22. Piotr

16 0 0
                                    

Wyglądała zajebiście.

Nie myślałem o wypadzie do klubu, kiedy pakowałem jej ubrania. Podobnie jak nie myślałem, że będę uprawiał z nią seks.

Zwyczajnie wybrałem kilka ciuchów na chybił trafił, a ta kiecka wpadła mi w oko jak tylko otworzyłem szafę. Miałem fart. A jeśli dobrze odczytywałem sygnały Sary, poszczęści mi się dzisiaj jeszcze przynajmniej raz.

– W którym momencie awansowaliśmy na kumpli? – Weszła stukając obcasami; mimowolnie po raz enty obczaiłem jej nogi.

– Co?

– Oj, wiesz... chodzi mi o to, że mnie przetrzymujesz i grozisz, że mam trzymać język za zębami, a za chwilę drinkujemy swobodnie i idziemy potańczyć na miasto. W pewnym momencie nastąpił przeskok z groźnego gangstera na kolegę do pukania.

W tej wypowiedzi było tak wiele nieścisłości, że musiałem je najpierw mentalnie wypunktować, aby niczego nie pominąć.

– Przede wszystkim, nigdy ci nie groziłem. Żaden ze mnie groźny gangster, jestem zupełnie normalnym facetem, a kolegą do pukania stałem się kilka godzin temu, i ty też przy tym byłaś, pamiętasz? I nikt nic nie mówił o tańczeniu.

– Więc teraz tak będzie?

Czasem nie nadążałem za jej tokiem myślenia.

– Jak?

– Właśnie tak. Będziemy się zachowywać jak znajomi i uprawiać seks?

– Tak, jeśli ci to odpowiada, to mi też.

– Okej – rzuciła krótko.

– Fajnie – skwitowałem. Nie miałem pomysłu jak inaczej podsumować rozmowę.

Zgodnie sięgnęliśmy po szklanki.
Upiłem nieco; drink był słaby, nie lałem dużo wódki. Nie chciałem by pomyślała, że próbuję ją upić. Zawsze następny może być mocniejszy, z pierwszym lepiej nie przesadzać.

– Więc jak z tym tańczeniem? – spytała po przełknięciu kilku sporych łyków. Zdaje się, że planowała twardy reset.

– Rzadko tańczę. Nie rób sobie nadziei.

Nie znaczy to, że nie umiem. Nie chwaląc się, jestem świetnym tancerzem. Po prostu zwykle tego nie robię. Chociaż jak patrzyłem na nią w tej kiecce, miała spore szanse, by poznać mnie z tańczącej strony.

– Jasne. – Przyjęła do wiadomości i nie zawetowała. Eureka. Ale po minie widziałem, że ma już kolejne pytanie. – A czemu mówią na ciebie Dobry? Od nazwiska?

– Tak. Skąd o tym wiesz?

Usiłowałem przypomnieć sobie, w jakiej sytuacji mogła usłyszeć moja ksywę. Marecki zwrócił się tak do mnie, ale ona podobno nic nie pamiętała. Czyżby kłamała?

– Marecki tak o tobie mówił. U mnie w mieszkaniu, powiedział, że „będę wiadomością, którą Dobry zrozumie”.

Och.

Zakręciła płynem w szklance; obserwowała niewielki wir aż zniknął i ponowiła czynność. Coś ją męczyło.

– Chcesz o tym pogadać?

Niewiele mogłem jej zaoferować. Nie byłem idiotą, rozumiałem dlaczego poczuła się zdradzona. Obiecałem jej bezpieczeństwo, a obcy ludzie wtargnęli do jej domu. Ten chuj rozciął jej bluzkę, oglądał ją nago. Na pewno czuła się poniżona, zastraszona. Oszukana.

– Nie.

– Ale ja chyba chciałbym.

Przeniosła wzrok na mnie, czekała. Nie byłem pewien czy potrafię dać jej to, czego potrzebuje. Musiałem jednak spróbować, cholera, zasłużyła na szczerość. W końcu zaczęło się od tego, że mi pomogła.

– Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie. Uwierzyłaś mi, robiłaś co kazałem, a ja skłamałem i zrobiłem z ciebie wabik na Mareckiego. Chciałem zapewnić ci ochronę, ale chłopaki nawalili, byli zbyt wolni. I przepraszam cię, że naraziłem twoje życie. Powiem ci też szczerze, że naprawdę zaimponowałaś mi, gdy uciekłaś.

Pokiwała głową bez słowa. Nie umiałem wyczytać, czy usatysfakcjonowały ją przeprosiny, lecz dla mnie byliśmy kwita. Z czystym sumieniem dopiłem resztę coli.

– Dzięki – powiedziała, przełamując tę dziwną, ciężką ciszę, jaka zapadła po moich słowach. – Chyba nie chcę już do tego więcej wracać. Było, minęło. Dolejesz mi?

Dolałem.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz