27

330 21 12
                                    

***Perspektywa Pawła***

Wróciliśmy z Mari do domu. Po obiedzie zjedzonym w ciszy poszedłem do jej pokoju. Zapukałem i wszedłem. Siedziała po turecku bawiąc się wisiorkiem wpatrzona w okno. Usiadłem przed nią zwracając jej uwagę.
- Będzie bal?
- Tak.
Widziałem niezadowolenie w jej twarzy. Złapałem ją z dłoń patrząc w jej oczy.
- Wiem, że ci się to nie podoba ale to tradycja.
- Wielka mi tradycja raczej szansa na upicie się.
Siedzieliśmy w ciszy skupieni na własnych myślach. Nagle Mari wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
- Czemu świętujemy jej śmierć do cholery?!
Westchnołem zmęczony.
- Nie świętujemy jej śmierci tylko twoje urodziny przecież wiesz.
Podeszłem do niej łapiąc ją za ramiona.
- Wiem, że cierpisz ale musisz się z tym pogodzić.
Przytuliłem ją mocno pozwalając jej płakać.
- Ona gdzieś tam jest, czuje to.
- Wiem, nie płacz.
Wątpiłem w jej przypuszczenia, w końcu tyle lat minęło. Poczułem popchnięcie.
- Kłamiesz! Wyjdź!
- Marika proszę...
- WYJDŹ!
Patrzyłem na jej załzawioną twarz. Wyszłem zamykając cicho dzwi. Bezsilny ruszyłem do siebie starając się by nikt mnie nie zauważył. Na miejscu rzuciłem się na łóżko. Czemu ona jest taka uparta? Wszyscy stracili nadzieje oprócz niej. Przekręciłem się na plecy wpatrując się w sufit. Sięgnąłem po telefon ze słuchawkami. Włączyłem ,,Kim jestem" i wysłuchałem się w tekst. Jakoś przy drugiej zwrotce zasnąłem.

***Perspektywa Alex'a***

Podbiegłem do Melody która szła już do domu. Zatrzymała się gdy mnie zauważyła za co byłem wdzięczny bo niby szła ale tak zapierdalała tymi nogami.
- Hej, może wpadła byś do mnie?
- Śpiesze się.
Ruszyła a zanim się zorientowałem była już 10 metrów ode mnie. Podbiegłem do niej po raz drugi zasłaniając jej przejście.
- Weź, dawno nie byłaś.
Skrzyżowała ręce wspinając lekko lewe biodro w lewą stronę.
- Byłam u ciebie tylko raz.
- No widzisz, kolejny argument żebyś do mnie wpadła.
Uśmiechnołem się do niej łapiąc ją za rękę i idąc w stronę domu. Czyli przeciwnie gdzie ona chciała iść. Po chwili wyszarpneła dłoń chowając ją do kieszeni. Szedliśmy spokojnie czasami się do siebie odzywając. Po 20 minutach doszlismy pod mój dom który znajdował się niedaleko lasu. W promieniu 10 km nikt nie mieszkał, więc miałem spokój od ludzi. Otworzyłem drzwi przepuszczając Melody. Zdjołem buty i ruszyłem do kuchni. Mel usiadła przy stole patrząc na mnie.
- Lubisz naleśniki?
- No.
Wyjołem patelnie, miskę i mikser. Wyjołem jeszcze potrzebne mi składniki. Do miski wsypałem mąkę, dodałem jajka, mleko, wodę i sól. Następnie zmiksowałem to na gładkie ciasto. Dodałem roztopione masło i jeszcze raz zmiksowałem. Wlałem cieńką warstwę ciasta na patelnie i delikatnie ją rozłożyłem na powierzchni patelni. W tym samym czasie Melody'a wzięła garnek który położyła na średnim ogniu. Wlała do niego wody i podeszłam do szafek. Wspieła się na blat i szaczeła szukać czegoś w szafce. Zerknołem na nią... no dobra na jej tyłek. Z chęcią bym do niej podszedł i mmm. Po chwili zorientowałem się, że ona stoi z założonymi rękami i się na mnie patrzy.
- Nie zapomniałeś o czymś?
Pokazała oczami na patelnie. Poczułem zapach spalilizny.
- Kurwa!
Odwrociłem naleśnika na drugą stronę która była czarna. Wyrzuciłem go i zabrałem się z rumieńcem za następnego. Ja robiłem naleśniki zaś Mel rozpuściła czekoladę. Nałożyłem po jednym naleśniku na talerz polewając je czekoladą. Na porcji Mel czekolada tworzyła wypełnione serduszko. Z uśmieszkiem położyłem talerz przed nią, sam siadając naprzeciwko niej. Wpatrywała się chwilę w niego i po chwili zwineła go zaczęła jeść. Zaśmiałem się i też zacząłem jeść. Po 10 minutach każde z nas zjadło jeszcze po 2 naleśniki. Najedzeni przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Co było tak bardzo interesującego, że spaliłeś naleśnik?
Poczułem jak czerwienieje na twarzy. Zerknołem na Mel która patrzyła na mnie.
- Hmm. No wiesz podobasz mi się i mam na co popatrzeć.
- Taaa w szczególności na tyłek.
Po plecach przebiegły mi dreszcze. Podrapałem się po karku zawstydzony.
- Hehehe...wybacz?
Położyłem rękę na oparcie patrząc w miejsce gdzie powinny być jej oczy.
- Zdejmiesz kaptur?
Usłyszałem od niej prychnięcie.
- Możesz sobie pomarzyć, nie będę ryzykowała swoim życiem.
- Przecież nie mam tu podglądu a nikomu nie powiem.
- Nie ufam ci.
Zabolało. Faktycznie znamy się krótko ale chyba dałem jej wyraźny znak, że może mi zaufać.
- Dobrze.
Westchnołem cicho przymykając na chwilę oczy.
- Powiedz co ty we mnie widzisz?
Seksowną boginie mordu.
- Wiesz, masz ciekawy charakter. Niby należysz to Creepypast ale masz dobre serce. Chronisz słabszych jednak gdy ci podpadną to też umiesz ich uderzyć.
Przypomniałem sobie akurat to zdarzenie. Dziewczyna została wyśmiana, Mel ją obroniła a na następny dzień dała w twarz, gdy nękała pierwszaka. Zaśmiałem się równo z Melody. Jej piękny śmiech brzmiał w moich uszach. Schyliłem się do niej z zamiarem pocałowania jednak ona zniknęła i pojawiła się przy wejściu między salonem a korytarzem.
- Ja musze się zbierać. Narazie.
Wyszła zostawiając mnie samego. Znowu mi uciekasz? Podniosłem się i skierowałem się do swojego pokoju.



,,Zabójczyni" // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz