19

439 19 4
                                    


Po obiedzie wszyscy oprócz Slendermana przeszliśmy do salonu. Ben, Silver, Toby i J.J usadowili się przed telewizorem grając w Majora Mask. Ja z resztą usiedliśmy na kanapach i fotelach. Siedziałam na fotelu, a Jeff na jego oparciu. Rozmawiałam z Jill na temat polowania gdy nagle przed twarz wyskoczył mi Puppeter wiszący głową to dołu.
- Meeeeel.
- Czego?
Na jego twarzy pojawił się łobuziarski uśmiech. Obrócił się do normalnej pozycji siadając na poręczy.
- Nie czujesz się samotna gdy idziesz do budy?
- Niespecjalnie, a co?
Zapytałam powoli uważnie mu się przyglądając.
- No bo wiesz, może by ktoś się tam zaprowadzał. W końcu las jest taki niebezpieczny.
- Puppeter...
- Hm?
- Znam ten las jak własną kieszeń.
- Ale nigdy nie wiesz co cie napadnie.
Zrobił minę niewiniątka. Westchnełam zakrywając twarz dłonią.
- Kto?
Nagle wybuchł haos, każdy się przekrzykiwał krzycząc: ,,Nie bo ja!" Załamana spojrzałam na Jeff'a, który jako jedyny zachował spokój. Pstryknełam palcami. W pomieszczeniu nastała cisza. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- No to wy się uspokójcie, a ja z Jeff'im pojdziemy się przejść.
Widziałam jak Toby, Cuks i Pups robią te miny poruszając ustami chcąc coś powiedzieć. Niestety widziałam co. Jeff przewrócił oczami ciągnąć mnie za bluze.
- Dobra, chodź Mel.
Wyszliśmy z domu wybierając się nad jezioro, które było w pobliżu. Podczas drogi widziałam, że Jeff jest zirytowany, zresztą nie tylko on. Na miejscu usiedliśmy na kamieniu nad jeziorem. Zerknełam na Jeff'a i złapałam go za ramię.
- Wiesz jacy oni są, nikt im nie przemówi do rozsądku w tej sprawie.
Chłopak ciężko westchnoł spoglądając na mnie.
- Wiemy Mel ale to już robi się męczące. Rok minął a oni ciągle to samo.
Uśmiechnęłam się chytrze.
- Ale jedno się napewno nie zmieniło.
- Co...?
Nie dokończył ponieważ woda obolała jego twarz. Wstałam szybko uciekając z uśmiechem.
- O ty mała szujo!
Jeff ruszył za mną szybko mnie doganiając. Oj, nie ma tak łatwo. Gumka zniknęła rozpuszczając włosy które zmieniły swą barwę na szmaragd. Podskoczyłam łapiąc się gałęzi i weszłam na nią. Sprawnie przeskakiwałam z gałęzi na gałąź śmiejąc się coraz głośniej. Jeff biegł za mną na dole próbując mnie zrzucić rzucając kamieniami. Po kilku minutach zorientowałam się że nikogo nie słyszę. Zatrzymałam się spoglądając w dół. Nie było śladu po Jeff'ie.
- Kurwa.
Zeskoczyłam na ziemie i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku niż zamierzałam. Moje oczy nabrały czerwonego koloru. W mgnieniu oka przyśpieszyłam do nadludzkiej prędkości. Obserwowałam uważnie teren w poszukiwaniu czarnej czupryny. Wzięłam głęboki wdech po którym poczułam, że jego trop znajduje się w trzech oddalonych od siebie miejscach. W kilka sekund znalazłam się na najbliższym miejscu. Mój wzrok przyciągnął dość długi nóż leżący pod drzewem. Wzięłam go i pobieglam do drugiego. Tam zaś znalazłam jego bluze wiszącą na krzakach. Po zabraniu jej ruszyłam do trzeciego miejsca. Na miejscu zatrzymałam się rozglądając się.
- Jeff?
Odpowiedziała mi cisza. Chodziłam tam i spowrotem szukając niebieskookiego. Usłyszałam cichy szelest nad sobą. Zanim zdążyłam zobaczyć co to poczułam jak ktoś skoczył na mnie przewalając na ziemie. Unieruchomił mi ręce trzymając mnie za nadgarstki.
- Mam cię.
Usłyszałam szept za mną, a następnie śmiech. Odwróciłam się zrzucając Jeff'a z siebie.
- Ty idioto! Wiesz jakiego zawału dostałam?!
Krzyczałam waląc go po pustym łbie. Nadal się śmiał próbując jakoś mnie złapać. Wstałam i ruszyłam szybkim tempem kierując się w stronę domu. Po drodze przeklinałam tego durna dając upust emocjom. Weszłam do domu trzaskając drzwiami. Puppeter wyleciał z kuchni zerknąć co się stało.
- Oj, co się stało naszej ma...
Pstryknełam palcami uciszając go. Weszłam po schodach na górę do pokoju. Podeszłam do szafy i wzięłam miecz który założyłam na bark. Wyszłam ponownie z domu znikając.

~~~Kilka godzin później~~~

Sprawdziłam czy miecz zamieniony w małą pałeczke nadal sie znajduje w kieszeni. Był. Stałam ukryta za szyldem restauracji. Z baru naprzeciwko wyszedł mężczyzna który był krótko mówiąc zalany w trzy trupa. Szedł chwiejnie co kilka kroków przeklinając na wszystko. Po jakiś 30 minutach doszedł do domu. Wyjoł z kieszeni klucze mecząc się z zamkiem dobre 10 minut. Gdy w końcu wszedł do środka ja weszłam oknem. Byłam w jego biurze które było drogo wyposażone. Usłyszałam szczęk zamka. Szybko otworzyłam drzwi obok które okazało się sypialnią. Słyszałam odgłos kroków i zamykającego okna. Uchyliłam lekko drzwi. Facet siedział na fotelu tyłem do mnie. Cicho weszłam do gabinetu cicho i powoli stąpając po podłodze. Wzrok miałam cały czas na mężczyźnie. Zgiełam rękę i rozszerzyłam szeroko palce ciut je uginając. Zatrzymałam się metr przed mężczyzną. Gdy miał się odwrócić szybko zacisnełam dłoń w pięść powodując, że facet został związany a jego oczy zakryte chustą. Zaczoł się szamotać krzycząc coś. Przybliżyłam się i pochyliłam.
- Ci, wrócę za kilka godzin.
Wyszłam z pomieszczenia zgadzając światło. Przeszłam się po domu szukając jakiegoś sejfa. Po 3 godzinach poddałam się. Ciekawe czy ma herbatę miętową. Z tą myślą udałam się do kuchni. Weszłam na blat otwierając pierwszą lepszą szafke. Bingo. Wzięłam opakowanie i wstawiłam wodę. Po kilku minutach woda była gotowa, więc zrobiłam sobie herbatę. Z kubkiem w dłoni udałam się do gabinetu. Kubek odłorzyłam na biurko, zaś fotel na którym spał mężczyzna przeniosłam przed mebel. Uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz. Ruszył głową rozglądając się na boki. Szkoda tylko, że i tak nic nie widzisz. Jak narazie.
- Kto tu jest?
Złapałam za szyjkę od butelki i zamachłam się nią uderzając o krawędź biurka. Odłamki szkła poleciały na dywan i blat mebla. Puściłam pozostałości które trzymałam.
- Co ty do kurwy robisz?! Proszę nie robić sobie ze mnie żartów!
Zasłoniłam okno i podeszłam do mojej ofiary ściągając kaptur. Podciągnęłam rękaw koszuli. Wzięłam odłamek szkła i zaczęłam jeździć nim po jego ręce.
- Co ty...?
Wbiłam szkło w skórę a z gardła ofiary wydobył się krzyk. Pociągnęłam do siebie robiąc szerszą ranę z której wylewała się krew. Wzięłam kilka okruszków wsypując je do rany. Wstałam i usiadłam na biurku. Popijając herbatę zdjełam machnięciem ręki chustę z twarzy mężczyzny. Zamrugał kilka razy po czym spojrzał na mnie. Jego wzrok wyrażał strach i niedowierzenie. Po kilkudziesięciu minutach odwiązałam mężczyznę ruchem ręki. Ten szybko wstał i zdjoł chustę. Napiłam się herbaty uśmiechając się niewinnie.
- Witam.
Wypiłam napój do końca i zeskoczyłam z biurka. Facet patrzył na mnie z zamieszaniem w oczach.
- Kim jesteś?
Patrzyłam na ofiarę nie budząc jakiś wielkich podejrzeń.
- Twoim koszmarem.
Zaśmiałam się uroczo przez co mężczyzna cofnął się krok.
- Co tu robisz?
Przekręciłam głowe w prawo patrząc mu w oczy.
- Jestem tu by cię zabić.
Mężczyzna stał chwile w bezruchu by za chwilę zerwać się do biegu. Zanim złapał jednak za klamkę, drzwi zostały obrąśnięte przez pnącza.
- Nie uciekniesz idioto.

Siemka! ^^ Wiedziałam, że zdążę dzisiaj wstawić. Oł Yea. 😂😎
Do nastepnego! 😘

,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz