Wkurzyłem się; Oskar ściągnął mnie z roboty, bo ktoś komuś powiedział, że chcą mnie odjebać. Nie wiadomo dokładnie kto, nie wiadomo skąd ta informacja, nie wiadomo na czyje zlecenie, nic nie wiadomo. Jak dla mnie, plotka godna Pudelka.
– Pierdolenie o Szopenie, chcą nas nastraszyć i nic więcej. – Setny raz tłumaczyłem Oskarowi swoje zdanie. – Liczą, że spanikuję i zrobię coś głupiego.
– Może, ale lepiej żebyś jeden dzień spędził w domu – namawiał mnie. – Podobno dzisiaj się na ciebie szykowali, tutaj wystarczy że ich nie wpuścisz.
– Ja pierdolę, serio? Ty sądzisz, że jakby ktoś chciał mnie zabić, to przyszedłby i zapukał? A ja powiem, „sorry, dzisiaj nie otwieram” i oni sobie pójdą?
– Dobry, kurwa! Chcesz to idź w cholerę, ja tylko staram się chronić twoją dupę! Normalnie byłbyś w robocie, więc pewnie tam będą czekać, logiczne nie?
Nic tutaj nie jest logiczne. Po co mnie zabijać? Martwy nic nie powiem.
W tym momencie rozległ się dźwięk smsa. W złości złapałem telefon i zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
„Otwórz mi ;)”
Kurwa. Akurat w tym momencie musiała się stęsknić.
– Sara przyszła. Ani słowa – warknąłem do Oskara i wstałem, by ją wpuścić.
– Przynajmniej miło spędzisz czas – parsknął.
Zdążyłem już uchylić drzwi, prawdopodobnie Sara usłyszała jego głos, bo wyglądała na bardzo zdziwioną.
– Hej, nie przeszkadzam? – spytała nieśmiało. Stała w progu z wahaniem wypisanym na twarzy. – Nie pomyślałam, że możesz mieć gości. Mogę wrócić później.
– Nie, wchodź. – Wciągnąłem jej wielką walizkę do środka. – Oskar wpadł obgadać jedną sprawę, zaraz kończymy.
– Siema – wyszczerzył się jak idiota.
Obdarowałem go spojrzeniem godnym starej gumy przyklejonej do podeszwy buta.
– W takim razie zostawię was samych, muszę iść do toalety – odezwała się Sara. – Przy okazji odwiozę walizkę do garderoby.
Wyciągnęła dłoń, ale stałem bliżej; szybko złapałem za rączkę.
– Pomogę ci – poinformowałem nim zdążyła się odezwać.
Coś tam mamrotała pod nosem, ale poszła za mną. Przepuściłem ją; chciałem się upewnić, że pójdzie do łazienki, ale ona złapała mnie w pasie i przytuliła. Stłumiłem jęk, opanowałem mimikę; udawałem, że też się cieszę.
– Tęskniłam – wyszeptała. – Posiedzę tu, spokojnie pogadajcie... oh!
Jej ręka zjechała niżej z moich pleców i niestety zatrzymała się na broni. Odsunęła się zaskoczona. Dziwne zachowanie, szczególnie biorąc pod uwagę, jak się poznaliśmy.
– Co? Nagle pistolet ci przeszkadza?
– Nie spodziewałam się, że masz go przy sobie – odparła. – Nigdy wcześniej nie nosiłeś broni po domu.
Fakt. Ona nie wie, że wróciłem w trybie nagłym i nie zdążyłem go odłożyć. I nie musi nic wiedzieć.
– Rano wychodziłem, a potem zapomniałem. – Wzruszyłem ramionami, odkładając gnata do szuflady, obok spinek do mankietów. Należało uśpić jej czujność. – Idź do tej łazienki.
Udawałem, że poprawiam ciuchy, a gdy zniknęła w środku, zamknąłem drzwi do garderoby. Pamiętałem, że przez uchylone wszystko słychać, w końcu sam ją tak podsłuchiwałem. Szybkim krokiem wróciłem do Oskara.
– Żebyś się przy niej nie wysypał! – syknąłem do niego, kiedy zbliżyłem się na odległość trzech kroków. Odkryłem także, że patafian wyżerał moją whisky. Chociaż szczerze mówiąc, średnio mnie to zaskoczyło, a nawet wcale. – Zdaje się, że prowadzisz?
– Tak – odparł cwaniacko; odstawił szklankę na stół i zamieszał resztką alkoholu. Przyniosłem drugą szklankę z kuchni; niezdecydowany wpatrywałem się w kolorowe butelki. – Czyli mogę sobie iść? Będziesz grzecznie siedział na dupie i cieszył się Sarą?
– Przemyślę to. – Ostatecznie nalałem sobie wody.
Wtedy stało się coś niespodziewanego. Zamek w moich drzwiach szczeknął cicho i nim zrozumiałem co się dzieje, do środka weszło trzech uzbrojonych typów.
CZYTASZ
Koincydencja
ChickLitKoincydencja to po prostu zbieg okoliczności. Zbieżność zdarzeń bez wyraźnej przyczyny. Jedni w nią wierzą, inni nie, jednak często nie jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić, czemu nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Sara jest trochę nieo...