31. Sara

16 0 0
                                    

Podróż minęła w atmosferze dziwnego napięcia. Wyczuwałam, że coś się zmieniło, aczkolwiek nie umiałam określić co.

A może Piotr znowu coś przede mną ukrywa?

Albo po prostu cieszy się, że wreszcie odzyska wolność. Nie będzie się musiał dłużej bawić w niańkę.

Cokolwiek by to nie było, sprawiło iż większość drogi pokonaliśmy w ciszy. Pod blokiem sądziłam, że wysadzi mnie i odjedzie; on jednak wysiadł. Wniósł walizkę, chociaż była lekka i nawet nie ukrywał, że cały czas mnie obserwuje. Lekko się poddenerwowałam.

– Piotrek, co się dzieje? – Nie wytrzymałam, musiałam wiedzieć skąd to dziwne zachowanie. – Obserwujesz mnie jak ostatni okaz ptaka Dodo, znowu masz jakieś ukryte intencje?

– Nie dopisuj sobie niestworzonych historii – zakpił.

Co za ciul! Był miły tylko kiedy mnie bzykał, teraz znowu wraca do dawnej formy.

– Powiedz lepiej jak się czujesz? – Pytanie było szorstkie, co kolidowało z jego treścią; w przeciwieństwie do tonu, świadczyła ona, że się martwił.

– Dobrze, nie mam ataku paniki na widok własnego domu – odparowałam równie ostro.

Tak naprawdę poczułam się nieswojo, gdy zobaczyłam drzwi z naprawionym zamkiem. Dobrzański podał mi nowe klucze – ja sama zupełnie zapomniałam, że ich nie mam, bo wymianą zamka zajął się policjant. Czy też raczej udawany policjant. Bądź co bądź, u Piotra zupełnie zapomniałam, że nie wyjechałam stąd z własnej woli. Nadszedł czas, by ponownie twardo stanąć na ziemi.

Nie mniej, w środku wyglądało ciągle tak samo. Tylko kurzu na półkach przybyło i muchołówka wyglądała jeszcze gorzej. O ile to w ogóle możliwe. Obecnie miała dwa liście i trzy pułapki; reszta uschła i zamieniła się w brązową plątaninę, zakrywając całą ziemię w doniczce.

– Sara, ważne żebyś była ze mną szczera. Jeśli potrzebujesz o czymś porozmawiać, albo czujesz się źle i nie chcesz zostawać sama, powiedz. Dużo przeze mnie przeszłaś, jestem do twojej dyspozycji.

Ah tak, wszystko jasne. Więc wyrzuty sumienia każą mu zadbać o moje samopoczucie. Super, nie ma to jak kopiasta porcja litości na obiad.

– Wszystko w porządku, nie musisz się o mnie martwić – odparłam. – Jedyne co mnie niepokoi, to stan muchołówki. Niedługo nic z niej nie zostanie.

Ironizowałam, wiem, ale trochę inaczej wyobrażałam sobie moment rozstania. Piotrek zmarszczył czoło; podszedł bliżej, po czym przyjrzał się krytycznie zawartości doniczki.

– Może spróbuj do niej mówić. Podobno rośliny to lubią – poradził.

Niezdecydowany obejrzał się; na kilometr wyczułam, że chciałby zwiać.

– Dzięki, spróbuję. Jeśli omówiliśmy już wszystko, nie będę cię zatrzymywała.

Co dziwne, nie zobaczyłam ulgi na jego twarzy; jedynie przytaknął z poważną miną i odwrócił się na pięcie. Zgodnie wróciliśmy do drzwi. Pożegnanie zdawało się być dla nas obojga niesamowicie krępujące. Bo jak pożegnać byłego porywacza i kochanka, wiedząc, że widzimy się po raz ostatni, a on zapomni o mnie zaraz po wyjściu?

Uśmiechnęłam się sztucznie, tłumiąc chęć przytulenia Piotra. On równie niezdecydowany jak ja, najpierw nachylił się jakby do pocałunku, a potem zamarkował cmoknięcie w policzek.

– Miło było cię poznać.

Tego typu banały brzmiały najgorzej, gdy wymawiało się je oficjalnym tonem. Tak jak on przed chwilą.

Bardziej bezosobowo być nie mogło.

– Ciebie też. Jedź ostrożnie.

Skinął głową, przekroczył próg i zniknął na zawsze. Zamknęłam drzwi na dwa zamki, a potem podeszłam do muchołówki. Wyglądała tak, jak ja się czułam – nędznie.

– Wywalę cię do kosza, jak się nie pozbierasz – wyszeptałam czule.

KoincydencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz