- Śpisz?
Spałam, ciołku.
– Tak.
– Idę do łazienki. – Cmoknął mnie w policzek; zaraz poczułam jak ugina się materac, a potem cicho skrzypnęły drzwi.
I po to mnie obudziłeś?
Z żachnięciem obróciłam się na drugi bok i ręką wymacałam telefon na nocnej szafce. Uchyliłam jedno oko, aby sprawdzić aktualną godzinę – ósma dwadzieścia trzy. Odłożyłam komórkę i przeciągnęłam się w pościeli; zasadniczo, naprawdę mogłam już wstać.
Dotarliśmy do mieszkania późnym wieczorem, spakowałam trochę ciuchów, a Piotrek załatwiał chyba miejscówkę na wyjazd – nie wiedziałam tego na pewno, ciągle nic mi nie chciał powiedzieć. Wypiliśmy w międzyczasie kilka drinków, a potem oglądaliśmy jeszcze jakąś komedię i ostatecznie było dobrze po pierwszej, gdy poszliśmy spać.
Drzwi znowu skrzypnęły, spodziewałam się, że zaraz Piotrek wróci do łóżka.
– Umyłem zęby twoją szczoteczką.
– Co?! – Zerwałam się jak oparzona. Jak mógł zrobić coś tak niehigienicznego! – Żartujesz, prawda?
– Jasne, że żartuję – zarechotał z mojego oburzenia. – Ale jak się szybko obudziłaś!
Kręcąc głową opadłam na poduszki; ziewnęłam potężnie jeszcze nie do końca rozbudzona.
– Skoro mamy odpoczywać, czy mogę spać do której chcę?
– Możesz. Ale mamy kawałek drogi do przejechania, więc jak chcesz dojechać przed zachodem Słońca, musimy się sprężyć.
– Dokąd jedziemy? Nad morze? Czy planujesz wywieźć mnie z kraju? – zaintrygowałam się.
Właściwie, nie miałabym nic przeciwko wywiezieniu z kraju. Nie pamiętam kiedy ostatni raz wyjechałam za granicę. Pod warunkiem oczywiście, że celem podróży byłaby tropikalna wyspa lub gorący, nadmorski kurort.
– Na Mazury – odparł zadowolony z siebie.
– Pięknie tu jest – przyznałam zachwycona.
Siedzieliśmy na werandzie, na stoliku stała otwarta butelka wina, a przed sobą widzieliśmy zachód Słońca nad pobliskim jeziorem. Wiklinowa kanapa nie była specjalnie szeroka, ale i tak musieliśmy siedzieć blisko, bo okryliśmy się jednym kocem. Domek, w którym mieliśmy spędzić weekend, znajdował się na skraju lasu; w promieniu dobrych kilkuset metrów nie było żadnych sąsiadów.
– Tak, pięknie. Okolica trochę przypomina mi dom i dzieciństwo.
Nadstawiłam uszu, bo Piotrek pierwszy raz mówił o sobie.
– Pochodzisz z Mazur?
– Nie, z małej wioski koło Władysławowa.
– Super, miałeś morze na wyciągnięcie ręki – rozentuzjazmowałam się. Życie nad morzem wydawało się być wspaniałe, zwłaszcza gdy jest się dzieckiem.
– Wiesz, trawa jest zawsze bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma.
Stwierdzenie trąciło lekko filozofią za dwa grosze, ale Dobrzański najwyraźniej był w klimacie do zwierzeń, więc wykorzystywałam sytuację na maksa.
– Miałeś szczęśliwe dzieciństwo?
– Tak, bardzo. Wiesz, wiadomo, że zdarzały się złe chwile, ale byliśmy szczęśliwi. Od najmłodszych lat rodziców pamiętam zgodnych i uśmiechniętych. Nie mam żadnych traum i dramatów na koncie, jeśli o to pytasz.
– A rodzeństwo? Masz kogoś?
– Tak, młodszą siostrę, Anetę.
Cały czas musiałam ciągnąć go za język. Odpowiadał na pytania, ale nie wykazywał żadnej własnej inicjatywy w rozmowie. Mimo tego irytującego zachowania, podjęłam kolejną próbę.
– Często widujesz rodzinę?
– W ogóle – odparł zmienionym tonem. Czyżbym przesadziła z dociekliwością? – Rodzice nie żyją, kończyłem studia, gdy zmarli. Miałem dużo spraw, praca, obrona. To wszystko wydawało mi się wtedy takie ważne, nie miałem czasu, żeby wracać do domu. Długo się nie widzieliśmy, więc oni postanowili mnie odwiedzić. Mieli wypadek na trasie, pijany kierowca w nich wjechał. Oboje zginęli na miejscu.
– Matko, Piotr, tak mi przykro – przerwałam mu cicho.Patrzył w dal niewidzącym wzrokiem; wahałam się parę sekund, ale w końcu splotłam jego palce ze swoimi. W ten sposób chciałam okazać mu symboliczne wsparcie, nawet jeśli wcale tego nie oczekiwał.
– Może ciągle by żyli, gdybym ich odwiedzał. A może nie, nigdy się nie dowiem. – Wzruszył ramionami. – Z Anetą trzymaliśmy się blisko przez jakiś czas. Ona też jeszcze studiowała, mieliśmy tylko dorywcze prace, a wydatki trochę nas przerosły. Z ubezpieczenia nic nie dostaliśmy, bo rodzice nie mieli ważnego przeglądu. Skończyło się dzień wcześniej, myślę, że tata po prostu o tym zapomniał. Wtedy zacząłem pracować dla szefa, mogłem pomóc finansowo nam obojgu. Wyszliśmy na prostą, a ona ułożyła sobie życie. Ma męża, dzieci, mieszka w domu po rodzicach.
– Więc to dla niej zostałeś gangsterem? – Palnęłam nim zdążyłam ugryźć się w język.
– Nie – zaprzeczył szybko; chyba ubodły go moje słowa. – Nie zrzucam na nią odpowiedzialności za moje decyzje. Mogłem znaleźć inną pracę, poradzilibyśmy sobie jakoś. Wtedy to było łatwe, proste rozwiązanie. I tyle.
W milczeniu przyglądaliśmy się ostatnim promieniom Słońca, znikającego za horyzontem.Wcześniej zastanawiałam się, jak Piotrek znalazł się w przestępczym półświatku. Dlaczego ktoś wykształcony, inteligentny, z dobrymi perspektywami, biega z bronią i strzela do ludzi. Ostatnie wydarzenia odrobinę rozjaśniły sytuację. Trafił do towarzystwa jako młody chłopak w potrzebie, a potem zwyczajnie mu się spodobało.
W czasie podróży miałam dość dużo czasu, aby spokojnie jeszcze raz przemyśleć naszą rozmowę. Wtedy nie zwróciłam uwagi na pewne stwierdzenia, lecz obecnie miałam prawie stuprocentową pewność, że Dobrzański jest podobnie spaczony jak ja.Nie zrobiło na nim wrażenia, jak chłodno i bez emocji podeszłam do kwestii morderstwa. Brak wyrzutów sumienia uznał za zupełnie normalną rzecz. W dodatku słowa „miałem tak samo” – zapewne ma równie pragmatyczne podejście do życia. Nie roztrząsa, nie rozpacza, nie pluje sobie w brodę, a już z całą pewnością nie bije się w pierś. Kalkuluje co jest dla niego najlepsze, a potem to robi. Zapewne zabija, gdy sytuacja tego wymaga, a później spokojnie śpi w nocy.
Tak jak ja.
Nawet gdy wybierałam nową walizkę, nie myślałam wcale o tym, jak straciłam poprzednią. Gdy wsiedliśmy do auta, skupiłam się na planowaniu co zabiorę ze sobą w pierwszej kolejności. A w nocy spałam jak dziecko; nawet raz się nie przebudziłam, żadnych koszmarów ani lęków. Jedynie błogi odpoczynek. Gdy zniknęły ciała tamtych trzech facetów – zniknął problem i wszelkie myśli z nim związane. Życie toczyło się dalej.
– Śmierć rodziców nauczyła mnie, żeby dbać o to, co w życiu naprawdę ważne. Nie odkładać na później – stwierdził Piotrek. – Dlatego powiem, że cię lubię.
Zaskoczona odwróciłam się gwałtownie, prawie oblewając się winem. Piotrek uniósł jedną brew, ale kontynuował.
– Jesteśmy podobni, teraz to widzę. To nie jest wyznanie miłości do grobowej deski, nie zrozum mnie źle. Ale uważam, że powinniśmy być razem. Pasujemy do siebie.
Co do chuja?
– Pasujemy do siebie, bo oboje zabijamy ludzi i nie mamy wyrzutów sumienia? – wypaliłam.
Stanowczo nie było to najbardziej romantyczne wyznanie, jakie usłyszałam w życiu. Aż napiłam się wina.
– Pasujemy do siebie, bo mamy podobne podejście do życia – wyjaśnił powoli, z miną jakby tłumaczył pięciolatkowi, że nie ma potwora pod łóżkiem. – Poza tym, lubisz się ze mną bzykać.
Parsknęłam śmiechem, opluwając się lekko; natychmiast zaczęłam dyskretnie wycierać buzię z resztek śliny, zaklinając jednocześnie Piotra, by jemu to umknęło.
Czemu muszę zawsze robić takie rzeczy przy ludziach!
CZYTASZ
Koincydencja
ChickLitKoincydencja to po prostu zbieg okoliczności. Zbieżność zdarzeń bez wyraźnej przyczyny. Jedni w nią wierzą, inni nie, jednak często nie jesteśmy w stanie racjonalnie wyjaśnić, czemu nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Sara jest trochę nieo...