63. Piotr

5 0 0
                                    

Obracałem w palcach woreczek ze zniekształconymi nabojami.

Poprosiłem Oskara, żeby przywiózł je z powrotem do mnie, musiałem mieć pewność, że nie trafią w niepowołane ręce.

Chroniłem nie tylko siebie, ale także Sarę. Dobrze wyczyściłem broń, żeby nie zostały na niej odciski i miałem nadzieję, że nigdy nie zostanie powiązana z żadną śmierdzącą sprawą.

– Gładko poszło?

– Pewnie – odparł Oskar. – Zenek mnie wpuścił, ale nic nie widział, wkładałem ich sam. Potem uruchomił piec i wydał mi to co zostało. Wyjąłem z tego syfu tylko rzeczy, które przetrwały, klamry pasków i takie tam, są w worku. Resztę wywaliłem do kosza.

Rzucił w moją stronę worek z zabrudzonymi pozostałościami po ubraniach. Zniszczone zamki ze spodni, metalowe nity, ale również jeden zegarek.

– Za to gówno porządnie mi wisisz. – Oskar patrzył na worek z obrzydzeniem. – Nigdy więcej nie będę grzebał w prochach.

Może udzieliła mi się panika i działałem w nerwach, nad wyrost, ale nie mogłem pozwolić sobie na żadną wpadkę. Musiałem odzyskać każdy drobiazg, nikt obcy nie mógł trafić na te rzeczy.

– Dzięki, naprawdę – powiedziałem.

Nie byłem idiotą, zdawałem sobie sprawę, że wyświadczył mi dużą przysługę. Sam załatwił z Zenkiem dostęp do krematorium, a potem zabezpieczył dla mnie, jak się wyraził, „to gówno”.

– Jestem twoim dłużnikiem...

Podziękowanie przerwał mi jego telefon; zauważyłem, że dzwoniła Sylwia i nie ukrywałem zaskoczenia.

– Po co do ciebie dzwoni? – spytałem podejrzliwie; Oskar nie lubił jej równie mocno, jak ja. Odrzucił połączenie z grymasem irytacji.

– Szef robi imprezę – wyjaśnił. – Jak co roku, jacyś kontrahenci, wiesz. Ty wyjątkowo nie jesteś zaproszony, bo na ciebie polują. – Dodał złośliwie.

Rok temu Broc wspomniał, że mogę wpaść, ale jemu nie złożył takiej propozycji; jak widać ciągle go to bolało.

– Daj już spokój – westchnąłem zniecierpliwiony. – Powiedz lepiej, co Ruda ma z tym wspólnego.

– W tym roku oprócz dziwek chcą też kelnerki, żeby nie musieli się sami obsługiwać. Sylwia daje im kilka dziewczyn, ja wyślę Betinę i Malwę. Pewnie chce ustalić co i jak.

– Betina da im dupy?

Niedowierzałem lekko. Wydawała się zdesperowana, ale sądziłem, że po prostu się we mnie podkochuje.

Tymczasem najwidoczniej miała chcicę na kogokolwiek. Dobrze, że zawsze zakładałem gumkę, bo kurwiszon mógł być bankiem spermy.

– W chuju mam komu daje dupy. Jak się będzie opierać, to może ją w końcu czegoś nauczą, bo mnie pizda zaczyna wkurwiać. Dzwoni pół godziny przed zmianą, że chce wolne na żądanie. Wyobrażasz sobie, kurwa?

No tak, zna prawa pracownika, straszne.

– Rób z nią co chcesz, dla mnie laska nie istnieje.

Im dalej ode mnie będzie, tym lepiej. Sara nie lubiła moich byłych, nie chciałem, by musiała patrzeć na Betinę zawsze, gdy będziemy w Cello. Gdyby zmieniła robotę byłoby najlepiej, ale raczej nie miała na to szans. Więc chyba faktycznie dobrze by było, gdyby nauczyli ją jak się zachowywać; może przestałaby się narzucać i grzecznie schodziła mi z drogi.

Komórka rozdzwoniła się ponownie. Tym razem zabrałem worki z biurka i wstałem szybko, dając Oskarowi znać, by odebrał. Musiałem załatwić jeszcze inne sprawy.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz