70

138 11 1
                                    

***Perspektywa Jeff'a***

Nie podobało mi się to. Od wczoraj nie wychodziła z pokoju, z nikim nie chce rozmawiać, nic nie je. Musiało się coś stać, ale nie wiedziałem co. Byłem bezradny przez co stałem się nerwowy. Siedziałem u siebie w pokoju na parapecie spoglądając w okno. Jej nastrój udzielił się wszystkim nawet clouny, Ticcy i Splendorman siedzieli cicho. Odwróciłem głowę, gdy usłyszałem otwierane drzwi. Do pokoju weszła Suicide mówiąc, że Mel chcę ze mną rozmawiać. Szybko ją ominąłem idąc pod drzwi Melody. Zapukałem czekając, aż mi otworzy.

- Kto to?

Jej głos był wyprany z emocji co dodatkowo mnie zaniepokoiło.

- To ja, Jeff.

Usłyszałem szczęk zamka, co oznaczało, że mogę wejść. Leżała na łóżku patrząc się przed siebie. Była strasznie blada, jej tęczówki pobladły tak samo jak pasemka na włosach i ślady na prawej ręce. Położyłem się za nią od razu zamykając w uścisku. Leżeliśmy tak do czasu aż się odezwała.

- Straciłam ich. Nie chcieli mi uwierzyć. W sumie to się im nie dziwie, bo kto by mi ufał?

Zaśmiała się głośno, lecz nie było w nim ani grama radości. Był pusty.

- Powiedz mi co się stało.

- Poszliśmy wszyscy na łyżwy, później się dowiedziałam, że ma przyjść jeszcze Aida. Gdy tylko zostałyśmy same, ona zaczęła mówić, że ich skrzywdzi. W końcu nie wytrzymałam i posłałam w jej stronę piorun, który nieco ją poranił. Oni to zauważyli. Zaczęłam się kłócić z Mariką, próbowałam wyjaśnić jej, że chce ich ochronić. Wiesz co mi powiedziała? Że to po mnie prędzej by się spodziewała niebezpieczeństwa niż od Aidy.

Przerażał mnie jej stan. Brak jakiejkolwiek mimiki, zero emocji, osłabiona magia. To nie wróżyło nic dobrego. Przytuliłem ją mocniej, chcąc dodać jej otuchy.

- Spokojnie wszystko się ułoży.

Chciałem by to minęło, jednak nie mogłem sprawić by była szczęśliwa.

- Jeffrey, ja nie widzę przyszłości.

Poczułem jak mi serce staje. Spojrzałem na sygnet od niej mając nadzieję, że się mylę. Jednak jego kamień zamiast mienić się białą barwą był czarny jak noc. Wziąłem kilka głębszych oddechów zachowując spokój.

- Jak to nie widzisz przyszłości?

- Gdy próbuję w nią zajrzeć widzę ciemność, żadnych ludzi, przedmiotów, miejsc. Nic, po prostu pustka.

Nagle usłyszeliśmy krzyki z dołu. Wstałem, mówiąc jej, że zaraz wrócę i wyszedłem.

- Przepuście mnie! Muszę z nią porozmawiać.

- Czego kurwa nie rozumiesz? Ona nie chce z nikim rozmawiać.

Jason stał przed schodami uniemożliwiając przejście Alex'owi, którego jeszcze powstrzymywali Candy wraz z E.J. Zanim cokolwiek powiedziałem zastanowiłem się dobrze.

-Puście go. To Melody zdecyduje czy chce z nim rozmawiać.

Spojrzeli na mnie zaskoczeni, lecz puścili go. Jason przepuścił go mając go na oku do czasu, aż nie zniknęliśmy w korytarzu. Kazałem mu poczekać przed drzwiami jej pokoju. Wszedłem i zapytałem się czy chce z nim rozmawiać. Po dłuższej chwili zgodziła się, jednak poprosiła mnie, żebym został. Wpuściłem go do środka, gdy założyła chustę. Jego oczy natychmiast napełniły się smutkiem gdy tylko ją zobaczył. Usiadł obok niej, zaś ja oparłem się o parapet wyglądając za okno.

***Perspektywa Alex'a***

Usiadłem obok niej zachowując niewielką odległość między nami. Wyglądała strasznie, jakby ktoś wyssał z niej całe życie.

- Przepraszam. Powinienem cię obronić, może niekoniecznie wierzę, że Aida chcę nam zagrozić, ale wiem, że nie zaatakowałabyś jej bez powodu.

- Co z resztą?

- Eh, Matthew próbuje wszystko przeanalizować, Ramiro chodzi cały spięty, a Mariką i Paweł... cóż oni raczej nie będą chętni do rozmowy.

Przytaknęła patrząc się przed siebie. Siedzieliśmy w tej niezręcznej ciszy dobre kilkanaście minut. W końcu spojrzałem bezradny na Jeff'a, jednak on tylko wzruszył ramionami.

- Jutro do szkoły...

- Nie idę.

- To może gdzieś razem pójdziemy?

- Nie mam nastroju by się z tobą umówić.

- A kto mówi o randce? To będą.. przyjacielskie wagary. Pójdziemy dokąd tylko będziesz chciała.

- Twoi rodzice, gliny mnie gonią. To nie jest najlepszy pomysł.

Westchnąłem zrezygnowany. Poczułem lekkie uderzenie w ramię, Jeff wskazał na drzwi. Poszedłem za nim do wyjścia z domu. Gdy się oddaliliśmy od budynku zwolnił dorównując mi kroku.

- Jak pewnie zauważyłeś jest źle z Mel. Nawet bardzo źle.

- Co się jej stało?

- Sam dokładnie nie wiem, ale nie możemy pozwolić by została w takim stanie.

Dotarliśmy do jeziora, usiedliśmy na jednym z kamieni przy brzegu. Lód już nie był tak gruby jak parę dni temu, śnieg też już zaczynał znikać robiąc miejsce wiośnie.

- Słuchaj nigdy nikomu o tym nie powiedziałem i ty też nie masz, jasne? Kilka lat temu rozmawiałem z jej "opiekunami".* Powiedzieli mi, ważną rzecz o Mel, która na pozór brzmi absurdalnie. Ona nie może być sama.

Zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc.

- Ma was, czemu miała by być sama?

- To prawda, lecz teraz się izoluje nie dając się do siebie zbliżyć. Jeśli tak dalej pójdzie to Mel jaką znamy może zniknąć. Stanie się bez uczuciowa i będzie mordować wszystkich bez wyjątku. Nie będzie miała granic.

Pokazał mi swój sygnety wskazując na czarny kamień. Natychmiast spojrzałem na swój. Czerwone zdobienia były ciemniejsze, a w niektórych miejscach wręcz czarne.

- Przemiana powoli się zaczyna. Z racji, że Mel straciła zdolność przewidywania przyszłości mamy przewagę, jednak nie wiemy na jak długo.

- Także musimy działać szybko aczkolwiek ostrożnie by się nie zorientowała, że coś się dzieje.

- Dokładnie księciuniu.

Wstał i przeciągnął się spoglądając w stronę z której przyszliśmy.

- Lepiej już wracajmy zanim będzie mnie podejrzewać o zrobienie ci krzywdy.

- Jasne, wracajmy.

Nie mam pojęcie co tu napisać także...

Do następnego! <3

* Chodzi tu o Radnych jakby co ^^

,,Zabójczyni&quot; // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz