44. Sara

12 0 0
                                    

O żesz kurwa, ja pierdolę!

To ja napalona jak zakupoholiczka na Black Week, żegnam się z resztkami rozumu i podejmuję decyzję o seksie w miejscu publicznym, a ten się obściskuje z byłą! Jak idiotka się cieszyłam, że tęsknił, wspominał, że chciał mnie znowu zobaczyć, a on został sam na dwie minuty i już poszedł w ślinę z rudzielcem! Co za pizduś glancuś!

– Serio? Tak na mnie czekasz?

Doskonale wiedziałam, że nie jesteśmy razem, ani nic z tych rzeczy, ale uznałam, że skoro obiecał na mnie poczekać, to – do kurwy nędzy – powinien czekać sam, a nie z glonojadem na ryju!

– Sara, to nie tak..

Ruda szmata zniknęła z pola widzenia, ale nim odeszła, posłała mi spojrzenie w stylu „czego tu chcesz, dziewczynko?”, co wkurwiło mnie jeszcze bardziej.

– Wyszłam na moment do toalety – wpadłam mu w słowo. – Wracam, ciebie nie ma. Mam smsa, że czekasz przy barze, więc idę do jaśnie pana i widzę, że migdalisz się z tą tapeciarą! Chociaż, jeśli ten wybryk chirurgii plastycznej jest w twoim typie, to nic dziwnego, że ja ci się nie podobam.

Dumnie próbowałam odejść, nie zwracając uwagi na ludzi wokół, przysłuchujących się naszej kłótni. Nim jednak zrobiłam dwa kroki, Piotrek złapał mnie za rękę; wyrwałam się jak koń na Pardubickiej.

– Sara, opanuj się! Nie wiesz co się stało, nie uważasz, że powinnaś mnie wysłuchać? – zawołał wkurzony.

Stał sobie naprzeciwko, taki rozjuszony, z umięśnionymi barami, pachnący jak seks i emanujący władczością. Bezczelny typ. Fagas, przez którego nie umiem myśleć dobrą częścią ciała.

– Nie tutaj, chodź.

Złapałam go za rękę i wróciliśmy na zaplecze. Szedł cicho, dyszał w mój kark, a potem wyminął mnie i sam zaczął prowadzić. Cholerny alfa sralfa. Dotarliśmy wreszcie do pokoju i tym razem zamknęłam drzwi na klucz.

– Słuchaj, ona... – zaczął, ale nie miałam zamiaru bawić się w śledztwo.

– Ściągaj spodnie – przerwałam mu, rozpinając sukienkę. – W tempie, bo nie mam całego dnia.

Zaskoczony wpatrywał się we mnie i stał sztywno, bez ruchu. Chociaż z tym sztywno to przesada, nic się nie wybrzuszyło w spodniach.

– Co ty robisz?

– A co, nie widać? – Odłożyłam kieckę na bok i zaczęłam rozpinać mu pasek. – Zdejmuj gacie, bo usiądę ci na twarzy.

– Taka jesteś cwana? Żebyś tu zaraz nie klęczała.

Prychnęłam tylko, bo wreszcie włączył się do akcji i wyjął fiuta ze spodni. Jeszcze nie stał w pełni, ale złapałam go w rękę, i nim Piotrek znalazł gumkę, był gotów. Przechyliłam się przez oparcie kanapy i wszedł we mnie od tyłu; bez cackania się, bo ciągle byłam nagrzana od poprzedniej fantazji.

– Lubisz tak? – wydyszał w moje ucho. – W złości, na ostro?

– Ruchaj, nie gadaj – warknęłam.

Byłam tak blisko, że chyba bym go zabiła, gdyby mi teraz przeszkodził. Wsunął palce między moje nogi; duży, twardy opuszek potarł skórę w najwrażliwszym miejscu. Wściekle szarpałam kanapę próbując wyjść naprzeciw jego pchnięciom.

– Oh, taak... – jęknęłam cicho, gdy wreszcie upragniony orgazm rozlał się w moim ciele, od czubka głowy, po koniuszki palców.

Cudowne uczucie błogości. Było tak niesamowicie dobrze; nieświadomie wygięłam się, dając mu większe pole manewru i zagarniając jak najwięcej rozkoszy dla siebie.

Dobrzański utrzymywał tempo, ale po dłuższej chwili porzuciłam samolubstwo i odsunęłam od siebie jego rękę. Kilka wdechów i znowu byłam sobą. Zmieniłam pozycję, wymuszając, by ze mnie wyszedł, a potem popchnęłam go na siedzisko.

Spodnie opadły mu do kolan, bokserki zatrzymały się kilka centymetrów wyżej – w efekcie wyglądał jak pół dupy zza krzaka, ale darowałam sobie ten komentarz. Złośliwa będę później. Teraz usiadłam na nim, dokładnie tak, jak planowałam.

– A ty jak lubisz? – spytałam, powoli zaczynając go ujeżdżać. – Na ostro? Czy delikatnie?

– Zależy od sytuacji – odpowiedział. – Teraz może być ostro.

Ugniatał moje pośladki, jeden sutek złapał między zęby i pociągnął; syknęłam z rozkoszy. Złapałam mocno niegolony od dwóch dni podbródek i ścisnęłam mu policzki, robiąc dziubek z ust; zdziwienie odmalowało się w tych seksownych, zielonych ślepiach, ale nie puściłam.

– Tak ci się podoba? A może mocniej ścisnąć?

Widziałam zawahanie, chciał zaprotestować, lecz odpuścił, oddał mi kontrolę. Drugą rękę oparłam mu na barku i przyśpieszyłam tempo. Nabijałam się szybciej, głębiej; przesunęłam palce z podbródka na szyję i odnalazłam pulsujące tętnice. Kciuk powrócił na łechtaczkę, zbliżałam się szybko do końca, a Dobrzański był tuż za mną.

Nagle odpłynęłam, wygięłam się pod wpływem pieszczoty, ledwo wyłapałam moment, w którym powinnam zacisnąć palce. W ostatniej chwili zmniejszyłam mu dopływ tlenu, potęgując doznania. Szybko też puściłam; nie miałam doświadczenia w tej grze, nie chciałam zrobić Piotrkowi krzywdy.

Odczekałam jakieś pół minuty – tyle ile musiałam, by odzyskać czucie w nogach. Wstałam, wytarłam się wyciągniętą z torebki chusteczką i ubrałam. Dobrzański też zdążył doprowadzić się do ładu i ewidentnie wyobrażał sobie, że wieczór dopiero się zaczyna.

Zrobiłam unik, gdy się zbliżył, wymijając go i sięgając do klamki.

Niech sobie nie wyobraża, że będzie się obmacywał z lafiryndami, kiedy nie patrzę. Mam swój honor, nie zadowala mnie rola jednej z wielu.

– Miło było, możesz wracać do Sylwii – rzuciłam, przekręcając kluczyk.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz