***Perspektywa Alex'a***
Z racji, że Jeff poszedł na łowy to spałem w jego pokoju. Aktualnie przygotowywałem śniadanie dla Melody. Gotowe jedzenie położyłem na tackę i zaniosłem do jej pokoju. Zapukałem trzy razy po czym wszedłem. Byłem tu od dwóch dni i przemiana dała o sobie znaki. Jej końcówki niebieskich pasm zaczynały ciemnieć, a sama Mel była bardziej rozzłoszczona, łatwo wpadała w gniew zarazem coraz bardziej stając się obojętna. Jej magia zaczęła szwankować, lecz mimo to nadal medytowała.
- Jak się czujesz?
Podałem jej tackę ze śniadaniem, siadając obok niej.
- Chyba dobrze.
Wzięła swoją bladą ręką kanapkę biorąc gryza. Usiadłem koło niej dotrzymując jej towarzystwa. Nie odezwała się słowem w ciszy jedząc śniadanie. Ukradkiem przyglądałem jej się zastanawiając dlaczego nie widzi u siebie zmian. Może to jakieś zaklęcie? Tylko skąd by miało się pojawić, musiałby je ktoś rzucić. Klątwa chyba też to nie jest, więc pozostaje jedynie, że to jakaś reakcja jej na ostatnie wydarzenie. Zostałem nagle wyrwany z rozmysleń przez Mel, która ciągnęła mnie do drzwi. Byłem tak zszokowany tym, że nie stawiałem oporu. To był pierwszy raz kiedy wyszła z pokoju. Puściła mnie przy wyjściu. Założyła swoje glany i wyszła. Otrząsając się szybko załorzyłem buty chwytając jakąś kurtkę z czapką po czym wybiegłem za nią. Chwile potrfało zanim ją dogoniłem, dopiero teraz zauważyłem, że wyszła w swojej pidżamie, dresowych spodniach i granatowym topie. Nim cokolwiek zrobiłem usłyszałem jej zchrypnięty głos.
- Nie ściągaj. Nie czuje zimna.
W ciszy podążałem obok niej, aż dotarliśmy na rynek miasta. Poprawiła swoją chustę jeszcze bardziej chowając pod nią twarz. Zaczeliśmy iść uliczkami pomiędzy budynkami. Czułem się jak w labiryncie, a ona szła pewnie zapewne znając te uliczki. W końcu wyszliśme z pomiędzy budynków na pustą ulicę. Usiadła opierając się o ściane bloku. Usiadłem obok niej wpatrując się w park przed nami.
- Na co czekamy?
- Co los pokaże. Ta ulica mignęła mi w domu. Coś się wydarzy.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć?
- Taaaak?
Chciałem jeszcze coś powiedzieć ale przerwał mi pisk opon. Dwa samochody wyjechały z zakrętu. Mel wstała, w jej rekach pojawił się hak z liną. Gdy tylko drugi samochód nas ominął, wyszła na ulice zarzucając hak, który zaczepił się o niego. Lina natychmiast się naprężyła, Melody zaparła się zatrzymując samochód, choć z trudem. Pierwszy pojazd zatrzymał się i wysiadł z niego mój ojciec wołając mnie. Stałem na chodniku zkołowany. Ruszyłem do brunetki chcąc jakkolwiek jej pomóc.
- Nie zbliżaj się! Idź do rodziców i zabierz ich stąd, coś czuje, że za daleko nie pojadą.
- Nie zostawie cię!
Rozbrzmiał dzwięk wybitego szkła. Pociski przeleciały obok Mel. Puściła linę jedną ręką, zdejmując naszyjnik.
- Alex weź to i wypierdalaj bo nie ręczę za siebie!
Złapałem naszyjnik od razu bięgnąc do rodziców i ochroniarza. Usłyszałem huk wraz z strzałami za mną, upadłem zostając popchnięty. Spojrzałem za siebie, Mel postrzelona stała z wyciągniętymi rękami tworząc bariere pochłaniającą pociski. Nagle znalazłem się przy rodzicach, zostaliśmy otoczeni ciemno niebieską bańką. Mel ruszyła na ludzi wychodzących z samochodu z mieczem. Czarne ostrze przecieło pociski bez większego trudu.
- Nic ci nie jest? Jesteś cały?
Matka skakała wokół mnie szukając jakiejkolwiek rany. Odetchnęła z ulgą kiedy takowej nie znalazła. Mnie to nie obchodziło, Melody była ranna. Dostała za mnie i dalej walczy. Niesamowite. Podszedłem do bańki dotykając jej. Sygnet całkowicie poczerniał w jednej chwili. Cofnąłem dłoń i pierścień powrócił do poprzedniego stanu. Spojrzałem na Mel, która podniosła samochód rzucając go na rannych mężczyzn. Wzieła swój miecz, podchodząc do nas. Bańka znikła uwalniając nas.
- Nic wam nie jest?
Spojrzała na nas, zawieszając wzrok na mnie. Ojciec stanął obok mnie pochylając nieco głowe.
-Nie,... dziękujemy.
- Radze zamknąc oczy.
Gdy wszyscy to uczyniliśmy poczułem mocniejszy podmuch wiatru. Otworzyłem oczy słysząc szmery. Byliśmy w zamku, Mel siedziała na kanapie odpoczywając. Wokół niej unosiły się wiązki magii. Poszedłem zrobić jej coś do picia, ochroniarz wyszedł, a rodzice usiadli przed nią zaciekawieni.
- Wybacz nam, że oskarżaliśmy cię o porwanie Alex'a. Jesteśmy wdzięczni za ocalenie nas.
- Nie za sprawy. Mieliście prawo tak myśleć.
Ojciec uścisnął jej dłoń w akcie zgody. Mel rozłożyła się bardziej na kanapie, jedną rekę biorąc za głowę. Podałem jej kubek z herbatą siadając obok niej. Wzieła go siadając, równocześnie dało się usłyszeć brzęk czegoś. Spojrzałem na podłogę, leżał tam zakrwawiony pocisk. Podniosła go obracając w palcach. Po chwili zamiast pocisku kręciła łyżeczką. Wyciągnęła do mnie dłoń czegoś chcąc. Zmarszczyłem brwi patrząc na nią.
- Naszyjnik.
Wyciągnąłem go z kieszeni kładąc na jej dłoni. Gdy go założyła wszelkie rany zniknęły, kolejne pociski z brzekiem upadały na podłogę.
- Co ona tu robi?
Heja!❤
Witam was po jakiś 4 miesiacach ciszy. Yeeey. Mam nadzieje, że rozdział jakoś wyszedł gdyż moja wena wyleciała i chyba nie zamierza wracać... Nom, a więc rozdziału w grudniu raczej nie będzie, gdyż sprawa prywatna ciągnie mnie hen daleko od domu, ale postaram się coś wrzucić w styczniu.
Do następnego! ❤
CZYTASZ
,,Zabójczyni" // Zawieszone
FanfictionUmielibyście zabijać ludzi z zimną krwią? Uciekać przed policją od najmłodszych lat, nie zdradzając swojej tożsamości? Poznajcie zatem trzystolatkę mieszkającą z seryjnymi zabójcami: Jeff the Killer, Zero, Clockwork, Puppeter itd. Jej historia toczy...