56. Sara

9 0 0
                                    

Niemrawo przeżuwałam kęs, nie czując nawet dobrze smaku. Piotrek zamówił chińskie żarcie, nie wiem po co, bo sam wybrzydzał i grzebał w pudełku, jakby szukał tam robali. Usilnie go ignorowałam, bo miałam dużo do przemyślenia, ale swoim zachowaniem zwyczajnie mnie rozpraszał.

Zabiłam człowieka. Brałam czynny udział w zacieraniu śladów. A nade wszystko – miałam szczerą nadzieję, że nigdy nikt się o tym nie dowie. Jak to o mnie świadczyło? Czy ktoś inny na moim miejscu zachowałby się tak samo?

Zawsze sądziłam, że mam zasady moralne. Chęć uniknięcia kary wydawała się naturalna, taki zwykły ludzki odruch. Ale co z wyrzutami sumienia? Albo raczej ich brakiem? Wcale nie czułam się specjalnie źle. Miałam pewność, że oni by nas zabili. Zrobiłam to, żeby bronić siebie, ale także Piotrka i Oskara.

Wcześniej postrzeliłam człowieka; nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Tłumaczyłam sobie, że to tylko postrzał. Nic, co miałoby nieodwracalne skutki.

Tutaj było inaczej. Konsekwencją była śmierć tych ludzi, a mimo to odczuwałam jedynie strach, że wszystko się wyda i mnie aresztują. Nie czułam się źle dlatego, że pozbawiłam życia mężczyznę, który był czyimś synem, może mężem lub ojcem. Czy to przypadkiem nie czyniło ze mnie socjopatki? Brak wyrzutów sumienia i zaburzone poczucie moralności to chyba główne cechy socjopatów. Choć nie jestem żadnym ekspertem w dziedzinie psychologii. Mogę się mylić.

Na początku sądziłam, że adrenalina i stres są odpowiedzialne za moje zachowanie. Spodziewałam się, że gdy emocje opadną, uspokoję się, ochłonę, wtedy nastąpi załamanie. Świadomość, że odebrałam życie przerośnie mnie i spanikuję. Jednak emocje już opadły, stres minął i nic takiego nie nastąpiło. Została tylko chłodna kalkulacja zysków i strat.

Być może nadszedł czas na rozmowę.

Zerknęłam na Dobrzańskiego, który z wyrazem czystego obrzydzenia na twarzy, wyciągał właśnie kapustę pekińską spomiędzy kawałków mięsa i makaronu.

– Co ty robisz?

– Nie cierpię sałaty – odparł zawzięcie grzebiąc w jedzeniu.

– To nie jest sałata.

– I tak jej nie cierpię.

Jakbym była w przedszkolu.

– Więc na cholerę kupiłeś jedzenie, którego nie lubisz?

– Lubię – wycedził. – Tylko to zielone muszę wyciągnąć.

– Dobrze czasami porozmawiać z kimś dorosłym – mruknęłam pod nosem.

– O co ci chodzi? – wkurzył się. – Ty tego nie wyciągasz, co nie? Masz swoją porcję, to się nią zajmij. Nie będę się z tobą kłócił o sałatę.

– O kapustę – odpaliłam; posłał mi nienawistne spojrzenie. Zdecydowałam, że najwyższa pora porozmawiać o konkretach. – Piotrek, ilu ludzi zabiłeś?

Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił; złość przeszła w zaskoczenie, a następnie w coś na kształt zrozumienia i empatii. Oboje wiedzieliśmy, że się czepiałam, bo szukałam ujścia dla nagromadzonych emocji.

– Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyśmy rozmawiali o liczbach. Nie było ich aż tak dużo, ale zapytaj mnie o coś innego.

– W porządku. – Spodziewałam się, że mogę napotkać opór; przygotowałam się na taką ewentualność. – W takim razie powiedz mi, jak się czułeś, gdy zabiłeś po raz pierwszy?

Przez moment myślałam, że znów nie otrzymam odpowiedzi. Piotrek odstawił niedojedzony obiad i zamyślił się, poświęcając nadzwyczaj dużo uwagi swoim dłoniom. Pierwszy raz zaobserwowałam, jak przygryza wargę, ale ze względu na temat rozmowy, darowałam dobie komentarz.

– Zły – odpowiedział wreszcie po chwili, która wydawała się wiecznością. – Byłem cholernie zły na siebie. Wiedziałem z czym się wiąże ta robota, od razu dostałem od szefa broń. Ale jakoś nie myślałem wtedy co będzie, gdy faktycznie przyjdzie mi jej użyć. Wtedy chyba pierwszy raz pomyślałem, że wszystko ma swoją cenę. Że to życie nie do końca jest takie wygodne, jak mi się wydawało.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz