Jednocześnie wkurzona i zadowolona pobiegłam przejrzeć co spakował.
Kosmetyki zabrał wszystkie, dosłownie opróżnił moja łazienkę – dobrze, że chociaż papier toaletowy zostawił. Natomiast co do reszty... cóż, faceci jednak nie są zbyt rozgarnięci.
Miałam jeansy, dwa t-shirty, białą koszulę ze stójką, cygaretki w kratkę, trzy mini spódniczki i sukienkę, którą kupiłam pod wpływem chwili, ale nigdy nie założyłam. Przy suwaku wisiała jeszcze metka. Zbiór cudaczny, a co najważniejsze – do tego dobrał adidasy i czerwone szpilki.
– Widzisz, przewidziałem wszystko – oświadczył dumnie jak paw, któremu z tyłka wyrosło nowe kolorowe pióro. – Masz coś na każdą okazję, w tym sukienkę i buty.
Spojrzałam na niego stosownie do sytuacji, czyli jak na debila.
Bez jaj!
– Więc mam założyć srebrną, błyszczącą sukienkę, która nie dość, że ma olbrzymi dekolt, to jeszcze ledwo zasłania mi tyłek, a do tego czerwone zabudowane szpilki?Zamrugałam z szybkością światła, bo wypowiedziane na głos, brzmiało jeszcze gorzej niż wyglądało. Piotr cały czas miał minę, jakby rozgryzł numery na następne losowanie lotto.
– Będzie super, co nie?
– Będzie fantastycznie, pod warunkiem, że dorabiasz jako alfons i w ten sposób oferujesz mi pracę – odparłam z równie wielkim zachwytem. – Jaka stawka od klienta?
– Kobieto, tobie nie da się dogodzić. – Załapał, że mamy totalnie różne gusta. Chyba uraziłam jego ego. – Nie masz ciuchów – źle, zabrałem ci ciuchy – jeszcze gorzej.
– Nie, to nie tak, cieszę się, że zabrałeś moje ubrania – wyjaśniłam. Chciał dobrze, nie jego wina, że natura poskąpiła mu umiejętności dobierania dodatków do stroju. – Chociaż jestem zła, że przejrzałeś moje szafki. Ale problem jest w tym, że kolory nie za bardzo pasują i przede wszystkim do tej kiecki przydałyby się troszkę inne buty. Ale w ostateczności może być... – zastanowiłam się chwilę – jak ubierają się kobiety w tym klubie?
– W kiecki – odpowiedział z grobową miną. Niestrudzenie brnęłam dalej.
– Ale w jakie?
– Krótkie.
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu.
Poddaję się.
– Idę się pomalować. Zawołaj mnie na obiad.*
Po obiedzie – albo raczej kolacji, bo na dowóz czekaliśmy tragicznie długo – i dłuższej chwili spędzonej przed lustrem miałam jedno przemyślenie – myliłam się.W tym wypadku Piotrkowi należały się brawka za intuicję i wyczucie stylu. Być może moje negatywne nastawienie wynikało z faktu, iż zwykle nie nosiłam czerwieni; czułam wtedy, że zbyt mocno rzucam się w oczy. Jednak gdy zobaczyłam swoje odbicie – gruntownie zmieniłam poglądy. Wymiatałam.
– Mógłbym za ciebie wynegocjować naprawdę dobrą kasę. – Dobrzański stanął w drzwiach i lustrował mnie z góry na dół. – Wiesz, gdybym rzeczywiście był alfonsem.
– Co nie? Sama bym się przeleciała – stwierdziłam zadowolona. – Przyznaję, nie miałam racji. Dobrze wybrałeś, wyglądam świetnie.
– Serio? Przyznajesz mi rację? Chyba to zapiszę.
– Musisz się tak napawać? Nie wystarczy ci, że wygrałeś?Przewaliłam oczami. Rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie na swój tyłek; dziesiąty raz sprawdziłam czy na pewno nie widać majtek.
Majtek... gołej dupy raczej.
Akurat tak się złożyło, że wśród bielizny, którą zabrał, znajdowały się same stringi. Dobre i to, choć przy takiej długości materiału, prawdopodobnie sporo osób zobaczy więcej mnie, niż bym im chciała pokazać.
– Dobra, chodź na drinka, bo zacznę pić bez ciebie – zawołał mnie Piotrek, wracając do salonu.
Nim wyszłam, setny raz pomyślałam, że to nie jest normalne. Porwał mnie obcy człowiek, a ja idę z nim do klubu na imprezę. Może powinnam się przebadać? Może guz uciska mi obszar w mózgu odpowiadający za myślenie? Ale tak bardzo chciałam potańczyć... i seks był taki dobry.
Lepiej żałować rzeczy, które się zrobiło, niż żałować, że nie zrobiło się nic.

CZYTASZ
Koincydencja
ChickLitKoincydencja to po prostu zbieg okoliczności. Zbieżność zdarzeń bez wyraźnej przyczyny. Jedni w nią wierzą, inni nie, jednak często nie jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić, czemu nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Sara jest trochę nieo...