64

127 12 6
                                    

Rzuciłam po raz kolejny sztyletem, który wbił się w ciało kobiety. Krzykła z bólu w ten irytujący piskliwy sposób błagając żebym przestała.

- Morda szmato.

Podeszłam do niej wymierzając siepowego. Wyjęłam wszystkie sztylety z jej ciała rzucając je w kąt.

- Co za wredne, złośliwe, żmijowate babsko!

W mojej dłoni powstała kula ognia, którą uderzyłam ofiarę. Jej skóra na twarzy jak i na tułowiu została mocno poparzona. W niektórych miejscach można było nawet zobaczyć mięso.

- Proszę p-przestań...

- Morda powiedziałam!

Jeszcze bardziej się rozpłakała, trzęsąc się ze strachu. Zdenerwowana chodziłam w tę i z powrotem próbując się uspokoić. Nagle wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Poszłam na salę z której wzięłam obciążniki na kończyny po czym wyszłam z piwnicy. W salonie siedziało kilka osób, w tym Clockwork. Zerkneła na mnie z nad gazety po chwili wracając do tekstu.

- Wychodzisz?

- Muszę się wybiegać.

Usiadłam na chwilę na kanapie zakładając obciążniki. Gdy wstałam od razu poczułam ich ciężar, który tylko ja w tym domu umiałam udźwignąć.

- Nie spal lasu.

Uśmiechłam się lekko pod nosem, gdyż w obecnym stanie było to bardzo możliwe.

- Spróbuję.

Opuściłam dom od razu zaczynając biec. Chciałam się jak najbardziej zmęczyć, aby od razu później zasnąć. Chciałam wyrzucić wspomnienia z głowy, które powróciły przez matkę Alex'a. Nie zadziałało by to na mnie, gdyby nie fakt, że była to prawda. Gdy byłam jeszcze sama codziennie błądziłam od śmietnika do śmietnika szukając w miarę dobrego jedzenia. Dopiero rok po poznaniu dziadka zaczęłam jeść normalne tylko dlatego, że znalazł pracę woźnego. Pieniądze nie były jakieś ogromne, ale wystarczały na jedzenie, niekiedy ubrania i leki. Zdjęłam bluzę czując, ciepło powoli tworzące się w ciele. Zimowy wiatr przyjemnie mnie owiał ochładzając. Nagle zaczęłam spadać zachaczając o wystający kamień. Zamknęłam oczy przygotowana na bliskie spotkanie z ziemią, jednak upadłam na coś miększego, a raczej kogoś.

- Aż tak na mnie lecisz?

Usłyszałam ten znajomy śmiech należącej do osoby, która tak bardzo mnie irytowała. Na moje szczęście włosy jako tako zasłaniały mi twarz. Wtuliłam się bardziej w jego klatkę bardziej się zakrywając.

- Nie powinieneś się pakować?

- A co? Chcesz się mnie pozbyć?

Nagle chwycił mnie w talii i teraz to ja leżałam na śniegu.

- Alex nie...!

Przerwałam widząc, że ma zamknięte oczy. Serce biło mi niemiłosiernie przez zdenerwowanie.

- Spokojnie, wiem jakie to dla ciebie ważne.

Przejechał mi dłonią po włosach biorąc je bardziej do tyłu.

- Nie chcę wyjeżdżać.

- Wiem, lecz twoi rodzice raczej nie zmienią zdania.

Położył się na mnie przygniatając swoim ciężarem. Głowę umiejscowił na ramieniu i zaczął się bawić moimi włosami.

- Mel, pozwól mi z wami zamieszkać.

- Co?

- Jeśli z wami zamieszkam nie będę musiał wyjeżdżać.

- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. Poza tym mogą cię złapać w szkole.

- Chcesz żebym wyjechał?

Podniósł się przez co nasze twarze były blisko siebie. Zbyt blisko.

- To nie tak...

- Czyli chcesz żebym został?

Zmniejszył odległość między nami. Mogłam poczuć jego usta na swoich. Czułam, że zaczynam się w środku gotować ze zdenerwowania.

- Alex ja...

Nim zdążyłam powiedzieć przyłożył swoje usta do moich delikatnie je muskając. Niewiele myśląc odwzajemniłam to pozwalając mu na więcej. Cholera. Odpiełam ciężarki i założyłam ręce za jego szyję bardziej do siebie przyciągając. Ostrożnie pieścił moje podniebienie jakbym miała się zaraz rozpaść. W końcu gdy zaczynało nam brakować powietrza oderwał się ode mnie zjeżdżając pocałunkami na szyję. Zaczął mnie po niej całować co jakiś czas zasysając się na skórze. Nie mogąc się powstrzymać wydobyłam z siebie parę zduszonych jęków. Zakryłam dłonią usta zawstydzona tym.

- Alex, wystarczy.

Drugą dłoń przeniosłam na jego ramię odpychając lekko od siebie. Powiedziałam to nietypowym dla mnie głosem, cichym i delikatnym. Podniósł głowę do góry, oczy wciąż miał zamknięte, a jego policzki były lekko zarumienione. Usiadł blisko mnie z głową skierowaną w dół, po omacku odszukał moją dłoń którą uchwycił. Przetarłam twarz dłonią zastanawiając się co dalej. Wstałam zakładając bluzę i obciążniki.

- Bądź gotowy za godzinę, przyjdę z resztą.

Po tym pobiegłam w stronę domu. Dobiegłam na miejsce w około 20 minut. Wchodząc do środka od razu wszyscy skierowali wzrok na mnie. Zdjęłam kaptur i poszłam do kuchni napić się czegoś. Na blacie stała butelka Sprite, wzięłam ją i opróżniłam. Gdy się obróciłam za mną stala Zero z złożonymi rękami.

- Dobra, co się stało?

- Nic?

Zbliżyła się dokladnie mnie mierząc wzrokiem.

- Nie pierdol, twoje włosy, oczy... nawet twoje ramię jest kurwa różowe!

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na swoje prawe ramię. Faktycznie, zamiast błękitu "tatuaż" był w barwie intensywnego różu oraz mienił się owym kolorem.

- Czy to są malinki?

Jason wskazał na moją szyje patrzac podejrzliwie.

- Jakie maliny?

Złapał mnie za rękę ciągnąć do lustra. Odsłonił mi włosy pokazując różowe ślady.

- Te maliny.

- Oh, em, alergia?

Uśmiechnęłam się niewinne po czym pobiegłam do siebie. Zatrzasnęłam drzwi za sobą szybko oddychając. Zakluczyłam drzwi by nikt mi nie przeszkadzał. Weszłam do łazienki przyglądając się swojemu odbiciu. Zakryłam ślady przy pomocy magii co trwało dość długo. W końcu wyszłam z pokoju już w swoich barwach i bez żadnych śladów.

- Jason, Ann, Candy, chodźcie idzemy po Narvaéza.

Spojrzeli na mnie pytająco. Pierwszy odezwał się kolorowy klaun.

- Po co?

- Wprowadza się do nas.

- Żartujesz sobie? Tak?

- Nope.

Nio czeeeść :3 Jak wam dzień minął? Ja wróciłam do dzieciństwa oglądając ,,Mulan". Aktualnie jestem w połowie drugiej części. ^^  Kolejny rozdział będzie za tydzień. ;)

Do następnego!❤


,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz