16

445 21 5
                                    

- Jestem!
Walnełam plecakiem o ścianę i usiadłam na kanapę zdejmując kaptur.
- Jak tam?
Obok mnie usiadł Jeff. Posłałam mu szczery uśmiech.
- Nie narzekam.
Jeff złapał się teatralne za serce z zdziwioną miną.
- Ty na coś nie narzekasz? No etny cud świata!
- Ha ha ha. Bardzo śmiszne.*
Z uśmiechem zapatrzyłam na ogień w kominku.
- Gdzie reszta?
- Jason i Puppeter są w pracowni, Kao, Ticcy, Masky i Howdy poszli do sklepu a Jack z Cuksem, Zegarkiem i Jill na polowaniu.
- A reszta?
- Ze Slendim.
- Oki.
- Jeff'i~.
- Czego jędzo jedna?
Mój łokieć wylądował między żebrami czarnowłosego.
- Auć!
- No, w ramach przeprosin idziesz ze mną na łąkę.
Wstałam gwałtownie ciągnąć Jeff'a za rękę.
- Czekaj... Że co?!
- Że łąka.
Usłyszałam za sobą przeciągły jęk mówiący ,,Dlaczego ja?". Z uśmiechem na ustach ciągnęłam chłopaka na nasz punkt docelowy.
- A tak poza tym to kiedy ostatnio byłeś na polowaniu?
Zamyślił się chwilę doganiając mnie.
- Nie wiem z tydzień temu.
Przyszpiliłam go do drzewa jego twarz wyrażała zaskoczenie, zaś moja powagę.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Wood'em?
- Zjadłem.
- No właśnie czuć.
Oddaliłam się na bezpieczną odległość i zaczęłam biec.
- Ej!
Jeff pobiegł za mną szybko mnie doganiając. Skręciłam gwałtownie obok drzewa co skutkowało tym że chłopak na nie wpadł. Biegam głośno się śmiejąc kierując nogi na łąkę.
Zatrzymałam się dopiero gdy stanelam wśród trawy. Odwróciłam się za siebie jednak świat zasłoniła mi kruczoczarna czupryne. Upadliśmy na ziemie śmiejąc się z siebie. Po chwili usłyszeliśmy wycie wilków. Wataha rzuciła się na nas ciągnąć zaczepnie za ubrania. Chwyciłam za pobliską gałąź i rzuciłam im.
- Fuuu.
Spojrzałam na Jeff'a który wycierał twarz ze śliny. Przewróciłam oczami na jego narzekania.
- Nie przesadzaj. Jak Smile cie tak wita to nie marudzisz.
- Chciałbym zauważyć ,że Smile jest jeden a nie z dziesięć.
- To tylko drobna różnica.
- Tak, tak.
Położyłam się na ziemi kładąc głowe na ramieniu. Niebo było błękitne i prawie bezchmurne. Idealne.
- Mel?
- Hm?
- Coś cię gnębi.
Westchnełam cicho podnosząc się do siadu. Złapałam za skrawek bluzy mietosząc ją. Poczułam jak dłoń Jeff'a okrywa moje kolano. Oboje milczeliśmy przez jakiś czas. Zaczęłam opowiadać mu o pierwszym dniu. Najpierw się śmiał lecz później słuchał mnie uważnie. Jego mimika wyrażała zdziwienie i niedowierzenie. Gdy skończyłam mówić on patrzył się na mnie zamyślony.
- Pierdolisz.
- He, nie mam czym.
Prychnięcie informowało mnie o rozbawieniu jak i o zirytowaniu chłopaka.
- Co z tym zrobisz?
Spojrzałam przed siebie zapatrzając się w samotne drzewo.
- Nie mam zielonego pojęcia.

***Perspektywa Alexa***

Leżałem na łóżku wpatrując się w sufit. Na mojej twarzy błąkał się rozmarzony uśmiech. Myślałem o niej, jak wygląda, jaka jest naprawdę. Spojrzałem w stronę drzwi które wydały z siebie dźwięk. Do pokoju wszedł Paweł ubrany w granatowe dżinsy, czarną bluzkę i tego samego koloru co spodnie chustę na twarzy. Usiadłem opierając się o ścianę.
- Cześć.
- Siema.
Podaliśmy sobie dłonie. Książę usiadł przedemną krzyżując nogi.
- Widzę że dzień udany.
Podniosłem brew nie rozumiejąc.
- Szczerzysz się jak głupi do sera. Czyżby ktoś już zwrócił twoją uwagę?
Przewróciłem oczami poszerzając swój uśmiech.
- Znasz odpowiedź.
- No tak, Melody. A tak poza tym to poszła do budy?
- Jasne choć chyba nie zabardzo jej się to podoba.
- Dziwie się że w ogóle przyszła.
- Nie ty jeden. Żebyś widział ich miny gdy się dowiedzieli kim jest dziewczyna w kapturze. Teraz każdy stara się nie wchodzić jej w drogę.
Chłopak zamrugał kilka razy.
- Chwila, czy ty mi właśnie powiedziałeś że wszyscy w jeden dzień dowiedzieli się o Melody?
- Tak. Też nie wiem jak ale się dowiedzieli.
Paweł przyłożył sobie dłoń do czoła.
- Nie wierze.
Paweł zapatrzył się w jakiś punkt mając zmartwioną minę.
- Ej co jest?
Podniósł na mnie wzrok nadal marszczac brwi.
- Nic, poprostu się zamyśliłem.
- Stary przecież widzę że coś jest nie tak.
Niebieskooki natychmiast opuścił pokój mówiąc mi, że musi w czymś pomóc Marice.
Westchnołem kładąc się zpowrotem. Po kilku minutach leżenia sięgnąłem po książkę z chemii próbując czegoś się nauczyć.

***Perspektywa Nicole***

Weszłam na oddział rehabilitacyjny poszukując Kondrada. Szłam pomiędzy fizjoterapełtami, urządzeniami i dziećmi które machały do mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam gest witając się z każdym. W końcu znalazłam go. Siedział na ławce próbując z lekkim trudem zgiąć kolano, obok niego stał jego fizjoterapełta Mateusz. Podeszłam do nich z uśmiechem na ustach.
- Hejka Kondziu.
Malec spojrzał na mnie i wyciągnął do góry ręce.
- Niki!
Wzięłam go na ręce podnosząc do góry.
- No i jak tak leci miszczu?
- Mati mówi że jeszcze trochę i będę chodzić!
- To świetnie.
Odstawiłam go na wózek żegnając się z Mateuszem. Pojechałam z nim do jego sali gdzie spędził już trzy miesiące. Stanęłam z nim przy łóżku. Mały wstał i powoli podszedł do mebla siadając na nim. Przez ten czas zapatrzyłam nam herbaty uważnie go obserwując, by wrazie czego zainterweniować. Położyłam kubki z cukierniczką na stoliku obok łóżka.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko czasami gdy robie ćwiczenia to mnie boli.
- To dobry znak.
Konrad spojrzał na mnie niezrozumiale. Uśmiecham się do niego.
- Posłuchaj, gdy ktoś ma sparaliżowaną rękę, nogę czy coś innego. To ból właśnie jest dobrym znakiem ponieważ on informuje, że jednak kończyna nie jest całkowicie sparaliżowana i to pozwala mieć nadzieję że pacjent wyzdrowieje.*
- Rozumiem.
Poczochrałam Kondzia przez co zrobił naburmuszoną minę która dodawała mu uroku.
- Co tam miałeś na obiad?
- Brokuły. Ble!
Zaśmiałam się dobrze wiedząc że nie lubi ich.
- A było coś dobrego?
- Tak, sosik!
- Grzybowy, co?
- Yhm.
Wyciągłam ze szuflady książeczkę i otworzyłam ją na środku.
- Dobra, czas na ćwiczenia.
- Yeeeey!
Podałam mu książeczkę i ołówek. W czasie robienia zadania do sali weszły dwie dziewięcioletnie dziewczyny. Usiadły za mną bawiąc się moimi białymi włosami z różowymi końcówkami. Tłumaczyłam spokojnie Kondradowi zadania z którymi miał problem i rozmawiałam z Anią i Felicją. O dwudziestej schowałam ćwiczenia. Dziewczynki usiadły na łóżku Kondrada.
- Niki zaśpiewaj.
- Prosimy.
Posłałam im delikatny uśmiech.
- Zgoda, tylko połóżcie się.
Dziewczynki i chłopczyk zrobili to, a ja zamyśliłam się chwilę nad piosenką.
- Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
opowiem Ci bajeczkę.
Usiadłam na środku sali patrząc na dzieciaki.

- Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Z

erknełam za okno. W tym momencie ujrzałam spadającą gwiazdę. Zamknęłam oczy i pomyślałam nad  życzeniem.

- Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską tę dziewoję.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Niech wyzdrowieją.

- Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.

Zciszyłam odrobine głos cicho podchodząc do pierwszego łóżka.

- Lecz żeby Ci nie było żal,
dziecino ma kochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Poprawiłam całej trójce kołdry po czym podeszłam do dzwi.
- Dobranoc.
Zgasiłam światło i wyszłam z sali.

Siemka! Nowa postać nadeszła! 😎 Jak tam pierwsze wrażenie? 😜
Do nastepnego! ❤

1* błąd zrobiony specjalnie
2* jeśli się mylę to proszę mnie poprawić

Ps: Komentarzyk z gwiazdeczką? ^^

,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz