46

231 16 2
                                    

***Perspektywa Jason'a***

Czyszcząc siekierę usłyszałem trzask drzwi, a następnie drgawki na całym ciele. Wszystko zaczęło się trząść. Odsunąłem się od stołu, by nic mi nie spadło na nogi. Gdy ponownie usłyszałem trzask, pozbierałem wszystko i odłożyłem na miejsce. Od razu wybiegłem na dwór, gdzie zobaczyłem wypalone ślady w śniegu. Pobiegłem w stronę w którą kierowały, aż dobiegłem do miejsca w lesie w którym znajdowało się sporo jaskiń. Tam zobaczyłem Mel rzucającą siekierami w drzewo. To zagadka tępych siekier rozwiązana. Niespodziewanie rzuciła bronią w moją stronę, na szczęście zdążyłem złapać za uchwyt nim wbiła się w moją głowę.

- Co ty tu robisz?

Spojrzałem na zdezorientowaną dziewczynę i oniemiałem. Jej włosy wraz z oczami były czerwono-różowe. O ile ta pierwsza barwa nie była dla mnie niczym nowym, to druga już jak najbardziej.

- Dobra, gadaj co się stało i nie mów, że nic bo i tak ci nie uwierzę.
- Spieprzaj.
Chwyciła siekierę i ponownie rzuciła nim w drzewo.
- Oki, to ja idę. Myślę, że Jeff nie będzie zadowolony, gdy znowu nie będziesz na spotkaniu bo ''coś ci wypadło''.
Odwróciłem się i zacząłem iść. Uśmiechnąłem się chytrze, wiedziałem, że Mel po tym mi opowie co się stało. Woli to od nad opiekuńczości Jeff'a.
- Poczekaj durniu.
Poczułem szarpnięcie i nagle znalazłem się na moście, na który od razu zwymiotowałem.
- Kurwa, wiesz przecież jak źle zniosę twoje teleportacje.
- Wybacz.
Podniosłem się z obrzydzeniem patrząc na papkę, która kilka godzin temu była moim obiadem. Złapałem butelkę wody rzuconą przez Mel i zeskoczyliśmy z mostu by pod nim usiąść. Mimo, że byłem tu nie raz to za każdym razem, gdy wchodziłem na wodę czułem zafascynowanie oraz od razu się uspokajałem.
- To co się stało, że jesteś różowiutka?
Przejechała palcem po tafli wody, wprawiając ją w ruch. Minęło tak z dziesięć minut, potem dwadzieścia, trzydzieści. Siedziałem spokojnie czekając na odpowiedź. Melody nie należy do wygadanych ludzi z których łatwo coś wyciągnąć. Czasami trzeba czekać kilka godzin aż coś powie. Zostało to jej z dzieciństwa gdy mogła liczyć tylko na siebie.
- Kojarzysz Alexa?
- Tego Hiszpana?
Kiwnęła mi twierdząco głową, a jej włosy całkowicie stały się różowe. głowy wpadła mi pewna absurdalna myśl.
- On..mnie pocałował, a-a ja t-t-to odwzajemniłam.
Patrzyłem na Mel zszokowany. Wokół niej latały smugi magii, oczywiście w barwie różu. Głowę miała schowaną w kolanach, które mocno obejmowała rękoma.
- Nie mów o tym nikomu, oki?
- Dobrze, wiesz, że możesz mi ufać.
-

Heh, wiem Jason. Dzięki.
Wstałem i poczochrałem jej włosy.
- Nie ma sprawy młoda, ale już chodź bo Smile'a za nami poślą.
Spojrzałem na nią złowrogim wzrokiem gdy złapała mnie za rękaw.
- Tylko spróbuj, a obiecuje, że wyceluje w ciebie.
Zaśmiała się chowając dłonie do kieszeni. Do domu wróciliśmy na pieszo, nie raz rzucając w siebie śniegiem. Na miejscu Jeff zatrzymał Mel w salonie, chcąc pewnie porozmawiać. Ja udałem się do siebie, gdzie wyszedłem na balkon. Noc była bezchmurna, a księżyc był w pełni. Oparłem się o ramę rozmyślając o młodej. Jeśli moje podejrzenia okażą się prawdą to współczuję chłopakowi.

***Perspektywa Melody***

Siedziałam na dole z Jeff'im swobodnie rozmawiając. Na szczęście nie skapnął sie, że coś jest nie tak. Nie chciałabym mu o tym mówić, jest ciutke nadopiekuńczy. A nie zazdrosny?
Gwałtownie wstałam rozglądając się dokoła.
- Mel?
Spojrzałam na czarnowłosego. Moje serce biło jak jeszcze nigdy. Coś się stało, kwiatuszku? Usłyszałam śmiech, który nie zwiastował niczego dobrego.
- Pokaż się!
Na kominku zjawiła się młoda kobieta w wyzywającym stroju i długimi, bo prawie sięgającymi do podłogi brąz włosami z ciemno różowymi pasemkami.
- Caris.
- Jak miło, że jeszcze pamiętasz moje imię mimo długiej rozłąki.
Zaskoczyła z kominka podchodząc do mnie.
- Ile to już minęło? Pięć lat, czyż nie?
- Co ty tu robisz?
- Oj nie pamiętasz? Wykorzystałaś mnie nie dawno. Trochę mi zajęło nim zdobyłam wystarczającą ilość mocy, lecz twoje uczucia mi w tym pomogły. Stęskniłaś się kwiatuszku?
Zacisnęłam pięści na tyle mocno, że paznokcie przebiły mi skórę.
Usłyszałam brzdęk i złamany pogrzebacz wbił się w bok demonicy, która natychmiast rzuciła się na chłopaka.
- Jeff!
Dobiegłam do niego nim Caris zdała coś mu zrobić. Zatrzymała się przede mną głęboko patrząc mi w oczy.
- Odsuń się Melody
- Po moim trupie Caris.
Miałam świadomość, że zaraz mogę się nim stać, lecz mimo to zaryzykowałam.
- Nie potrzebujesz go. Nie potrzebujesz nikogo. Oprócz mnie. Obie wiemy jak bardzo jesteśmy potężne, więc zaproponuje ci to ostatni raz.
Zbliżyła się i zaczęła bawić się moimi włosami.
- Oddam ci swoją moc, tym razem całą, tak jak obiecałam. Nikt cię nie pokona. Ty za to co miesiąc będziesz dla mnie zabijać tysiąc niewinnych ludzi, wyrzekniesz się swoim mocy anioła oraz pozbędziesz swoich bliskich. Zgadzasz sie?
Wyciągnęła do mnie dłoń pokazując swoje kły. Jeff, idź do reszty. Chłopak stał chwilę po czym szybko udał się do góry.
- Głupia.
Wyciągnęłam szybko pogrzebacz i zmieniłam go w swój miecz. Przejechałam nim po klatce kobiety oddalając ją od siebie.
- Żadna moc nie zastąpi mi bliskich.
- Nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo słaba jak kiedyś.
Moje włosy zmieniły kolor na biel, a barwa tęczówek zbladla, podobnie jak moja skóra.
- Mylisz się. Jestem silniejsza od ciebie. Wkrótce cię pokonam cię i nasze rolę się odwrócą. To ja będę rządzić tobą.
- Możesz sobie o tym pomarzyć.

W salonie rozbrzmiał dźwięk ostrzy uderzających o siebie. Co jakiś czas pojawiały się czerwone lub błękitne kule, próbujące trawić przeciwnika. W końcu udało mi się ją trafić. Dzięki temu Caris została dość poważnie poraniona. Dobiegłam do niej, wbiłam miecz w brzuch i przewróciłam. Rękojeść docisnęłam przez co ostrze przebiło podłogę, a uchwyt był przy samej skórze demonicy. Próbowała się wydostać jednak krew płynąca z jej ust spowodowała, że sie udławiła. Nim zdążyłam przejąć kontrolę, jej ciało się rozpadło. Zdyszana padłam na podłogę. Resztką magii która mi została doprowadziłam salon do porządku.
- Kurwa, Mel wstawaj.
Spojrzałam w górę, Jeff z resztą zbiegli po schodach gromadząc sie wokół mnie. Chłopak wyjął z pod bluzki mój naszyjnik.
- Cholera, wszystko wykorzystała.
Chłopak wstał patrząc na innych. Wszyscy wyciągnęli naszyjniki, sygnety bądź kolczyki. Rzucając je na podłogę oraz zdeptali, niszcząc je. Kolorowe mgły wydobyły się z biżuterii wlatując do mojego naszyjnika. Zamknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.

No sieeemka. ^^ Dość długo mnie tu nie było, lecz jestem zadowolona, gdyż rozdział ma z 1000 słów. No cóż lecę pisać dalej.
Do następnego!  ❤

,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz