Dopadłem do drzwi z numerem jedenaście.
Sara leżała na łóżku, blada, posiniaczona i z mnóstwem wybroczyn na rękach. Opatrunek na obandażowanej głowie zmienił kolor ze śnieżnobiałego na czerwonawy. Resztę ciała ukryła pod cienką kołdrą; aż się bałem jaki widok skrywa sprana pościel.
– Hej – wyszeptałem łamiącym się głosem, szybko przemierzając salę.
Dopadłem do łóżka i upuściłem na podłogę niewielką torbę podróżną; powstrzymałem odruch złapania jej za rękę, w którą wkłute były dwa wenflony. Zamiast tego delikatnie pogłaskałem najmniej obitą część ramienia. Ostrożnie przekręciła się w moją stronę, pokonując dystans kilku centymetrów z trudem i cierpieniem wypisanym na twarzy.
Coś we mnie pękło.
Wiedziałem, że zajebię osobę, która odpowiada za jej stan. Dojadę skurwiela, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu.
– Hej.
Ledwo poruszyła ustami i delikatnie odchrząknęła, co chyba sprawiło jej ból, bo nawet w niebieskich, smutnych oczach zaszkliły się łzy. Nikły uśmiech przemknął przez opuchniętą twarz, ale nie gościł na niej zbyt długo.
– Możesz poprosić tu lekarza? Ja nie nadążam za tym co mówi. Mam papkę zamiast mózgu, nie umiem nic zapamiętać.
Te słowa zabrzmiały bardzo źle, ale starałem się nie okazywać niepokoju. Czule przyłożyłem dłoń do chłodnego policzka Sary, a przy tym opuszkiem palca zebrałem niewielką łzę.
– Jasne, zaraz go zawołam. Potrzebujesz w tej chwili czegoś jeszcze? Dostałaś leki przeciwbólowe?
– Dali mi to. – Wskazała na opróżnioną już prawie kroplówkę, której zawartość wtłaczała się do organizmu przez jeden z wenflonów. – Ale ciągle boli.
– Zajmę się tym – obiecałem. – Za minutę jestem z powrotem.
Wyszedłem z pokoju, obrzucając niechętnym spojrzeniem kobietę leżącą po drugiej stronie sali.
Jakby, kurwa, jedynek nie mieli.
Skierowałem się do dyżurki pielęgniarek; ciągle jeszcze panowałem nad emocjami, co w moim obecnym stanie naprawdę stanowiło wyczyn.Blond flądra wyglądała na niezadowoloną, że w ogóle musi tu siedzieć, a co dopiero gadać z ludźmi. Ale przecież nie uderzę kobiety, nie w miejscu publicznym.
– Gdzie znajdę lekarza, który zajmuje się Sarą Bartnicką? Leży w jedenastce, przywieźli ją dzisiaj z wypadku.
– Ale kim pan jest? Z rodziny? – Lepiej byłoby dla niej, gdyby się nie odzywała; takim zachowaniem jedynie pogarszała sytuację.
– Mężem, gdzie znajdę lekarza? Ona nie wie nawet co jej robicie, macie od niej jakiekolwiek zgody? – warknąłem wściekły.
Baba uniosła jedną brew i ciśnienie prawie rozerwało mi żyły, ale na jej szczęście akurat na horyzoncie pojawił się facet w kitlu.
– Doktorze, ten pan jest mężem Bartnickiej, tej z wypadku – zwróciła się do niego, a on obdarzył mnie niemrawym skinieniem.
– A tak, dobrze że pan już jest, bo ja zaraz wychodzę – stwierdził spokojnie, podpisując jakieś papiery od lafiryndy zza biurka. – Z pana żoną nie za bardzo dało się rozmawiać, zdaje się, że jest ciągle w szoku.
– Możemy porozmawiać chwilę w pańskim gabinecie? – spytałem z naciskiem, nawet nie kryjąc, że mam dla niego propozycję. Dokładnie tak jak się spodziewałem, zaświeciły mu się oczy i natychmiast zmienił podejście.
– Zapraszam.
Przeszliśmy kawałek dalej. Zaprowadził mnie do drzwi z karteczką „lek. Marcin Orczyk”; gabinet jeszcze pachniał farbą, musieli niedawno zakończyć remont. Ledwo przeszedłem przez próg, przystąpiłem do ofensywy.
– Co jej się stało?
– Pańska żona miała wypadek, potrąciło ją auto. – Mówiąc to, wskazał mi krzesło, a sam okrążył biurko i zajął miejsce naprzeciw. Złożył przed sobą ręce w symbol trójkąta, po czym spokojnie kontynuował:– Straciła przytomność, podejrzewamy wstrząs mózgu. Poza tym ma złamane dwa żebra, uraz głowy, stłuczoną miednicę, skaleczenia na całym ciele. Kręgosłup i narządy wewnętrzne pozostały nieuszkodzone. Może być rozkojarzona, drażliwa, mieć zaniki pamięci. Z czasem wszystko minie.
– Jak poważny jest jej stan? Mówi, że nawet leki nie pomagają na ból, możecie dać jej coś mocniejszego?
– Jest stabilna, a w tych okolicznościach mogła skończyć dużo gorzej, naprawdę. W jej przypadku mówimy o sporym szczęściu, auto musiało jechać wolno. W tym momencie dostaje najsilniejsze leki, jakie możemy jej dać. Gdy będziemy mieć wyniki wszystkich badań i będą one dobre, rozważymy zwiększenie dawki. Może nam pan zaufać.
Teraz patrzył na mnie jak na natręta, więc wyciągnąłem z kieszeni odliczony wcześniej rulon i umieściłem go na środku biurka.
– Chcę żeby moja żona miała salę tylko dla siebie. I najlepszą opiekę.
Lekarz wyciągnął pewną dłoń po pieniądze; zerknął na grubość, zapewne głupio mu było przeliczyć, ale widocznie po samym widoku umiał oszacować, ile dostał. Odłożył rulonik na brzeg biurka, jednakże ciągle trzymał go między palcami; na twarzy wymalowaną miał konsternację.
– O opiekę nie musi pan się martwić, jednak z salą może być problem... Nie prowadzimy na oddziale jedynek.
– Niech mi pan powie kto o tym decyduje i gdzie go znajdę – odparłem pewnie.
Orczyk zawahał się, jego wzrok zbłądził kolejny raz w stronę pięciu tysięcy, które dostał. W rzeczywistości nie miałem pojęcia, jaki jest obowiązujący cennik usług premium w szpitalach na NFZ. Założyłem, że zwitki po pięć tysi będą okej, miałem ich w kieszeni więcej.
– Postaram się to załatwić, pana żona zapewne będzie potrzebowała obserwacji i wypoczynku – stwierdził ostatecznie, a kasa zniknęła w szufladzie.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, a potem czym prędzej wróciłem do Sary.Wystarczająco dużo czasu zmarnowałem z daleka od niej. I pomyśleć, że mogłem już nigdy więcej jej nie zobaczyć... Słowa lekarza, że „mogła skończyć gorzej”...
A gdyby nie miała tyle szczęścia?
Odpędziłem od siebie natrętne myśli; musiałem być przy niej silny.
Leżała w tej samej pozycji, w jakiej ją zostawiłem. W pół przymknięte powieki sugerowały, że przysypia, mimo tego podszedłem bliżej, by wypakować jej najpotrzebniejsze rzeczy. Po cichu wyjąłem z torby dres, ładowarkę i jakieś dziwne pluszowe kapcie wyglądające jak maskotki dla dzieci.
– Co powiedział ci lekarz?
Mówiła tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Wyprostowałem się, przy okazji przybierając kojący, wesoły wyraz twarzy; dotknąłem jej policzka i pogłaskałem czule poobijaną skórę.
– Jesteś ma najlepszej drodze do wyzdrowienia. Najpoważniejszą raną jest uraz głowy, przez co jesteś zdezorientowana i nie umiesz się skoncentrować, ale z czasem twój stan się poprawi. Pamiętasz w ogóle wypadek?
Bardzo delikatnie pokręciła głową na boki, dosłownie na dwa milimetry. Z każdym gestem, z każdą oznaką cierpienia bijącą z jej twarzy, na moim sercu pojawiała się kolejna mała rysa. Rozpadałem się na kawałki, jeden po drugim gubiły się w odmętach wyrzutów sumienia.
– Pamiętam jak wchodzę na jezdnię, potem ocknęłam się tutaj...
– Spróbuj się przespać – zaproponowałem, widząc jak oczy same jej się zamykają. – Posiedzę tutaj trochę. A jakby mnie nie było, gdy się obudzisz, wystarczy że napiszesz lub zadzwonisz.
Bez słów wyciągnęła rękę w poszukiwaniu mojej i delikatnie zacisnęła palce. Odwzajemniając gest dałem jej znać, że rozumiem wszystko.
Jestem przy tobie, kruszyno.

CZYTASZ
Koincydencja
ChickLitKoincydencja to po prostu zbieg okoliczności. Zbieżność zdarzeń bez wyraźnej przyczyny. Jedni w nią wierzą, inni nie, jednak często nie jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić, czemu nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Sara jest trochę nieo...