67

105 12 4
                                    

- Już dobrze. Jestem tu, Różyczko.

Objął mnie swoimi pomarszczonymi rękoma zamykając mnie w uścisku. Poczułam charakterystyczny zapach jego perfumu, którego używał bardzo rzadko.

- Przepraszam cię, myślałem, że jeśli nie będę się tu pojawiał to pogodzisz się z moim odejściem.

- To nie jest już istotne. Mam coś dla ciebie.

Przybliżyłam do nas koszyk wyjmując z niego koc, który rozłożyłam. Na niego wyjęłam wszystkie poczęstunki, które przygotowałam i usiadłam obok dziadka.

- Czy to ten pyszny kurczak co był trzy lata temu?

Uśmiechnęłam się szczęśliwa spoglądając w jego oczy.

- Próbowałeś?

- Jak ja bym mógł nie spróbować dań zrobionych przez moją Różyczkę?

Szczęśliwa zabrałam się za jedzenie. Wzięłam owego kurczaka nakładając porcje najpierw mężczyźnie, zaś później sobie. Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Tak jak za dawnych czasów. Byłam niezmiernie szczęśliwa.

- A jak ci się żyje tam na górze?

- Dobrze, pamiętasz opowieści o moim starym druchu Kaziu? Udało mi się go znaleźć i znowu razem gramy.

- Cieszę się, że nie jesteś samotny.

- Dość mówienia o mnie, powiedz staruszkowi czy coś u ciebie się zmieniło.

- Cóż, chodzę do szkoły i nawet się zaprzyjaźniłam z pewnym rodzeństwem, są dziećmi króla i królowej.

- A ten chłopak co do ciebie się łasi? Kto to jest?

Zaksztusiłam się kawałkiem ciastka. Dziadek pomógł mi śmiejąc się pod nosem. Gdy już mogłam normalnie oddychać spojrzałam na niego zdziwiona.

- Skąd o nim wiesz?

- Czasami zdarzyło mi się zerknąć zobaczyć co u ciebie.

Zobaczyłam ten dobrze znamy mi błysk w oczach. Przeniosłam wzrok na niebo wpatrując się w gwiazdy.

- Nie patrz tak na mnie. Nie jesteśmy i nie będziemy razem. Nie umiem kochać.

Uśmiechnął się smutno głaszcząc moje ramie. Wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Zawsze chciał.

- Wiesz, dawno temu poznałem pewną niezwykłą dziewczynkę, która swoją miłością mogła zarazić cały świat.

- Przykro mi dziadku, lecz tej dziewczynki już dawno nie ma.

- Ja mam co do tego inne zdanie. Przejdziemy się?

Nie czekając na odpowiedz wstał i ruszył w stronę jeziora, nie zwlekając poszłam za nim dotrzymując mu kroku. Szliśmy w milczeniu wzdłuż jeziora. Nagle wspomnienia z tej nocy wróciły. Zatrzymałam się mając głowę spuszczoną w dół. Dziadek podszedł do mnie patrząc na mnie z troską.

- Coś się stało?

- Przepraszam, że nie umiałam cię ochronić. Gdybym tylko była bardziej opanowana... to moja wina. Czemu ja do cholery cię posłuchałam?!

Łzy spływały po moich policzkach następnie spadając na śnieg. Dreszcze zawładnęły moim ciałem, trzęsącą się dłonią zakryłam twarz chcąc się choć trochę uspokoić.

- Mogłam ich pokonać, ja byłam w stanie cię ocalić.

- Melody'o spójrz na mnie.

Z wahaniem podniosłam głowę, lecz nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

- Ja byłem już stary, a ty masz przed sobą całe życie. W końcu musiałbym umrzeć. Proszę, nie obwiniaj się za moją śmierć. To była moja decyzja, której nigdy nie żałowałem. To, że przeżyłaś i wyrosłaś na odpowiedzialną i dorosłą dziewczynę napawa mnie dumą. Wiem, że zabijasz zdaję sobie z tego sprawę. Ale wiem też jakich ludzi zabijasz i wiem, że ukrywałaś to przede mną ze strachu przed odrzuceniem. Wiedz, że nie ważne co zrobisz i jaką decyzję podejmiesz ja w ciebie wierzę i zawsze będę cię wspierać.

Rzuciłam się mu na szyję wylewając z siebie morze łez. W końcu, w końcu po tylu latach poczułam ulgę. Staruszek po raz kolejny zamknął mnie w swych objęciach głaszcząc mnie uspokajająco po włosach. Po kilku minutach oderwałam się od niego już spokojna. Uśmiechnięty wytarł moje mokre policzki, następnie zakładając mi moją chustę.

- Myślałam, że już jest na końcu lasu.

- W ostatniej chwili zdążyłem ją złapać. Jeszcze starość do końca mnie nie dopadła.

Zaśmialiśmy się cicho. Spojrzałam na niebo słysząc wybuchy. Niebo rozświetliło setki fajerwerek o przeróżnych barwach.

- No czas na mnie. Leć do przyjaciół mój ty aniołku.

- Dobrze.

Przytuliłam go ostatni raz i zaczęłam biec w stronę domu, lecz zatrzymałam się. Wróciłam do niego zawieszając mu się na szyi wypowiadając słowa, które nigdy nie miałam okazji powiedzieć.

- Kocham cię, dziadku.

- Ja ciebie też, Różyczko.

Po chwili już go nie było. Odszedł, lecz wiedziałam, że jeszcze się zobaczymy. Uśmiechnięta wróciłam do domu. Już z dala zobaczyłam jak cała ferajna stoi przed domem obserwując niebo. W śród nich zobaczyłam dwóch dodatkowych gości, Ramira i Matthew. Szczęśliwa skończyłam na Jeff'a dusząc go z radości.

- Przyszedł! On przyszedł!

Śmiałam się głośno i jednocześnie płakałam, czułam taką radość jak nigdy dotychczas, co było widoczne po moich włosach na których zrobiły się intensywnie żółte pasemka.

- Dziewczyno udusisz go zaraz.

Trender odczepił mnie od jeszcze bladszego, o ile to możliwe, Jeff'a, który od razu zaczął łapać powietrze.

- Wybacz Jeff'i.

Chłopak tylko pomachał mi ręką zbyt zajęty oddychaniem. Zaśmiałam się cicho po czym spojrzałam na niebo. Teraz już wszystko musi pójść dobrze.

Hejka skarby wy moje. ^^ Jestem niesamowicie zadowolona z tego jak i poprzedniego rozdziału. Mam nadzieję, że wy też. 😉 Myślę, że teraz bardziej pobrnę w temat Aidy i Andersen'a. Obym tylko nie zboczyła z tego kursu. ;_; No i w końcu są wakacje! 😍 Nareszcie się wyśpie. xd


Do następnego!❤

,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz