Dzisiaj miałam dostać wypis.
Spodziewałam się tego, nie powiem, w końcu ile można leżeć w szpitalu. W ostatnich dniach ponownie wykonano mi także szereg badań, aby potwierdzić, że poza rehabilitacją nie wymagam dalszego leczenia. Przynajmniej jeśli chodziło o ciało, bo umysł uparcie odmawiał współpracy – usiłowałam przypomnieć sobie cokolwiek o wypadku, niestety bezskutecznie. Nie pomogła nawet rozmowa z Piotrem, w której szczegółowo opowiedział mi co się stało. Chociaż w tym przypadku to trochę nad wyrost, bo informacji miał jak na lekarstwo, jakby wszyscy nagle ogłuchli i oślepli.
Rano odwiedził mnie lekarz; poświęcił mi tym razem znacznie więcej czasu niż na standardowym obchodzie.
– Pani stan fizyczny nie wskazuje na potrzebę dłuższej hospitalizacji. Żebra i miednica jeszcze mogą panią boleć, ich stłuczenia dość długo się goją. Jednak na ostatnich badaniach narządy wewnętrzne były w normie, podobnie tomografia nie wykazała zmian w obrębie mózgu.
– Rozumiem. A co z rehabilitacją?
– Dostanie pani skierowanie, jednakże radziłbym poszukać też czegoś prywatnie. Najlepiej rozpocząć rehabilitację od razu, a na fundusz kolejki są długie.
Szok.
– Przygotuję wypis, może się pani pakować. – Zakończył uprzejmie, po czym zostawił mnie samą.
Zdążyłam się umyć, przebrać, spakować i niecierpliwie przechadzałam się po sali w oczekiwaniu na ów magiczny kawałek papieru zwany wypisem. Echo moich kroków odbijało się od ścian; pokój był duży, dwu– lub trzyosobowy, więc większość przestrzeni pozostała niezagospodarowana i dźwięki nie ulegały stłumieniu. Po pewnym czasie, poirytowana monotonnym stukotem obcasów, sięgnęłam po komórkę. Z wahaniem po raz setny zawiesiłam palec nad słowem „Elwira”. Nie powiedziałam jej o wypadku. Nie mam pojęcia dlaczego nieokreślona bliżej siła, powstrzymała mnie przed rozmową z najlepszą przyjaciółką.
A przecież to zwykły wypadek. Jest takich mnóstwo, codziennie gdzieś w Polsce, ktoś zostaje potrącony przez samochód. Nie jestem wyjątkiem, nie powinnam doszukiwać się w tym niczego niezwykłego. A jednak czułam dziwny ucisk w piersi na samą myśl o opuszczeniu szpitala.
– Halo? Sara?
Zaniepokojony głos Elwi przywołał mnie na ziemię. Bezwiednie położyłam palec na ekranie telefonu i niechcący wybrałam jej numer. Los zdecydował za mnie.
– Hej. – Szybko przyłożyłam słuchawkę do ucha. – Masz czas? Nie przeszkadzam?
– Wybrałaś idealny moment, bo akurat idę na spotkanie, także mam parę wolnych minut. Co słychać?
Faktycznie mogłam usłyszeć odgłos kroków w tle; nie były zbyt pośpieszne, zapewne Elwira znajdowała się blisko celu.
– Emmm... – zawahałam się. Jak zacząć tę rozmowę? Z grubej rury? Chyba tak. – Miałam wypadek, potrąciło mnie auto. Wychodzę ze szpitala, bo nic poważnego na szczęście mi się nie stało i uznałam, że powinnam ci powiedzieć.
– Sara! Ja ci kiedyś dupę skopię! Dlaczego wcześniej nie zadzwoniłaś? Przyjechałabym do ciebie. Jak się czujesz?
Miała tak przejęty, zatroskany ton, że od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Elwi była mi bliższa niż rodzina, a niezbyt fajnie ją ostatnio traktowałam. Znów zaczęłam się przechadzać, żeby zgubić nadmiar emocji.
– Powiem ci szczerze, że naprawdę nie miałam głowy do rozmów, zawiadomiłam jedynie Piotrka. Cały czas wtłaczali we mnie leki, dużo spałam... I nie chciałam cię martwić. – Zaczęłam się tłumaczyć. – A teraz czuję się już bardzo dobrze, tylko jestem posiniaczona.
– Co ty pieprzysz? – odpyskowała. – Ja jestem po to, żebyś mnie martwiła właśnie w takich sytuacjach! Co się w ogóle wydarzyło?
Sama chciałabym wiedzieć.
– Nie jestem pewna, niewiele pamiętam z samego wypadku. – Słyszałam jak Elwira szybko wciąga powietrze. Zatrzymałam się przy oknie, skupiłam myśli; w oddali na niebie pojawiły się ciemne chmury, jak metafora moich zatartych przez traumę wspomnień. – Chciałam przejść przez drogę, nie rozejrzałam się. Myślałam, że nic nie jedzie, aż nagle poczułam jak ląduję na ziemi. Nawet nie zauważyłam auta, nie czułam bólu... pamiętam tylko smród gorącej blachy. Potem obudziłam się w szpitalu.
– Matko... – Głos jej zadrżał; przy okazji kroki w tle ucichły, zatrzymała się lub dotarła na miejsce.
– Ale naprawdę nic mi nie jest. – Dodałam szybko. Niechcący przedstawiłam najwyraźniej scenę zbyt drastyczną dla jej rozbujałej wyobraźni. – Mam stłuczoną miednicę, żebra i głowę trochę obiłam, stąd zanik pamięci. Ale nic poważnego się nie stało, wszystko jest do wygojenia.
– Sara, ile ty masz szczęścia...
– Wiem, dajmy już spokój, proszę. – Przerwałam jej. Miałam dosyć swoich wyrzutów sumienia, nie potrzebowałam dodatkowych kazań od innych. – Ty masz spotkanie, ja muszę iść po wypis. Spotkamy się niedługo to pogadamy, okej?
Wyczułam, że nie była zadowolona z takiego obrotu spraw; prychnęła w komórkę, ale najwidoczniej umówiona była z kimś ważnym i ostatecznie nadała temu większy priorytet.
– Dobra – wydyszała niechętnie. – Dam ci znać kiedy przyjadę do Wawki i masz mieć dla mnie czas, jasne?
– Tak, obiecuję – powiedziałam potulnie. – Idź już, cześć.
Dobrze, Elwira poinformowana, jedno z głowy.
– Jak tam, gotowa?
Aż podskoczyłam, gdy Piotrek radośnie wkroczył do środka. Odruchowo wyszczerzyłam zęby i rzuciłam mu się na szyję.
– Pewnie. Ała!
Równie szybko odskoczyłam od niego, jak tylko poczułam ból uciśniętych zbyt mocno żeber i nadwyrężonej gwałtownym ruchem miednicy.
CZYTASZ
Koincydencja
ChickLitKoincydencja to po prostu zbieg okoliczności. Zbieżność zdarzeń bez wyraźnej przyczyny. Jedni w nią wierzą, inni nie, jednak często nie jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić, czemu nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Sara jest trochę nieo...