56

172 13 6
                                    

Wyszłam ze szkoły u boku Mari i Pawła. Przekraczając bramę poczułam jak ktoś mnie ciągnie do tyłu za koszulkę.

- A ty gdzie się wybierasz?

Demon objął ręką moja szyję lekko mnie podduszając.

- Zostaw go!

Wilkołak puścił mnie, jednocześnie dostając od Pawła w mordę. Odwróciłam się do niego, trzymał się za szczękę, która była zaczerwieniona.

- Ty mały..

- Demon daj se siana.

- Uderzył mnie!

- Dziwisz się? Ostatnio walczyliśmy i nie byłeś do mnie zbyt przyjaźnie nastawiony.

- Skończyliście?

Obok chłopaka pojawiła się Elena. Dowódczyni aniołów.

- A ty co tu robisz?

- Demon powiedział mi o twojej decyzji. Nie możesz się narażać. Nie pochwalam tego co robisz, ale dopóki nas chronisz przymykam na to oko.

- Świętoszka się znalazła. Nie zmienię decyzji. Wy macie tylko zapewnić swoim ludziom schronienie. Ja zajmę się ochronieniem was. Dyskusja skończona.

- Czemu jesteś taka uparta? Nie dasz rady sama. Potrzebujesz nas, tak jak my potrzebujemy ciebie.

- Cicho, jeszcze ktoś usłyszy.

- Chciałbym zauważyć, że i tak już wszyscy na nas patrzą. Chodźmy reszta na nas czeka.

Demon ruszył przodem. Faktycznie uczniowie zerkali na nas dyskretnie.

- Wpadniesz do nas później? Musimy porozmawiać o balu.

- Jasne, postaram się zakończyć to jak najszybciej.

Pożegnałam się z nimi, po czym pobiegłam dogonić Elenę i Demona.

***Tajna korporacja***

Mężczyzna opuścił swój gabinet. Dostojnym krokiem ruszył do laboratorium. Było to największe i najbardziej zatłoczone miejsce. Różne machiny, ludzie ubrani w białe fartuchy, a wśród nich Odmieńcy. Zmuszani do różnorodnych badań.

- Panie Anderson. Przyszedł pan w idealnym momencie. Za chwilę będzie pierwsza próba przeniesienia energii do ludzkiego ciała.

Energia. Tak tu nazywano magię Odmieńców, a ich samych obiektami. Dwóch mężczyzn wprowadziło, nie, wciągnęło do pomieszczenia Obiekt S24. Był to syren o rzadko spotykanym grafitowym ogonie. Wrzucili go do wysokiego, przezroczystego basenu. Chłopak opadł na dno nie mając już sił po poprzednich eksperymentach. Mężczyzna oglądał to bez żadnych emocji. Nie czuł współczucia czy litości. On dążył po trupach do celu. Po pomieszczeniu rozległ się krzyk bólu. Próba nieudana.

***Perspektywa Melody***

- Nie zgadzam się!

Pięścią uderzyłam o stół, który pęknął w tym miejscu. Moje włosy uniosły się, a na ich końcówkach pojawił się płomień.

- Tu o mnie chodzi i nikt nie będzie narażał przez to życia.

Widziałam, że Klara, dowódczyni elfów, chcę się sprzeciwić.

- Nie rozumiesz...

- Nie interesuje mnie to, że może ich być tysiące. Opanuje zgodność i ich pokonam.

Demon wstał posyłając mi wściekłe spojrzenie.

- Czy ty naprawdę jesteś taką idiotką? To może potrwać lata! Tym bardziej, że masz w sobie każda z ras i jak dotąd umiesz tylko połączyć je z rasą Magicznych. Nie zdążysz się tego nauczyć, co najwyżej opanujesz tylko łączenie trzech ras.

- To jest twoje zdanie.

- Nie, to jest nasze zdanie, więc łaskawie obniż swoje cholerne ego i pozwól nam działać!

Usiadłam wykończona psychicznie. Uspokoiłam się, by na spokojnie pomyśleć.

- Dobrze. Caris. Jakim dysponujesz wojskiem?

- Blisko trzydzieści tysięcy.

- Weź pięć tysięcy najlepszych wojowników i poddaj ich specjalnemu treningowi. To samo reszta. Chcę pięć tysięcy wojowników z każdej rasy i ani jednego więcej. Wszyscy będą wspólnie trenować pod waszym okiem, ja w tym czasie spróbuję się czegoś dowiedzieć o Aidzie i tym mężczyźnie.

Po omówieniu szczegółów wszyscy się na tą decyzję zgodziliśmy, a na mnie spadła odpowiedzialność powiedzenia o tym Radnym. Zmieniłam się w Wilkołaka i pobiegłam w stronę pewnej jaskini ukrytej głęboko w lesie. Tylko ja wiedziałam gdzie się ona znajduje. Na miejscu wróciłam do swojej męskiej wersji. Weszłam wgłąb jaskini. Pochodnie na ścianach zapaliły się oświetlając mi drogę. Ruszyłam przed siebie. Podczas drogi niespodziewanie podłoże pode mną zawaliło się i spadłam w dół. Obolała wstałam podchodząc do staruszków.

- Jesteście dzisiaj niebywale gościnni.

Siedzieli na swoich tronach przy okrągłym kamiennym stole. Pokłoniłam się im okazując szacunek.

- Pewnie wiecie dlaczego tu przyszłam.

- Owszem wiemy. Mądrze zrobiłaś dopuszczając ich do walki. Oni mają rację, sama nie dasz sobie rady.

- Ale...

- Sama twoja magia, nie ważne jak potężna, nie wystarczy.

Główny Radny patrzył na mnie ze spokojem i rozwagą.

- Jeśli chcesz opanować zgodność musisz nauczyć się wykorzystywać magię natury.

- Przecież umiem kontrolować cztery elementy, w dodatku ujarzmiłam pioruny.

- Oczywiście, lecz ty je jedynie kontrolujesz. Nie umiesz wyciągać z nich magii, a to pierwszy krok do zgodności. Musisz również zaakceptować wszystkie części siebie i pogodzić się z przeszłością. Nie pójdziesz w przód jeśli nadal będziesz spoglądać w tył.

Zacisnęłam szczęki. Wiedziałam, że ma rację, ale nie umiałam zapomnieć o przeszłości.

- Zapomnę, gdy spełnię obietnicę.

- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać.

Usiadł, a ja poczułam jak wiatr pchnie moje ciało do tyłu. Siła jego się zwiększyła, a mnie wywiało z jaskini, niejednokrotnie uderzając o ściany jaskini. Wyleciałam z groty uderzając o najbliższe drzewo.

- Tiaa cholernie gościnni.

Hejka! <3  Jak tam życie?  Powoli akcja się rozkręca i mam nadzieje, że nadal będzie. xd

Do następnego! :*

,,Zabójczyni&quot; // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz