48. Sara

16 0 0
                                    

Sobotni wieczór zapowiadał się nudno, lecz w ostateczności uznałam go za całkiem przyjemny. Oglądanie filmu w dresach też może być fajne; zwłaszcza jeśli szybko pozbywasz się dresów i przestajesz oglądać.

Niedzielę natomiast zaczęliśmy intensywnie. Piotrek musiał popracować przy komputerze – jak się dowiedziałam, robił to dość często mimo wolnych weekendów.

Ja, żeby nie przeszkadzać, zamknęłam się w sypialni. Postanowiłam wykorzystać ten czas na szukanie mieszkania. Znalazłam kilka ofert, co prawda powyżej zaplanowanego budżetu, ale miałam dobre przeczucia co do pracy. Jeśli faktycznie ją dostanę, dam radę opłacić oba czynsze.

Inna kwestia, że jeśli ją dostanę, będę daleko od Piotra. Wcześniej właśnie tego chciałam. Zapomnieć o nim, zacząć nowe życie. Jednakże teraz sporo się zmieniło. Nie chciałam związku na odległość. Nie miałam też najmniejszego zamiaru rezygnować z tej pracy; jeśli ją dostanę, przyjmę ofertę. I nie łudziłam się, że Dobrzański wyprowadzi się z Wawki, on nie mógł ot tak zmienić roboty. Sytuacja patowa.

Około południa zrobiłam się głodna; postanowiłam przypomnieć Piotrkowi o obiedzie.

– Dużo ci jeszcze zostało? – spytałam, uchylając drzwi.

Siedział skupiony przy stole, pochylał się nad stertą papierów, a przed nim, na ekranie laptopa, przewijały się kolorowe wykresy.

– Może zrobisz przerwę i coś zjemy?

Podniósł zdezorientowany wzrok znad dokumentów i pomrugał szybko kilka razy. Wyglądał tak zupełnie zwyczajnie, jak zwykły Kowalski, a nie gangster vel. specjalista do spraw porwań. Gdy zmarszczył brwi, skóra na czole pofalowała się bardziej niż zwykle i uwidoczniła poprzeczne zmarszczki.

– Yy... tak, tak, możemy – odparł przeciągając się przy okazji. – Jakieś specjalne życzenia?

– Weź mnie na hamburgery.

Krok za krokiem podeszłam do niego, zatrzymałam się za oparciem krzesła, a ręce ułożyłam mu na ramionach. Niezbyt mocno, kolistymi ruchami rozmasowywałam spięte mięśnie. Byłam pewna, że po długim czasie spędzonym w pochylonej pozycji, kark znowu będzie mu dokuczał.

– Dobrze, znam fajną knajpkę.

Delikatnie ujął moje ręce i przytrzymał je w miejscu.

Długo wytrzymał, nie ma co.


Piotr może i był niedotykalski, ale restauracje znał świetne. Burgery należały do najlepszych, jakie jadłam w życiu.

Zdecydowałam się na połączenie sera pleśniowego, żurawiny i szpinaku, które doskonale komponowały się z mięsem i sosem. Kiedy czułam już, że nic więcej nie wcisnę, Piotrek poprosił o rachunek i poszedł do łazienki.

Najedzona, dosłownie emanowałam szczęściem. Leniwie dopijałam colę, gdy nagle krzesło naprzeciwko zajęła Sylwia.

Coś czułam, że dzień jest zbyt piękny...

– No proszę! Znowu się spotykamy, jaki świat jest mały! – zaszczebiotała radośnie, stawiając swoją szklankę na stole.

Mnóstwo słów cisnęło mi się na usta, lecz żadne nie było stosowne do wypowiedzenia na głos w miejscu publicznym.

– Sylwia. Jakie to nieprawdopodobne, że akurat na siebie trafiliśmy.

– Prawda? Niesamowity zbieg okoliczności.

Aha. Jak chuj.

To już przestało być śmieszne, a zrobiło się naprawdę męczące. Nie miałam ochoty przeżywać każdego dnia z widmem Sylwii nad głową.

– Ja jakoś nie wierzę w zbiegi okoliczności.

– A mnie jakoś nie interesuje w co ty wierzysz. – Sylwia gwałtownie zmieniła swój słodko–pierdzący ton na bardziej szorstki i pochyliła się nad stolikiem. – Wydaje ci się, że jak Piotr cię puka to jesteś dla niego ważna? On ma takich mnóstwo, seks nic nie znaczy. Pełnisz rolę maskotki, więc jestem dla ciebie miła. Doceń to. I sobie nie pozwalaj, bo to nie potrwa wiecznie.

Oparła się o krzesło i spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Ta niedopowiedziana groźba sprawiła, że wcześniejsza irytacja ustąpiła miejsca złości. Nie będzie mnie cipa jedna obrażać.

– Pozwól, że coś ci uświadomię – zaczęłam, siląc się na spokój. – Po pierwsze, nie jestem niczyją maskotką. Po drugie, w dupie mam ciebie i twoje odczucia względem mnie. Masz trochę za wysokie mniemanie o sobie. Nie jesteś dla mnie żadną rywalką, jeśli chodzi o Piotra. I musisz mieć nie po kolei w tej swojej rudej główce, jeśli ci się wydaje, że on kiedykolwiek do ciebie wróci. Nie istniejesz dla niego. Pożegnaj się z nadzieją i nie groź mi, bo się ciebie nie boję, złotko.

Także oparłam się o krzesło i spojrzałam z wyższością na Sylwię. Ta kipiała złością, usta ściągnęła w wąską kreskę, a palce dłoni zacisnęła do białości na szklance. Odniosłam wrażenie, że za chwilę zgniecie ją i pokaleczy się szkłem. Co w sumie mogłoby być bardzo zabawne.

– Oh, naprawdę? A wspomniał ci o mojej ostatniej wizycie? Wiesz, tej w zeszłym tygodniu. – Musiał mi drgnąć jakiś mięsień na twarzy, bo uśmiechnęła się z dziką satysfakcją. – Chyba jednak dla niego istnieję.

– Sylwia? Co ty tu robisz? – głos Piotra rozległ się w momencie, gdy miałam akurat wyprowadzić ripostę. Stanął przy stoliku i zawahał się. Napiętą atmosferę można było wyczuć na kilometr.

– Co tu się dzieje? – spytał ostro, patrząc raz na mnie, raz na nią.

– Wyjaśniamy sobie parę spraw – odpowiedziałam, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z rudej czupryny.

– Tak, wyjaśniamy parę spraw – wycedziła w ślad za mną.

– To mam nadzieję, że już skończyłyście, bo nam się śpieszy. Musimy iść.

Spojrzał wymownie, więc w przypływie rozsądku wstałam od stolika; wyszliśmy z lokalu bez słowa. Emocje musiały udzielić się też jemu, bo dosłownie czułam napięcie w jego ruchach. Jak tylko wsiedliśmy do auta, natychmiast zapytał:

– Co tam się stało?

– Dosiadła się i pyskowała, więc nie pozostałam jej dłużna. – Skróciłam zdawkowo rozmowę.

Trzymałam się w ryzach, chociaż chciałam zrobić wojnę. Nie byłam tylko pewna, czy mam wystarczającą ilość argumentów, aby wygrać.

Cholerny, kłamliwy fiucie! Podobno z nią nie spałeś!

– Co dokładnie ci powiedziała? – Piotr nie odpuszczał, wiec ostatecznie zdecydowałam się wyłożyć karty na stół.

– Podobno była u ciebie w zeszłym tygodniu.

Wlepiłam w niego oskarżycielskie spojrzenie. Bardzo, ale to bardzo chciałam usłyszeć, że wcale jej nie było, że kłamała.

– Była i co z tego?

– Serio? Przecież cię pytałam. – Dużo bym dała, by mój ton nie brzmiał tak płaczliwie.

Mam mu zrobić awanturę, a nie żebrać o uczucia!

– I z czego robisz problem? Pytałaś czy z nią spałem, a nie czy z nią rozmawiałem – zawołał poirytowany.

Przy okazji żywo gestykulował, chyba naprawdę go uraziłam swoimi podejrzeniami. Zrobiło mi się głupio.

– Ciągle nie rozumiem, o co się pokłóciłyście.

Wyhamowałam z morderczymi zapędami i zdałam mu pełną relację. Wysłuchał cierpliwie, a potem pokręcił głową z niedowierzaniem. Patrzył przed siebie, nieruchomo i w zamyśleniu, więc wytrzymałam kilka minut w ciszy.

Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, ze jednak mnie nie okłamał; choć ciągle dominującym uczuciem była złość na rudą. I po ciszy dla Piotra, przyszedł czas na upust owej złości.

– Najwyraźniej dla niej wasz związek się nie skończył – powiedziałam, zwracając na siebie jego uwagę. – Nie zdziwiłabym się, gdyby jeździła po okolicy i szukała twojego auta po parkingach. Ona jest porąbana i coś knuje.

– Sara, dam sobie z nią radę. Sylwia bywa nieobliczalna, a ty wchodzisz z nią na wojenną ścieżkę...

Potarł powieki, a potem płynnie przejechał dłonią po włosach, odgarniając je do tyłu. Zauważyłam, że powtarzał ten gest w stresujących sytuacjach.

– Ja wiem, że trzeba to zakończyć, ale sam się tym zajmę. Między innymi dlatego, że nasze kontakty stricte służbowe raczej się nie skończą. Więc musimy umieć ze sobą rozmawiać.

Odpalił samochód; włączył się do ruchu, który o dziwo wcale nie był duży. Z opóźnieniem zapięłam pas, bo czujnik już zaczął pikać.

– Więc co według ciebie miałam zrobić? Udawać idiotkę, która nie wie o co jej chodzi? Pozwolić się obrażać? Nie mam w zwyczaju udawać, że deszcz pada.

– Wierz mi, ja też nie byłem szczęśliwy, że znowu ją widzę. A ty miałaś rację. Ale takie zachowanie tylko ją napędza. – Płynnie przejeżdżał przez kolejne skrzyżowania. – Sara ja naprawdę nie chcę Sylwii w naszym życiu, ale też nie chcę problemów w pracy. Jej nie można ufać, jest impulsywna i momentami zachowuje się jak rozwścieczone dziecko. A ja nie mogę nic na niej wymóc.

– Więc czego właściwie oczekujesz ode mnie?

– Niczego, po prostu ignoruj ją.

Spojrzał na mnie i o mało zawału nie dostałam, bo patrzył i patrzył, zamiast obserwować drogę; wyciągnęłam nawet rękę, by odwrócić mu twarz w dobrą stronę, ale na szczęście zmądrzał i sam to zrobił.

– Gdyby kiedykolwiek znowu zdarzyła się taka sytuacja, nic nie rób, czekaj na mnie.

– W porządku, jak chcesz – zgodziłam się dla świętego spokoju, niech już patrzy tylko przed siebie i skupi się na kierowaniu.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz