano wcześnie wstaję.

Ale teraz jej obecność mi nie przeszkadzała. Mówiąc szczerze, nie miałem nawet konkretnego powodu, by trzymać ją tutaj cały weekend. Szefa nie interesowało co z nią zrobię, byleby trzymała język za zębami. Gdy się uspokoiła i nabrałem pewności, że nic nie powie – mogłem ją odwieźć. Ale nie chciałem.

Bo się z chujem na łby zamieniłem.

Patrzyłem na jej ciało, które wraz z narastającą intensywnością pchnięć, raz po raz wyginało się w łuk i opadało. Mogłem to zrobić wielu kobietom, chętnych nie brakowało. Lecz chciałem Sary.

Chciałem patrzeć jak podskakują pode mną małe, twarde piersi, jak czerwienieją jej blade policzki. By to przeze mnie przestawała pyskować, opuszczała gardę i ryzykowała otrzymanie ciosu. Ja już teraz ryzykowałem.

Gdy skończyłem, ugryzłem ją w wargę. Niech wie, że mi wolno.

– Nie chcę cię poganiać, ale za chwilę sam zjem wszystko.

Nie zawracałem sobie głowy ubieraniem. Wyrzuciłem zużytą gumkę, umyłem ręce, po czym zabrałem się do jedzenia. Nim zeszła z mebli i naciągnęła na siebie t-shirt, sięgałem po drugi kawałek.

– Pewnie zdążyła wystygnąć? – Podeszła na lekko chwiejnych nogach; wykroiła sobie miejsce z największa ilością sera i oliwek.

– Jest pyszna. Dawno nikt dla mnie nie gotował.

Nie licząc twoich babeczek.

– Jak dawno?

– Jakieś cztery miesiące.

Stop. Co ja robię? Na cholerę opowiadam jej o swoim życiu?

– To było coś poważnego?

– Ciężko stwierdzić. Na początku bardziej chodziło o seks, potem ona zaczęła naciskać; zrobiło się poważniej, lecz szybko przestaliśmy nadawać na tych samych falach. Nie potrafiliśmy się dogadać.

Otrząsnąłem się na samo wspomnienie tamtych dni; wkurzyłem się sam na siebie, że zacząłem znowu to rozpamiętywać. Naprawdę powiedziałem Sarze za dużo. Zbyt swobodnie się poczułem, a przecież mam ją tylko na dwa dni. Jutro wraca na swoje zadupie i przestanie mnie rozpraszać.

– Też się rozstałam parę miesięcy temu. Poznaliśmy się na studiach, wszystko pięknie się układało. – Mówiła między kęsami.

Skubała ciągle ten sam kawałek, dosłownie milimetr po milimetrze. Nic dziwnego, że jest taka chuda, skoro dawkuje sobie jedzenie jak ptaszek.

– Potem się oświadczył, mieliśmy wspólne plany. Stąd przeprowadzka pod Kraków, głównie to on naciskał. Mówił, że w przyszłości lepiej wychowywać dzieci w spokojnej miejscowości niż w zatłoczonym mieście. Ostatecznie przekonał mnie, a potem zakochał się w koleżance z pracy. Powiedział, że w naszym związku nie ma już tych emocji co dawniej. Spakował się, oddałam mu pierścionek. To akurat był początek grudnia, więc spędziłam miłe święta z Kevinem. – Zakończyła z nutą ironii.

– To przykre. Myślisz, że możesz zjeść więcej?

– Zjeść więcej? Czemu?

– Bo zaraz będzie ci widać żebra. Nic w tym ładnego.

Zrobiła święcie oburzoną minę; przestała nadgryzać pizzę i balansowała niebezpiecznie na krawędzi mojej cierpliwości.

– Nie muszę ci się podobać. Wystarczy, że dla siebie samej będę ładna.

Aha, jasne. I dla siebie samej się malujesz oraz zakładasz koronkowe majtki. Feministka od siedmiu boleści.

– A poza tym, sam zacząłeś poniekąd temat eks. Nie widziałam nic złego w kontynuowaniu rozmowy.

Zacząłem, bo jestem idiotą i przestałem myśleć racjonalnie.

– Dobra, zostawmy byłych w spokoju. – Westchnąłem, wkładając jej ponownie ciasto do ręki. – Jedz, będziesz głodna.

W ciszy dobrnęliśmy do końca posiłku. Przebrałem się; musiałem jechać do Oskara. W międzyczasie podjąłem decyzję. Ryzykowną dość, ale konieczną.

– Wychodzę, mam kilka spraw do załatwienia – poinformowałem Sarę. Położyłem na stole zapasowe klucze do mieszkania. – Jak chcesz gdzieś iść, to idź, ale zrób mi przysługę i nie uciekaj, okej?

Po namyśle zatrzymałem się jeszcze pół kroku przed wyjściem. Obracała w dłoniach klucze, jakby nie dowierzała, że są prawdziwe. Nie powiem, lekko mnie ubodła swoim brakiem zaufania.

– Najlepiej daj mi telefon, wpiszę ci numer. Jak się zgubisz, zadzwoń.

Lepiej nie ryzykować. Sporo kobiet nie ma za grosz orientacji w terenie, a nie wiedziałem czy Sara ogarnia Google Maps.

– Nie zgubię się – odparła oczywiście, ale komórkę podała.

Wysłałem sobie smsa, pozwalając jej zdecydować jak mnie podpisze.

Oby tylko nie „Porywacz”, bo mnie szlag trafi.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz