7.

567 27 1
                                    

Kilka dni później.

***Perspektywa Alexa***

Wstałem i potargałem sobie włosy, które jak zawsze były postawione do góry. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ona zabija. Przecież mnie uratowała, wiec nie może być tak zła. Ubrałem się w jasno niebieską koszule i czarne spodnie. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę.
Do komnaty wszedł Albert, staruszek z zaczesanymi do tyłu włosami i wąsem.
- Paniczu, król zaprasza na śniadanie.
- Rozumiem, zaraz przyjdę.
Przejrzałem się jeszcze w lustrze. Nie jest źle. Opuściłem komnate i udałem się do jadalni. Po drodze oglądałem obrazy przedstawiające rodzine królewską oraz krajobrazy. Gdy wszedłem do pomieszczenia pierwsze na co zwróciłem uwagę to zasłonięte twarze księcia i księżniczki.
- Dzień dobry wasze królewskie mości.
- Dzień dobry książę. Jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję.
Przez resztę śniadania rozmawialiśmy o tradycjach w Hiszpanii oraz w Polsce. Nagle gdy mieliśmy już się rozejść do jadalni wpadł ochroniarz.
- Królu! Jest napad na bank!
- W którym? Kto?
- Na ulicy Kraszewskiej, oni.
- Wysłać jednostki specjalne. Natychmiast!
Ochroniarz wybiegł zapewne żeby poinformować policje. 
- Chce tam iść.
Powiedziałem patrząc na króla. O dziwo razem ze mną powiedział to książę. Król patrzył to na mnie to na Pawła.
- Ojcze proszę, nic mi się nie stanie.
- Dobrze.
Ruszyliśmy do swoich pokoji by wziąść broń. Spotkaliśmy się przed bramą gdzie czekał na nas szofer. Ciekawe czy ona tam będzie. Jechaliśmy tam z 20 minut. Budynek był otoczony radiowozami, więc praktycznie nie było szans by ktoś się przedostał.
- Gotowy?
Usłyszałem głos po swoje lewej stronie. Spojrzałem na bruneta z wiecznym nieładem na głowie.
- Tak.
Weszliśmy do banku w którym panował haos. Kilkunastu funkcjonariuszy leżało nieprzytomnie na ziemi, a reszta walczyła z ... nastolatkami?
- Uważaj!
Poczułem jak zostaje popchniety do tyłu, koło mojej głowy przeleciał sztylet.
- Dzięki.
- Drobiazg.
Szliśmy dalej uważając by nieoberwać od kogoś. Nagle zauważyłem Melody. Była otoczona, lecz zdawało mi się, że była tym faktem rozbawiona. Wokół niej latały niebieskie nici, a w dłoni trzymała miecz. Piękna. Policjanci zaczęli strzelać ,lecz naboje o ile nie były  roztrzaskane przez nitki, to zostały przecięte na pół. Gdy miałem do nich podejść drogę odetnął mi chłopak w moim wzroście, tylko jego skóra była dosłownie biała, a na twarzy miał przerażający uśmiech. Patrzyliśmy tak sobie w oczy poczym gwałtownie podbiegł do mnie. Wyjołem swoją szpade i odepchnołem jego atak. Walczyliśmy tak dobre parę minut, jednak ja już traciłem siły. Kondycję mam dobrą lecz on atakował szybko, gwałtownie i często zmieniał kierunek czym mnie mylił.
- Jeff! Zostaw go!
Przez hałas przetarł się jej głos. Złapała chłopaka za kaptur i odciagneła go ode mnie.
- Czemu?!
- To książę, patafianie jeden!
Chłopak odszedł namierzając za cel jednego z policjantów. Spojrzałem na moją wybawczynie. Tak jak ostatnio miała na głowie kaptur. Podniosłem się i podałem jej rękę.
- Dzięki.
Ona tylko kiwneła głową. Nagle usłyszałem nad sobą ogromny huk. Jedna ze ścian spadała wprost na nas. Nim zdołałem ją odetchnąć, to ona odepchneła mnie. Wyciągnęła ręce nad siebie otaczając je i gruzy błękitną otoczką. Policjanci widząc okazję podeszli do niej i skuli jej nadgarstki. Zaczęli ją wynosić z budynku, a kawałki ściany znów zaczęły tym razem pojedyńczo spadać.
- Zostawcie mnie! Puście!
Wyrywała się na wszystkie strony, aż policjanci nie złapali ja za nogi. Zauważyłem, że reszta zaczęła się wycofywać z workami pieniędzy. Czemu ja zostawiacie? Ona was potrzebuje!
- Nic ci nie jest?
Odwrociłem się do Pawła, który był lekko zadrapany.
- Chyba nie.

***Perspektywa Melody***

Siedziałam w radiowozie i oglądałam widoki za oknem. Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo.
- Jezu~, nudzi mi się. Jedziemy już z godzinę! Daleko jeszcze?
Oparłam kolana na siedzeniu przede mną, przy okazji wbijając je w plecy policjanta.
- Stul pysk, szmato.
- Ej. no~. Ranisz moje serduszko.
- Bestie nie mają serc.
- Po pierwsze Bestia pewnie siedzi sobie teraz w domu, a po drugie muszą mieć serca by żyć. Ktoś tu chyba olewał biologię.
- O Boże.
Mężczyzna kierujący samochodem położył głowe na kierownicy. Przesunęłam się na środkowe siedzenie i przechyliłam się do przodu.
- Wystarczy Melody'a.
Uśmiechnęłam się uroczo, podczas gdy funkcjonariusze sarczyście sobie przeklinali.

***Perspektywa Dawida***

Obudził mnie dźwięk telefonu. Zaspany odebrałem, przeczesujac sobie włosy.
- Halo?
- Bydgoszcz do Śląska, serce.
Wyskoczyłem z łóżka i założyłem w tempie błyskawicznym kurtke oraz czarne skórzane spodnie. Zakluczyłem mieszkanie i popędziłem do garażu. Założyłem kask i ruszyłem w drogę. Rozpadziłem się odrazu do 300km/h. Po 25 minutach byłem przed parkingiem szpitala. Zachamowałem z głośnym piskiem zostawiając ślady opon. Z budynku wybiegły dwie pielęgniarki. Jedna schowała białe pudełko do skrytki pod siedzeniem.
- Im. Stanisława Szyszko Śląskiej Akademii Medycznej, piętro drugie.
Gdy kobieta podała mi informacje wsiadłem na motor i ruszyłem w drogę. Starałem się jechać jak najczęściej skrótami by zmniejszyć czas oczekiwania. Nie zatrzymywałem się na czerwonym świetle, lecz sprawnie omijałem samochody. Dobrze że policja wie o mnie, inaczej miałbym już z 400 mandatów. Po trzech godzinach jazdy dotarłem do celu. Wziąłem bańkę i pobiegłem ile sił w nogach na odpowiednie piętro.  Będąc na górze podszedł do mnie lekarz i zabrał pojemnik. Zmęczony opadłem na krzesło, jedną ręką trzymałem głowe na której nadal był kask, zaś druga wisiała bezwładnie oparta o kolano. Po 10 minutach wsiadłem na motor wybierając się do domu. Ta robota mnie wykończy. Mam nadzieje że przeszczep się uda. Mijając ostatni zakręt zaparkowałem motor w garażu. Zdjołem wcześniejsze założone rzeczy, po czym padłem na łóżko. Natychmiast odpłynołem do krainy Morfeusza.

Kolejny rozdział, kolejna postać. Tym razem dałam rade skoczyć wcześniej. Yeeeeey!  😁 Zapraszam do komentowania.
Bajo!

,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz