70. Sara

2 0 0
                                    

Otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam; łapczywie złapałam haust powietrza. Ciepła woda spłynęła po całej mojej twarzy, pojedyńcze krople skapywały z rzęs, mącąc pole widzenia.

– Nie. Nie mogę tego zrobić.

Tej jednej, jedynej rzeczy byłam pewna. Nie mogę siedzieć w domu i udawać, że nic się nie dzieje. Powiedzenie tego na głos jedynie umocniło mnie w przekonaniu.

Muszę być pewna.

Tak, inaczej zwariuję, wypatrując śladów Mareckiego na każdym kroku, a w przypadkowych osobach znajdując potencjalnych zabójców.

Wyszłam z wanny, po czym doprowadziłam się do porządku. Makijaż dosyć dobrze zakrył ślady wypadku pozostałe na twarzy, na reszcie ciała też delikatnie przypudrowałam siniaki. Lipiec był naprawdę ciepły, nie mogłam ukryć nóg i rąk pod ubraniem. Przed wyjściem jeszcze raz przejrzałam się w lustrze – wyglądałam na pokiereszowaną, ale nie na tyle, żeby wzbudzać sensację. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

Piotr wyszedł godzinę temu do pracy, lecz nie miałam pewności czy przypadkiem nie wpadnie niezapowiedziany w ciągu dnia. Obiecałam mu, że nie będę wychodzić, więc chciałam załatwić sprawę bez jego wiedzy; musiałam się śpieszyć. Wezwałam taksówkę i zdecydowanym krokiem – najszybszym na jaki było mnie stać – przemierzyłam drogę z mieszkania do windy, a potem z windy do taksy. Ból kości miednicznej ciągle dawał mi się we znaki, na szczęście leki całkiem dobrze sobie z nim radziły. Do bólu żeber prawie się już przyzwyczaiłam, wystarczyło kontrolować oddech, by go zminimalizować. Wytłumaczyłam kierowcy, gdzie potrzebuję się dostać, a po kilku minutach wysiadłam na pamiętnym skrzyżowaniu. Wyjęłam z kieszeni portfel; ręce mi drżały, kiedy sięgałam po banknoty. Na chwiejnych nogach wysiadłam i z grupą ludzi przeszłam na drugą stronę ulicy. W grupie czułam się pewniej. Bezpieczniej. Niestety, szybko każdy podążył w swoją stronę, a ja znów stałam sama, wbita w chodnik na ugiętych kolanach.

Ulica wyglądała jak wcześniej, nic się nie zmieniło. Absolutnie żadnych śladów świadczących o tym, że miał tutaj miejsce jakikolwiek wypadek.

Skup się. Nie masz czasu.

Potrzasnęłam głową, by wrócić na dobre tory.

Butik. Tam pójdę najpierw.

Obróciłam się i gwałtowne zderzenie z rzeczywistością aż mną zachwiało. Na wystawie ciągle była ta sama sukienka. Ten sam manekin, gładki, czarny, ubrany w króciutką, krwistą kieckę, gapił się na świat zza szyby.

Nic się nie zmieniło.

Wykonałam wreszcie krok, potem drugi i weszłam do sklepu. Nogi same niosły mnie prosto do celu.

– Dzień dobry – odezwała się ekspedientka. – Mogę w czymś pomóc? Chciałaby ją pani przymierzyć?

Słyszałam pytanie, ale mój mózg odmówił sformułowania odpowiedzi. Dotknęłam miękkiego materiału; był naprawdę przyjemny, delikatny, świetnie by się nosił.

– To już ostatnia sztuka z tego modelu.

Kobieta najwyraźniej chciała mnie zachęcić, albo po prostu zmotywować do odpowiedzi.

– Wie pani, to zabawne – zaczęłam mówić, a sprzedawczyni podeszła bliżej. – Tydzień temu miałam tutaj wypadek, przechodziłam przez ulicę i potrąciło mnie auto. Szłam wtedy właśnie po tę sukienkę.

– O matko, to pani? – Zakryła usta gestem wręcz teatralnym, bo przecież nie znała mnie. Dlaczego więc miałaby się przejąć moim losem?

– Tak, ja – potwierdziłam. – Pracowała pani wtedy? Pamięta pani może cokolwiek z tamtego dnia?

– Tak, tak – potwierdziła ochoczo, nagle bardzo pobudzona. Zapewne zwęszyła dobry temat do plotek. – Opowiadałam już policjantom, akurat nie miałam wtedy klientek i patrzyłam na drogę, widziałam wszystko. Nie pamiętam rejestracji, bo na takie rzeczy nie zwracam uwagi, ale opisałam im jak ta kobieta panią potrąciła. To było celowe, jestem pewna. Auto stało, a nagle ruszyło i potem jeszcze się baba obejrzała, jak już pani leżała na drodze. I uciekła!

Obraz rozmazał mi się przed oczami. Piotr miał rację, ktoś chciał mnie zabić.

– Czy pani się dobrze czuje? – Zaniepokoiła się ekspedientka. Delikatnie dotknęła mojego ramienia, co przywołało mnie na ziemię.

– Tak, tylko... jeszcze nie wróciła mi pamięć o wypadku, dlatego panią tak podpytuję. Staram się pobudzić wspomnienia.

Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem; w oczach miała współczucie i poczułam nagły gniew. Nie potrzebuję litości, zwłaszcza od obcych osób. Otrząsnęłam się i zapanowałam nad drżącym głosem.

– Widziała pani kierowcę? To była kobieta, tak? Policja jeszcze jej nie znalazła, dlatego rozważam wynajęcie detektywa i potrzebuję jak najdokładniejszego opisu. – Z zadowoleniem odkryłam, że ton znowu miałam pewny siebie i stanowczy.

– Jestem pewna, że to była kobieta – oświadczyła. – Ale dokładnego opisu nie podam, widziałam jedynie długie, rude włosy.

Rude? Czy to możliwe?

Kawałki układanki mogły tworzyć logiczną całość, ale musiałam jeszcze potwierdzić tę wersję.

– Jest pani pewna, że ona była ruda?

– Tak, na sto procent. Czy to pani pomoże?

Nawet nie wiesz jak bardzo.

– Tak, dziękuję. Cieszę się, że mogłyśmy porozmawiać, to dla mnie ważne – podziękowałam jej; dumna i szczęśliwa przyjęła moje słowa bez sprzeciwu.

– Nie ma problemu. Mogę jeszcze w czymś pomóc?

Wahałam się dwie sekundy, ale właściwie decyzja została podjęta już dawno.

– Tak, poproszę tę sukienkę. – Wskazałam na manekina. Kobieta zmierzyła mnie fachowym spojrzeniem.

– Przymierzy pani? To jest eska, powinna być dobra.

– Nie, proszę od razu zapakować.

Spokojniejsza, z głową pełną myśli i papierową torbą skrywającą kieckę, ruszyłam z powrotem do mieszkania. Wsiadałam już do windy, gdy zadzwonił mój telefon; szybkie spojrzenie na wyświetlacz i wiedziałam, że będzie awantura.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz