35. Sara

10 0 0
                                    

– Pijemy za twoje nowe, piękne życie!

Wychyliłam cały kieliszek. Gardło stanęło mi w ogniu, w ustach szczypało; chwyciłam szklankę z sokiem i opróżniłam do połowy.

– Nie zapeszaj – wydusiłam. – Jeszcze nic nie wiadomo.

Zeszły tydzień był bardzo intensywny. Przygotowywałam się do rozmowy w CCT, czytałam po raz dziesiąty nową Ordynację Podatkową, a nawet pytania na forach tematycznych, by zmierzyć się z różnymi zagadnieniami. Wreszcie w piątek przyjechałam do Krakowa na rozmowę.

Stres wylewał mi się uszami, zdążyłam zapomnieć jakie to uczucie, walczyć o posadę z niewiadomą liczbą kontrkandydatów. A stawka była wysoka, na pewno wiele osób miało chęć wygrać.

Powtarzałam w myślach własną mantrę – „jestem najlepsza w tym co robię, skopię im tyłki”. Z przylepionym uśmiechem i spoconymi dłońmi weszłam do siedziby firmy; na szczęście nie musiałam czekać na korytarzu, od razu zostałam wpuszczona do niewielkiego pokoju, gdzie czekał na mnie miły facet po czterdziestce, a po kilku minutach towarzyskiej pogawędki czułam się już dużo swobodniej.

Rozmowa przebiegła bardzo korzystnie, a wychodząc znowu na chodnik, poczułam jak opuszcza mnie cały stres. Spotkanie zaliczyłam do udanych, sytuacja wyglądała obiecująco.

Wcześniej umówiłam się z Elwirą na babski wieczór, więc kupiłam wódkę, sok i pojechałam do jej mieszkania. W niewielkiej torbie podróżnej miałam najpotrzebniejsze rzeczy, planowałam zostać na noc, a w sobotę wytrzeźwieć i dopiero wrócić do siebie.

I w sumie dobrze, że od początku tak się umawiałyśmy, bo Elwi narzuciła mordercze tempo picia.

– Daj spokój, dostaniesz tę robotę! – powtórzyła nie wiadomo który raz, a następnie polała kolejkę.

– Chciałabym – przyznałam głośno, a w myślach odpukałam trzy razy. – Naprawdę uważam, że mam duże szanse. W przyszłym tygodniu powinnam dostać od nich odpowiedź zwrotną, będę wiedziała dokładnie na czym stoję.

– Kiedy odchodzisz?

– Jak tylko zadzwonią z zaproszeniem do drugiego etapu rekrutacji – zaśmiałam się. – Rozmawiałam z kierownikiem, odejdę za porozumieniem stron. Będę musiała wykorzystać jedynie zaległy urlop, a nie mam go dużo. Także jeśli się uda, zaryzykuję.

– Na pewno się uda, jesteś świetna! – zawołała entuzjastycznie, unosząc ponownie kieliszek.

– A jak coś pójdzie nie tak, zawsze mogę spać na twojej kanapie! – sparodiowałam ją.

Obie miałyśmy już lekko w czubie i wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem, a potem wypiłyśmy.

– Możesz u mnie spać zawsze – wyrzuciła Elwira na wydechu, nim zapiła wódkę. – Tylko jak przyprowadzę faceta, masz go nie spłoszyć.

– Spokojnie, schowam się pod kocem i udam trupa – parsknęłam.

– Dla mnie luzik. – Elwira żywo gestykulowała. – A jak tam pan Piotr z Warszawy? Odzywał się?

Pokręciłam głową, bezwiednie sięgając po butelkę na dźwięk jego imienia.

– Ustaliliśmy, że damy temu spokój. Nie dogadujemy się, nie ma sensu udawać, że coś nas łączy.

– Aha i dlatego byłaś z nim taka szczęśliwa – dogryzła mi. – A teraz nagle spoważniałaś, gdy o niego spytałam.

Elwira przewiercała mnie wzrokiem na wylot. Jakoś nagle wydała mi się trzeźwiejsza, a na pewno dziwnie podejrzliwa. Wzruszyłam ramionami.

– Wydaje ci się. Zemdliło mnie od słodkiego soku, mogłam kupić colę.

Nie drąż, nie chcę cię okłamywać.

– Poczekaj, przyniosę wodę z kuchni.

Uśmiechnęłam się niemrawo; nie mogłam pozwolić, by wspomnienie Dobrzańskiego popsuło mi wieczór. Było, minęło, trzeba żyć dalej. Niedługo poznam kogoś nowego i zapomnę.

Cierpliwości Sara.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz